Jazda "na koronie". Tak o swojej pracy mówią ludzie, którzy są na pierwszej linii walki z koronawirusem - załogi karetek zakaźnych. Z jednym z ratowników rozmawiał reporter "Czarno na Białym" Radomir Czarnecki.
Zadaniem ratowników medycznych, którzy pracują w specjalnych karetkach zakaźnych, jest odizolowanie i jak najszybsze przewiezienie do szpitala osób, które mogą być zakażone koronawirusem i których życie może być zagrożone. Tomasz Komorowski codziennie robi nawet pięć takich kursów. Przewozi także osoby z potwierdzeniem zakażenia koronawirusem.
Radomir Czarnecki: Nie boisz się?
Tomasz Komorowski: Strach odczuwa każdy z nas. Szczególnie w momencie, kiedy jedziemy do pacjenta, o którym wiadomo, że ma stwierdzonego koronawirusa. Na początku była straszna "napinka". Ale teraz mówimy: proszę ode mnie dwa metry i jedziemy. Strach jest, ale bardziej o to, że przywlekę to dalej.
Znajomi, rodzina, nie boją się o ciebie?
Mieszkam jeszcze z rodzicami i z siostrą. Sam wprowadziłem sobie dodatkowe procedury bezpieczeństwa. Rozbieram się przed wejściem do domu, dezynfekuję ręce. Przyjeżdżam do domu wstępnie umyty. Wydaje mi się, że tego nie przeniosę. Chyba że będę zakażony. Na razie chyba nie jestem.
Przebierasz się w garażu, żeby nie przynieść tego do domu?
W garażu mamy pralkę. Od razu ubranie idzie do prania. Dopiero potem wchodzę do domu.
Ile kursów dziennie robisz karetką zakaźną?
Nie da się ich zrobić dużo. Myślę, że około pięciu. Sama otoczka tego powoduje, że "się schodzi". Założenie stroju przy moich umiejętnościach to jest około trzech minut, ale ja ich założyłem od groma. Jak ktoś zakłada pierwszy raz, to trwa to co najmniej 15 minut.
Jak wygląda przygotowanie takiego wyjazdu?
Przede wszystkim toaleta. Bywa, że cztery czy pięć godzin trzeba przesiedzieć w tym kombinezonie. Najpierw piję więc wodę, ale nie za dużo, bo za godzinę będzie mi się chciało do toalety. Rozpakowuję strój, potem toaleta właśnie. Ubieram się, wchodzę do karetki i jadę po pacjenta. Mamy ich w różnych miejscach, w domach. Są tacy, o których wiemy, że są zakażeni. Na przykład są już w szpitalu i trzeba ich odtransportować do domu, bo jadą na kwarantannę. Osoba, która jest zarażona i nie ma ostrych objawów, jedzie do domu, bo nie ma dla niej miejsca w szpitalu.
Twoi bliscy wiedzą, że jeździsz do pacjentów z koronawirusem?
Wiedzą. I rodzina, i znajomi. Wysłałem wszystkim zdjęcia, jak pierwszy raz założyłem kombinezon. Ale myślę, że bardziej bym się o nich dziś bał, gdybym jeździł na zwykłej karetce...
Na zwykłej? Dlaczego?
Nie ma tyle sprzętu, żeby wszyscy się ubrali w kombinezony. Dam przykład. Jeżeli ktoś zgłosi na 112, że złamał rękę, a zapomni wcześniej wspomnieć nam, że był we Włoszech, ma kaszel, katar i gorączkę, to oni się nie przebiorą. Chłopaki o to pytają, ale ludzie kłamią.
Ludzie się nie przyznają?
Często się nie przyznają. Czasem jeżdżę na systemie (karetką ratunkową - red.) i wiem, jak to wygląda. Oni są narażeni bardziej niż my.
Ludzie kłamią, nie chcą się przyznać, nie chcą być stygmatyzowani. A czasem nawet boją się, że zabierzemy ich nie do tego szpitala, do którego by chcieli jechać.
A jak zachowują się pacjenci z podejrzeniem koronawirusa, kiedy do nich przyjeżdżasz?
Są dwa typy. Na razie nie spotkałem żadnego agresywnego. Pierwszy typ to niemowa: robi dokładnie to, co mu mówię. Boi się całej sytuacji. Boi się, czy go gdzieś nie zamkną. Jest posłuszny.
