- To na pewno wywoła głęboką dyskusję i może zmienić procedury i zwyczaje - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 kapitan Oskar Maliszewski, komentując katastrofę lotniczą w Waszyngtonie. Były dyrektor LPR profesor Robert Gałązkowski ocenił, że choć służby zawsze najpierw ruszają do akcji ratowniczej, to okoliczności wypadku "nie dawały zbyt wielkich szans na przeżycie pasażerów".
Kapitan Oskar Maliszewski, pilot samolotu Gulfstream 650, oraz profesor Robert Gałązkowski (Warszawski Uniwersytet Medyczny), były dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, mówili w "Faktach po Faktach" w TVN24 o katastrofie lotniczej, do której doszło w Waszyngtonie. Samolot pasażerski zderzył się tam z wojskowym śmigłowcem i spadł do rzeki Potomak obok lotniska Ronalda Reagana. W maszynach było łącznie 67 osób. Prezydent Donald Trump przekazał, że katastrofy nikt nie przeżył.
- Najsłabszym ogniwem w lotnictwie jest człowiek. I teraz trudno powiedzieć jednoznacznie, który człowiek zawiódł - mówił Maliszewski.
Wspominał, że wielokrotnie lądował na pobliskim lotnisku międzynarodowym Waszyngton-Dulles. - Niejednokrotnie zastanawiałem się, że dobrze, że nie muszę latać na lotnisku Reagana, bo lotnisko Reagana ma dość trudne podejścia wizualne. To w ogóle jest specyfika amerykańskiej organizacji ruchu lotniczego i amerykańskiej przestrzeni. Tam jest dużo więcej podejść wizualnych i w związku z tym dużo większa odpowiedzialność jest (...) na załogach statków powietrznych - mówił.
Wyjaśniał, iż "wizualne podejście znaczy, że w pewnym momencie, podchodząc do lotniska w odległości 10, czasami nawet 20 mil morskich, kontroler pyta się załogę, czy widzi lotnisko". - Jeżeli załoga potwierdzi, że widzi lotnisko, widzi pas, na którym ma lądować, to kontroler w Stanach Zjednoczonych daje bardzo chętnie - w Europie praktycznie nie, Europa jest zupełnie inaczej zorganizowana - pozwolenie na podejście z widzialnością, podejście wizualne. Bo to redukuje mu ilość pracy i zdejmuje z niego odpowiedzialność, chociażby za separację z innymi samolotami - powiedział kapitan.
"Zawsze ruszają po to, żeby ratować"
Gałązkowski mówił o warunkach, w jakich do akcji przystąpiły służby ratownicze. Do katastrofy doszło wieczorem, a maszyny spadły do rzeki. Jak zauważyła prowadząca program Anita Werner, temperatura w nocy w Waszyngtonie wynosiła pięć stopni poniżej zera, a głębokość wody w rzece to około 2,5 metra.
Jak przyznał ekspert ratownictwa medycznego i były dyrektor LRPR, "sama katastrofa lotnicza niesie za sobą bardzo wysokie prawdopodobieństwo śmierci pasażerów".
- Jest to duża prędkość, duże przeciążenie, z reguły urazy o charakterze wielonarządowym. I tak prawdopodobnie było i w tym przypadku. Dodatkowo te warunki na pewno są warunkami krytycznymi do przeżycia, dlatego że zimna woda wprowadza nawet osobę zdrową bardzo szybko w stan hipotermii, a co dopiero osobę nieprzytomną czy osobę, która doznała urazu wielonarządowego - tłumaczył.
- Okoliczności tej katastrofy od samego początku, z opisu samego zdarzenia, ale również tych warunków pogodowych, nie dawały zbyt wielkich szans na przeżycie pasażerów - dodał.
Zaznaczył jednak, że "zawsze służby ratunkowe, kiedy ruszają do takiego zdarzenia, ruszają po to, żeby ratować". - I te pierwsze minuty, godziny, wierzymy w to, że uda się kogoś uratować. Ale przychodzi ten moment, kiedy zdrowy rozsądek musi zapanować, bo musimy też dbać o bezpieczeństwo ratowników - powiedział Gałązkowski.
"To na pewno wywoła głęboką dyskusję i może zmienić procedury"
Goście TVN24 byli pytani, czy z tego typu katastrof mogą płynąć jakieś wnioski, które w przyszłości zwiększą bezpieczeńtwo.
- Zdecydowanie. Mówi się, że prawo lotnicze jest pisane krwią, czyli jakby jest konsekwencją wypadków, które się zdarzyły - odpowiedział kapitan Maliszewski. - W mojej ocenie to na pewno wywoła głęboką dyskusję i może zmienić procedury i zwyczaje - dodał.
Prof. Gałązkowski powiedział, że katastrofa lotnicza "może zdarzyć się w każdym regionie kraju, w każdym regionie geograficznym". - Natomiast ważnym elementem jest po prostu integracja i wspólne szkolenia różnych służb - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/SHAWN THEW