Będzie proces byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego za "aferę gruntową" - zdecydował warszawski sąd okręgowy. Tym samym pozytywnie rozpatrzył zażalenia prokuratury i osób pokrzywdzonych na umorzenie przez sąd I instancji procesu Kamińskiego i jego podwładnych, oskarżonych o nadużycia prawa w 2007 r.
W zażaleniach wniesiono o uchylenie umorzenia i prowadzenie procesu. Obrona Kamińskiego opowiada się za utrzymaniem umorzenia - wtedy stałoby się ono prawomocne.
Chciał wierzyć, że orzeczenie będzie sprawiedliwe
Posiedzenie sądu odbywało się za zamkniętymi drzwiami - w specjalnie zabezpieczonej sali Sądu Najwyższego. Odbywają się w niej posiedzenia warszawskich sądów w sprawach, w których występują materiały niejawne ze względu na "interes państwa". Tam też sąd I instancji umorzył sprawę Kamińskiego. Mariusz Kamiński przed wejściem do sali rozpraw powiedział dziennikarzom, że chce wierzyć, że czwartkowe orzeczenie sądu będzie sprawiedliwe. - To będzie wymagało na pewno dużej odwagi od sędziów. Mam nadzieję, że sąd utrzyma postanowienie sądu pierwszej instancji o umorzeniu postępowania z powodu braku cech przestępstwa - mówił.
Ryba chce procesu Piotr Ryba chce wznowienia procesu. Sąd powinien "dać szansę temu procesowi i oskarżonym, by dowiedli, że to co robili było legalne, bądź, jak twierdzimy my, nielegalne" - powiedział w rozmowie z dziennikarzami przed procesem. Pytany czy w jego ocenie sąd I instancji się pomylił, odparł, że nie ocenia tej decyzji jako pomyłki. - Pomylić się można, jeśli coś jest niejasne. Mając wgląd w dokumenty, w które państwo nie możecie mieć wglądu, uważam, że ten proces powinien się odbyć - powiedział. - W tej sprawie jestem pokrzywdzonym i ciekawa jest sytuacja,że w jednej sprawie jestem i oskarżonym, i pokrzywdzonym. To jakieś rozdwojenie jaźni - dodał.
Oskarżeni o przekroczenie uprawnień
We wrześniu 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła Kamińskiego (obecnie posła PiS) i jego trzech podwładnych: b. wiceszefa CBA Macieja Wąsika (obecnie stołecznego radnego PiS) oraz b. dyrektorów Zarządu Operacyjno-Śledczego CBA Grzegorza Postka i Krzysztofa Brendela. Zarzucono im przekroczenie uprawnień, nielegalne działania operacyjne CBA oraz podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. Grozi za to do 8 lat więzienia. Oskarżeni nie przyznali się do zarzutów, uznając je za polityczne. CBA zakończyło operację specjalną wręczeniem Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. (nie zgadza się na podawanie nazwiska) łapówki za odrolnienie w ministerstwie rolnictwa gruntów na Mazurach. Prasa pisała, że łapówka miała być przeznaczona dla szefa resortu i wicepremiera Andrzeja Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA). Finał akcji miał utrudnić przeciek, wskutek czego z rządu odwołano szefa MSWiA Janusza Kaczmarka (śledztwo wobec niego potem umorzono). "Afera gruntowa" doprowadziła do dymisji z rządu Leppera, rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów, a także do oskarżenia o płatną protekcję Ryby i K., których proces jest do dziś w I instancji.
Kontrolowana łapówka i sfabrykowane dokumenty
Zdaniem rzeszowskiej prokuratury Biuro stworzyło fikcyjną sprawę odrolnienia ziemi za łapówkę, choć nie miało wcześniej wiarygodnej informacji o przestępstwie, a tylko to pozwala służbom zacząć akcję "kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej" wobec podejrzewanych. Na potrzeby operacji CBA sfabrykowało - zdaniem prokuratury bezprawnie - dokumenty. Rzeszowska prokuratura nadała grupie osób status pokrzywdzonych, m.in. w związku z tym, że CBA miało ich bezprawnie podsłuchiwać. Są to m.in. Lepper (a po jego samobójczej śmierci w 2011 r. najbliższa rodzina), Ryba i Andrzej K., a także politycy Samoobrony, wśród nich Janusz Maksymiuk i Stanisław Łyżwiński. Zostali oni oskarżycielami posiłkowymi.
W czerwcu proces umorzono
20 czerwca tego roku trzyosobowy skład Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście na tajnym posiedzeniu niejednogłośnie umorzył na wniosek obrony proces w tej sprawie - jeszcze przed jego rozpoczęciem. We wszystkich zarzutach stawianych wszystkim oskarżonym sąd uznał "brak znamion przestępstwa". Sąd uznał, że istniała "wiarygodna informacja o zamiarze popełnienia przestępstwa". Zdaniem sądu Biuro miało też prawo posługiwania się wytworzonymi na potrzeby operacji dokumentami. Także w kwestii podsłuchów sąd nie dopatrzył się przestępstwa, skoro zgadzały się na nie sądy. Jeden sędzia złożył zdanie odrębne, nie zgadzając się z umorzeniem. Rzeszowska prokuratura zapowiedziała wtedy zażalenie, bo jej zdaniem "istniały pełne podstawy faktyczne i prawne do skierowania aktu oskarżenia". Podobnie wypowiadali się uznani za pokrzywdzonych.
Autor: MON//ja / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24