A drugi typ?
To tacy, co mają focha. Mówią: dobrze, to ja już pójdę, ale ja nie wiem, po co ja jadę do tego szpitala. I co ja będę tam siedziała tyle czasu? Jak ja potem wrócę? – słyszymy.
I jak reagujesz?
Jestem w masce, w przyłbicy, jestem sporej postawy. Mówię stanowczo: proszę się ubrać i wychodzimy. I się słuchają. Czują, że to ja rządzę i że nie ma żartów. Na początku przechodnie robili nam zdjęcia, ale dziś już nie ma przechodniów. Uciekają.
Jak oceniasz stan waszego wyposażenia? Jesteście dobrze przygotowani?
Mamy dwa typy kombinezonów, pomarańczowe i białe. Te pomarańczowe są lepsze. Jestem na nie wściekły, bo czasem trzeba w nich spędzić nawet cztery godziny. To jest dramat, ciężko w tym się oddycha. Jak sauna. Dowiadujesz się, że pot może wypływać z różnych dziwnych miejsc twojego organizmu. Masz spocone całe uda i podudzia. Pot spływa do butów. Stopy tak się ślizgają, że czasem trudno kontrolować pedały w samochodzie. Dlatego wielki apel do kierowców: zjeżdżajcie nam z drogi.
Jesteśmy dosłownie jak astronauci. Widziałem, że niektórzy koledzy rozbierają się do bielizny i dopiero zakładają kombinezon.
No i denerwuje mnie restrykcyjne wydzielane porcji płynu do dezynfekcji. Normalnie jest w butelce litrowej. My dostajemy po 250 ml i najlepiej gdybyś nie przychodził po więcej. O to powinni bardziej zadbać.
Jaka jest procedura, jak dojeżdżacie do szpitala? Są już przygotowani? System sprawnie działa?
Ostatnio był brak procedur. Wszystko się waliło. Miałem takiego pacjenta, który zadzwonił do sanepidu, bo dostał kaszlu i gorączki. Sanepid zadzwonił do dyspozytora i była decyzja, że jedzie "korona". Pojechałem ja. Zabrałem pacjenta do szpitala zakaźnego. Zmierzyli mu temperaturę i okazało się, że ma 36,7 C. Zrobili wywiad i powiedzieli mu, że się nie nadaje, bo nie ma objawów. Pacjent został wyproszony z izolatki i miałem go odwieźć do domu. Zeszło się cztery i pół godziny. Gdybym ja zbierał wywiad, to 90 proc. osób, które wożę, by nie pojechało. Jedziesz do szpitala dopiero, jak masz zaostrzenie objawów, a inaczej siedzisz w domu na kwarantannie.
To do jakich przypadków powinieneś w takim razie wyjechać?
40 stopni gorączki, nie da się jej zbić. Zaczyna się silny kaszel. Pacjent ma wyraźne objawy - to wtedy jest zasadne. Do tej pory nie miałem właśnie takiego przypadku. Miałem pacjentów z potwierdzonym koronawirusem, ale ich głównie odwoziłem do domów. Był ostatnio pilot samolotu, który latał za granicą. Ale też uważam, że powinien siedzieć w domu, bo nie miał ostrych objawów.
A jak to się stało, że trafiłeś na transport pacjentów z koronawirusem?
Nie miałem wyboru. Byłem wpisany na zapasowego kierowcę na karetce transportowej. Jakieś transporty z domu do szpitala, ze szpitala do domu... Ale powiedzieli mi: nie pojeździsz tą karetką, pojeździsz "koroną". No i jeżdżę "koroną". Zostałem wrzucony z grafiku.
Dostajesz coś ekstra za to ryzyko?
Nie. A mogliby dać coś ekstra. Samo prowadzenie karetki w tym kombinezonie jest ciężkie… Mam 20 złotych brutto za godzinę, tak że śmieszne pieniądze.
Jak po pracy jedziesz samochodem i patrzysz przez okno na Polaków, to jak my się zachowujemy? Odpowiedzialnie?
Ostatnie wydarzenia na bulwarach wiślanych w Warszawie… Pojawiło słońce, wyszło mnóstwo ludzi. To było cholernie nieodpowiedzialne. W ten sposób załatwili się Włosi. Przez takie rozluźnienie mają tyle zgonów, że nie mogą tego wywieźć. Siedźcie w domu, bo inaczej się spotkamy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne