Karetka pogotowia nie dojechała do młodego mężczyzny, bo utknęła na nieprzejezdnej drodze. Chory bez pomocy zmarł. Remontu drogi jednak nie będzie – Proponowałem przeprowadzkę. Każdy jest kowalem swego losu – mówi burmistrz.
Droga do kolonii wsi Orzechowo niedaleko Dobrego Miasta od dawna utrudnia życie mieszkańcom, ostatnio stała się także przyczyną tragedii. Kilka dni temu ratownicy pogotowia otrzymali zgłoszenie o zasłabnięciu młodego mężczyzny. Do chorego jednak nie dojechali, bo ich samochód utknął w ośnieżonych koleinach. Pan Krzysztof zmarł czekając na pomoc.
Burmistrz: to nie wina drogi
Jego bliscy sprawy komentować nie chcą, mieszkańcy wsi są jednak oburzeni i mają żal do władz. Na zły stan drogi skarżyli się wielokrotnie. Nie pierwszy też raz karetka miała problemy z dojazdem do domu zmarłego. - Jego ojciec chorował na raka. I też była kwestia dojazdu. Też nie mogli do niego tam z kroplówką dojeżdżać – wyjaśnia sąsiad.
Burmistrz Dobrego Miasta odbija piłeczkę i twierdzi, ze winny zamieszania wcale nie jest zły stan drogi. - We wsi jest samochód z napędem na cztery koła. Są ochotnicy ze straży pożarnej, koledzy tego druha. I nic nie zrobili. Mogli na przykład tych lekarzy zawieźć, skoro karetka nie mogła wjechać – twierdzi.
"Cóż, każdy jest kowalem swego losu"
Wyjaśnia też, że Malinowscy dostali propozycję mieszkania w środku wsi, ale ją odrzucili twierdząc, że ich dzieci nie chcą się przeprowadzić. - Cóż, każdy jest kowalem swego losu – podsumowuje.
Burmistrz zapewnia przy okazji, ze rozumie ból rodziny pana Krzysztofa, śmierci mężczyzny nie uważa jednak za wystarczający powód do generalnego remontu. - Droga jest przejezdna, była przejezdna i będzie przejezdna - kwituje.
Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24