- Istnieją dowody, które potwierdzają moją wiarygodność - zapewnia Janusz Kaczmarek. Dodaje, że wskazał już sejmowej speckomisji gdzie można je znaleźć. Były szef MSWiA domaga się komisji śledczej w sprawie akcji CBA.
- Istotą nie są słowa. Istotą jest sięgnięcie po akta sprawy i inne osoby, które mają na ten temat wiedzę i skonfrontować z tym to, co ja mówię - tak Kaczmarek broni się przed zarzutami, że po piątkowej konferencji zastępcy prokuratora generalnego Jerzego Engelkinga stracił wiarygodność.
Prokuratura zarzuca Kaczmarkowi ze kłamał, gdy zeznawał, że nie spotkał się z Ryszardem Krauze dzień przed akcją CBA w ministerstwie rolnictwa. Materiał ujawniony przez prokuraturę (m.in. zdjęcia z monitoringu w hotelu Marriott), sugeruje że były szef MSWiA mógł przekazać Krauzemu informację o akcji CBA.
Janusz Kaczmarek domaga się w tej sprawie komisji śledczej, która ma wyjaśnić "nieprawidłowości w ministerstwie sprawiedliwości i na styku ze służbami specjalnymi". Jego zdaniem prokuratura, której szefem jest Zbigniew Ziobro, nie wyjaśni tej sprawy. Dowodem na to jest, jego zdaniem, chociażby moment zatrzymania jego i Konrada Kornatowskiego.
- Wybrano moment, w którym komendant główny policji miał zeznawać przed komisją ds. służb specjalnych. Wybrano specjalnie ten dzień po to, żeby zamknąć nam usta. Tego się nie da juz zrobić - kiedy powstaną komisje śledcze będzie można powiedzieć więcej na ten temat.
W nocy Janusz Kaczmarek wrócił z Warszawy do rodzinnego domu w Gdyni. Prokuratura postanowiła, że nie będzie wnioskowała o areszt dla byłego szefa MSWiA i po wpłaceniu 100 tysięcy złotych kaucji - został wczoraj wypuszczony do domu. Jak mówił - już w Gdyni - w warszawskiej prokuraturze był traktowany bardzo dobrze.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24