Jeśli okaże się, że gen. Błasika nie było w kokpicie, to przeprosi pan wdowę po generale? - zapytał Edmunda Klicha Wprost.pl. - Oczywiście. Ja w ogóle żałuję, że wtedy wypowiedziałem te słowa - odpowiedział portalowi pułkownik - były akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK). To reakcja na doniesienia "Rzeczpospolitej", o ustaleniach ekspertów z Krakowa, że słowa z kokpitu Tu-154, przypisywane dotychczas gen. Andrzejowi Błasikowi, wypowiadał drugi pilot.
Jeśli informacje gazety się potwierdzą, oznaczałoby to podważenie jednej z najważniejszych tez raportów rosyjskiego MAK - o tym, że obecność dowódcy Sił Powietrznych w kabinie pilotów wywierała na nich presję, a to mogło przyczynić się do katastrofy prezydenckiego tupolewa.
Według "Rz" słowa, które komisja Millera i MAK przypisywały gen. Andrzejowi Błasikowi, w rzeczywistości wypowiadał mjr Robert Grzywna, drugi pilot Tu-154m. Jak pisze gazeta z ustaleń biegłych wynika, że dowódca Sił Powietrznych nie wydawał komend podczas lądowania.
Tezy podważone i co teraz?
Jeśli dowody Rosjan są prawdziwe, a na nich się opieram, to gen. Andrzej Błasik był w momencie katastrofy w kokpicie Tu-154. Jeśli okaże się jednak, że te dowody są nieprawdziwe, to zasadne będzie pytanie, co w ogóle jest prawdą w rosyjskim raporcie? Edmund Klich
Ekspert w rozmowie z portalem tłumaczył też, że "Rosjanie udowodnili, że Błasik był w kabinie do końca, a komisja Millera przyjęła te dowody jako prawdziwe". - Już sama obecność dowódcy sił powietrznych w kabinie może być odczytywana jako presja - ocenił Klich.
Pułkownik dopytywany, czy w świetle doniesień "Rzeczpospolitej" mogłoby się okazać, że generał w ogóle nie był w kokpicie Klich odparł, że "to niemożliwe, by tylko jedno ciało zdołało się przemieścić z tyłu samolotu aż do kokpitu" (właśnie na podstawie miejsca odnalezienia ciała Andrzeja Błasika Rosjanie uznali, że wojskowy musiał przebywać w kokpicie - red.). - Poza tym Rosjanie ocenili, że Błasik stał. Wnioskują tak po obrażeniach, jakie odniósł. Nasza komisja tego nie podważyła, więc uważam, że to są fakty - powiedział Edmund Klich.
A jeśli?...
Na pytanie: "co jeśli się okaże, że generał przebywał jednak z resztą pasażerów?" były akredytowany przy MAK powiedział, że wtedy "pojawi się problem wiarygodności raportu MAK i raportu Millera". Zaznaczył jednak, że jeśli dowody Rosjan są prawdziwe, to generał Błasik był w momencie katastrofy w kokpicie Tu-154. - Ja ciała generała nie oglądałem, nie wyciągałem z kabiny i nie analizowałem. Opieram się tylko na wnioskach Rosjan. Jeśli okaże się jednak, że te dowody są nieprawdziwe, to zasadne będzie pytanie, co w ogóle jest prawdą w rosyjskim raporcie? I wtedy oba raporty trzeba będzie zmieniać - oświadczył Klich.
Ekspert pytany, czy jeśli jednak okaże się, że Błasika nie było w kokpicie, to przeprosi wdowę po generale (Klich w maju 2010 roku w programie "Tak jest" w TVN24 oświadczył, że na chwilę przed katastrofą w kokpicie prezydenckiego Tu-154 pojawił się Dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik i to on był w kabinie pilotów do tragicznego końca - red.)
- Oczywiście. Ja w ogóle żałuję, że wtedy wypowiedziałem te słowa. Trzeba jednak wziąć poprawkę na okoliczności, w jakich one padły. W Polsce powstawały wtedy teorie spiskowe o zamachach. Myślałem, że redaktorzy, którzy tę informację o Błasiku podawali, mają pewne źródła. Moja wypowiedź była niefortunna – przyznaję. Do Ewy Błasik nie mam żalu, że – można to tak chyba określić – opluwa mnie w mediach. Ona jest w trudnej sytuacji, współczuję jej - zapewnił Edmund Klich.
Źródło: Wprost.pl, "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24