- Im bliżej wyborów, tym PiS używa coraz bardziej histerycznych argumentów - w "Kropce nad i" ocenił Donald Tusk. Premier jest zdania, że Jarosław Kaczyński używa "lęku przed Niemcami jako maczugi, którą wali po głowach swoich politycznych przeciwników". Powiedział, że ustąpił prezydentowi i nie planuje przed wyborami wystąpienia konkurencyjnego do orędzia głowy państwa.
Donald Tusk uważa, że Prawo i Sprawiedliwość krytykując rząd za nie dość mocną reakcję na odezwę CDU-CSU, które chciałyby "międzynarodowego potępienia wypędzeń", robi to wyłącznie z własnego wyborczego interesu.
Dla kogo wzorem jest CSU?
- Niemcy zawsze będą obecni w retoryce PiS-u. Proszę jednak zwrócić uwagę, że używa tego argumentu tym częściej, im bliżej do wyborów - mówił premier w "Kropce nad i". - Uważam, że Polacy nie żyją jednak lękiem przed swoimi sąsiadami. Bardzo dobrze świadczy o naszych rodakach to, że tych lęków się właśnie wyzbywają - uważa Donald Tusk. Według niego ostra reakcja prezesa PiS to woda na młyn takich "ekstremalnych niemieckich polityków" jak szefowa Związku Wypędzonych Erica Steinbach. - Jedno drugim się żywi - podsumował Tusk.
Dodał też, że ostre oceny polityków PiS wysuwane pod adresem niemieckich chadeków również są jedynie elementem kampanii wyborczej. - W 2005 roku CSU wydała jeszcze ostrzejszą odezwę, a Jarosław Kaczyński mówił wtedy, że wzorem dla niego jest właśnie CSU - przypominał Tusk.
"W jednej frakcji z Kaczyńskim? Dziękuję, nie"
Premier odniósł się także do propozycji PiS, żeby zmienić konstytucję w sposób, który zabezpieczałby granice Polski. - Nie ma miesiąca, żeby ktoś nie proponował zmiany konstytucji. Usiądźmy spokojnie do rozmowy, ale kampania wyborcza to nie jest na to dobry czas - powiedział Donald Tusk.
Naciskany zapewnił, że porozmawia z kanclerz Niemiec o odezwie jej partii. Nie zamierza natomiast występować z Europejskiej Partii Ludowej (gdzie są też niemieccy chadecy) i połączyć siły z frakcją, w której jest PiS. - W jednej frakcji z Kaczyńskim? Dziękuję bardzo, nie skorzystam - zapewnił.
"Nie mam wpływu na Komisję Europejską"
Tusk ogłosił wcześniej, że stocznia Gdańsk będzie uratowana (decyzją Komisji Europejskiej), rząd przyjął pakiet antykryzysowy i podpisał umowę gazową, a huta Stalowa Wola nie przerywa produkcji. Pytany, czy to przypadek, że taki nawał sukcesów ma miejsce w ostatnim tygodniu kampanii do PE, odniósł się tylko kwestii decyzji KE. - Gdybym ja miał taki wpływ na szefa Komisji Europejskiej i na panią Neelie Kroes, że to ode mnie zależy, w którym dniu oni ogłaszają tego typu informacje, to byłbym naprawdę mocarzem - zapewnił premier dodając, że "aż takim mocarzem nie jest".
- To nie ja zdecydowałem o tym, w jakim dniu ta informacja się pojawiła. Jestem szczęśliwy, że w ogóle się pojawiła, bo jeszcze wczoraj tu w Polsce ci, którzy wieszczą ciągle katastrofy w Polsce, mówili, że stocznie są nie do uratowania - dodał szef rządu.
"Prezydentura partyjna"
Pytany z kolei o zaangażowanie prezydenta w kampanię wyborczą, stwierdził. - Prezydent wytyczył pewien model działania, prezydentury w dużej mierze partyjnej. Ani przez sekundę nie ukrywa, że wspiera konkretną partię polityczną. Udoskonalił model Aleksandra Kwaśniewskiego, angażując się bez reszty w kampanię wyborczą . Ale afery z tego nie robię - stwierdził Tusk. Premier zadeklarował też, ze nie będzie ścigał się na orędzia i nie wykorzysta ostatnich godzin przed ciszą wyborczą, żeby przemówić do Polaków.
- Planowałem wystąpienie telewizyjne na rzecz większej frekwencji, ale dowiedziałem się, że prezydent też chce je wygłosić. Więc uznałem, ze byłoby śmieszne, gdyby prezydent i premier tego samego dnia wygłaszali podobne – jak sądzę – wystąpienie i ustąpiłem - powiedział szef rządu.
"Panie prezydencie, proszę podpisać ustawę medialną"
Premier skorzystał też z okazji i zaapelował do prezydenta o szybkie podpisanie ustawy medialnej i nie odsyłanie jej do Trybunału Konstytucyjnego. - Inaczej media publiczne dalej będą w rękach ludzi, którzy uczynili z nich namiastkę partii politycznej. Ci sami ludzie rządzili telewizją wtedy, kiedy rządzili Polską Kaczyński, Lepper i Giertych, i ta telewizja wygląda teraz tak, a nie inaczej, ponieważ ktoś, kiedyś wpadł na pomysł, aby tym dżentelmenom media publiczne dać do dyspozycji - podkreślił.
Przyznał jednak, że "chyba nie jest tą osobą, którą prezydent wysłucha ze szczególną uwagą, jeśli chodzi o rekomendacje dla ustaw".
"Wszyscy mamy kłopot z Palikotem"
Pytany o problemy głównego harcownika PO, Janusza Palikota, po publikacji „Dziennika”, premier stwierdził: - Wszyscy mamy kłopot z Palikotem, bo to bardzo kontrowersyjna postać. Jego ekspresja nie raz przyprawiała mnie o ból głowy. Nihil novi. Palikot to jednocześnie atut i balast dla partii - podsumował.
Na razie żadnych konsekwencji wobec posła szef rządu wyciągać nie zamierza – wystarcza mu, że Palikot pozwał gazetę i czeka na rozstrzygnięcie sądu. - Sprawa jest w rekach wymiaru sprawiedliwości. Z tytułu procesów cywilnych i sprawy, jaką wytacza „Dziennikowi”, dość szybko ustalimy prawdę – uważa Tusk.
Jak dodał, jest przekonany, że gdy politycy czują się oskarżani przez media, to w PO mają następujący wybór: „albo idziesz do sądu, albo nie masz czystego sumienia”, a Palikot się do tego dostosował. Nie zamierza też uruchamiać żadnych innych służb. - Zajmuje się tym prokuratura i ona decyduje, jakie służby sprawę wyjaśniają. Skończyły się czasy, kiedy decyduje premier. Ja tymi zabawkami w ten sposób nie steruję - podkreślił.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24