Sąd Najwyższy uchylił wyroki wobec kasjerki, która okradła CBA na ponad 9 milionów złotych, i jej uzależnionego od hazardu męża. Przyczyną kasacji był jeden z sędziów, którzy orzekali w sądzie apelacyjnym.
Rozstrzygnięcie ogłosił w środę skład sędziów Izby Karnej Sądu Najwyższego pod przewodnictwem sędziego Jerzego Grubby. Oznacza ono, że zarówno wieloletnia kasjerka CBA, jak i jej mąż wkrótce opuszczą zakłady karne. Teraz ich procesy rozpoczną się na nowo. Z ustnego uzasadnienia, które wygłaszał sędzia Sądu Najwyższego Kazimierz Klugiewicz, wynika, że problemem była osoba sędzi Anny Nowakowskiej, powołanej za czasów neo-KRS. Brała ona udział w procesie w sądzie apelacyjnym, a nie przeszła pozytywnie testu niezależności w kilku innych sprawach.
- Rozstrzygnięcie oznacza, że w przestrzeni prawnej nie ma wyroku mojej klientki, proces rozpocznie się na nowo przed sądem apelacyjnym. Wyjdzie na wolność tak szybko, jak to możliwe. Liczę, że dopiero teraz będzie miała szansę na sprawiedliwy proces - skomentował mecenas Jan Wojcieszek.
Wyrok w drugiej instancji ogłosił warszawski sąd apelacyjny w czerwcu 2022 roku, czyli dwa i pół roku po tym, jak sprawa kradzieży wyszła na jaw. Kasjerkę Katarzynę G. sąd skazał na karę sześciu lat i czterech miesięcy więzienia, a jej męża Dariusza G. - na osiem.
Sędzia Nowakowska nie przewodniczyła składowi, ale w nim uczestniczyła.
Cały proces odbywał się za zamkniętymi drzwiami. Sąd zgodził się z argumentami prokuratury, że przemawia za tym "interes prywatny" małżeństwa G., a także dobro publiczne, za jakie uznał tajniki gospodarowania funduszem operacyjnym przez służbę antykorupcyjną.
W przypadku małżeństwa chodziło o kwestie związane z uzależnieniem od hazardu mężczyzny, pracującego w jednym z telkomów. Dlatego Katarzyna G. wynosiła gotówkę, w sumie ponad 9 milionów złotych, którą mąż wydawał na obstawianie wyników meczów piłkarskich. Na jego koncie w STS w szczytowym momencie było 38 milionów złotych, które ostatecznie przegrał.
Prokuratura nie znalazła dowodów, że Katarzyna G. wydawała kradzione z CBA pieniądze na polepszenie poziomu życia swojego, dzieci, a jedynie na kolejne zakłady robione przez swojego męża.
"Ośmieszyła i do reszty zdruzgotała wizerunek CBA"
Według potwierdzonych w kilku źródłach nieoficjalnych informacji sprawa kradzieży wyszła na jaw w efekcie osobistej decyzji Katarzyny G. To ona w ostatnich dniach grudnia 2019 roku miała wyznać swoim przełożonym, że już od niemal trzech lat okrada CBA.
- Ośmieszyła i do reszty zdruzgotała wizerunek CBA jako profesjonalnej służby. Kwota, którą bezproblemowo wyniosła, to dziesiąta część rocznego budżetu formacji - komentował wtedy Paweł Wojtunik, szef tej instytucji między 2009 a 2015 rokiem.
Żadne kontrole nie ujawniły braków gotówki w sejfie z funduszem operacyjnym, którym wyłącznie ona gospodarowała przez trzynaście lat.
Gdy szła na urlop, to po prostu nie wypłacano pieniędzy z funduszu operacyjnego. Cieszyła się bezwzględnym zaufaniem jako pracownik cywilny zatrudniony od początku istnienia formacji. Sama uznała, że musi się do wszystkiego przyznać, by wyjść z tej matni
W CBA pojawiła się wraz z wieloletnim dyrektorem pionu finansów Danielem A., bliskim współpracownikiem Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika i Ernesta Bejdy, gdy tworzyli służbę antykorupcyjną jeszcze w 2006 roku.
Łagodna prokuratura
Dyrektorowi finansów prokuratura również sformułowała zarzuty pod koniec 2022 roku. Śledczy uznali, że nie dopełnił on swoich obowiązków jako dyrektor pionu finansów, gdyż żadna kontrola nie ujawniła braków w kasie. Jak ujawniliśmy w tvn24.pl, stawiano mu zarzuty "na raty". Początkowo usłyszał on surowy zarzut z artykułu 231 paragraf 2 Kodeksu karnego.
To ważny paragraf, gdyż podnosi on odpowiedzialność za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków dla funkcjonariusza publicznego aż do dziesięciu lat więzienia. W przypadku mundurowych emerytów oznacza on również, w przypadku prawomocnego skazania, utratę emerytury, a także np. służbowego mieszkania.
Jednak ostatecznie prokuratorzy z warszawskiej prokuratury regionalnej złagodzili ten zarzut pod koniec 2022 roku, pozostawiając artykuł 231, ale zmieniając paragraf na 1. Ta zmiana oznacza karę więzienia jedynie do lat trzech i nie wiąże się z ewentualną utratą emerytury.
Sprawę kradzieży w 2020 roku ujawniły media. Służba i minister koordynator Mariusz Kamiński trzymali ją w tajemnicy nawet przed posłami z sejmowej komisji do spraw służb specjalnych.
W efekcie ówczesny szef CBA Ernest Bejda stracił szansę na odnowienie kończącej się 4-letniej kadencji. Za brak nadzoru nie poniósł jednak żadnych konsekwencji. Wkrótce otrzymał posadę w zarządzie największego polskiego ubezpieczyciela, w grupie PZU. Jak ujawniliśmy w tvn24.pl, pracował tam, pozostając wciąż funkcjonariuszem Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Testy niezależności
Test niezależności to instytucja, która została wprowadzona latem 2022 roku nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym. Test ma w obecnych założeniach pozwolić na badanie spełnienia przez sędziego wymogów niezawisłości i bezstronności z uwzględnieniem okoliczności towarzyszących jego powołaniu i jego postępowania po powołaniu, jeżeli w okolicznościach danej sprawy mogą one doprowadzić do naruszenia standardu niezawisłości lub bezstronności, mającego wpływ na wynik sprawy.
Możliwość takich testów przewidziana jest wobec wszystkich sędziów, a zgodnie z obowiązującymi przepisami wniosek o taki test może złożyć strona postępowania prowadzonego przez danego sędziego.
Natomiast według zmian nowelizacji, test bezstronności sędziego miała móc inicjować nie tylko strona postępowania, ale także "z urzędu" sam sąd. Nowela uzupełniała także możliwość badania podczas "testu" wymogów niezawisłości i bezstronności o przesłankę ustanowienia sądu "na podstawie ustawy". Jednocześnie z przepisu o tym teście miano wykreślić przesłankę o "wpływie na wynik" danej sprawy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: CBA