Straż miejska modyfikuje zdjęcia z fotoradarów i niesłusznie wystawia nam mandaty - skarżą się kierowcy chcący uniknąć mandatu za przekroczenie prędkości. Strażnicy z kolei bronią się argumentując, że nie przekraczają prawa. Oceną ma zająć się sąd - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Dziennik podaje przykład Gabriela Słowika z Warszawy, który odmówił przyjęcia mandatu. - Wracając do domu zostałem złapany przez fotoradar. Po czasie przyszło do mnie pocztą zdjęcie od straży miejskiej, na którym zamiast tablicy rejestracyjnej widać błysk flesza - skarży się kierowca. Jak stwierdził, fotografia, na której zamierzone efekty osiąga się przy pomocy zabiegów technicznych, nie może być dowodem w sprawie.
Jego opinię potwierdzają niektórzy eksperci, z którymi rozmawiał "DGP". Inni zauważają jednak, iż, jeśli strażnicy przedstawią metodologię badania i będzie z niej wynikało, że nie zmodyfikowali zdjęcia, będzie ono miało pełną moc dowodową.
Dozwolone filtry?
Z kolei zdaniem strażników wszystko jest w porządku i nie dochodzi do bezprawnych modyfikacji. Korzysta się jedynie z filtrów zamontowanych w urządzeniu.
Jak tłumaczy Marek Seweryński z firmy Meron, która udostępnia gminom fotoradary, jeśli zdjęcie jest robione z fleszem, to dzięki filtrowi polaryzacyjnemu wszystkie elementy odblaskowe samochodu odbijają się w różnych miejscach na fotografii. Takie odbicie tablicy można pobrać z innego fragmentu zdjęcia. Niekiedy jest ono dodatkowo przyciemniane lub rozjaśniane i wyostrzane.
Zadziała sąd
Sprawa pana Słowika trafiła do sądu w Wejherowie, który oceni zgodność z prawem wystawionego mandatu. Na razie została ona odroczona, by zbadać, w jaki sposób poprawiono jakość zdjęcia.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24