Sześciokrotnie oskarżył Prawo i Sprawiedliwość były szef MSWiA Janusz Kaczmarek, zeznając przed komisją ds. nacisków. Zarzucił poprzedniej władzy stosowanie bezprawnych metod inwigilacji i niszczenie jednostki. Zapewnił jednocześnie, że nie jest źródłem przecieku ws. afery gruntowej. Podczas przesłuchania wielokrotnie dochodziło do przepychanek między PiS i PO. - Wymaga pan klinicznego wsparcia - oburzał się poseł PO Sebastian Karpiniuk, kiedy pytania zadawał poseł PiS Jacek Kurski.
Kaczmarek - tuż po tym, jak we wtorek pojawił się przed komisją ds. nacisków jako świadek w tzw. aferze gruntowej - złożył obszerne oświadczenie. A w nim sześciokrotnie oskarżył poprzednią ekipę rządzącą. - Oskarżam Prawo i Sprawiedliwość o wykorzystanie aparatu państwowego do niszczenia jednostki, oskarżam PiS o stosowanie bezprawnych metod inwigilacji, oskarżam PiS o wykorzystanie służb specjalnych do niszczenia jednostki, oskarżam PiS o łamanie prawa przy prowadzonym postępowaniu przygotowawczym, oskarżam PiS o niesłuszne zatrzymanie, oskarżam PiS o inspirowanie mediów do niszczenia jednostki - wyliczał Kaczmarek.
"Wynajdywano sprawy polityczne"
Potem posłowie zaczęli mu zadawać pytania. Przy większości z nich zasłonił się tajemnicą, deklarując, że odpowie na posiedzeniu niejawnym - zaplanowanym na wtorkowe popołudnie. Tak było w przypadku m.in. pytań o znajomość z Ryszardem Krauze, wizytę na 40. piętrze warszawskiego hotelu Marriott w lipcu 2007 r., i rzekome podsłuchy zakładane kierownictwu Samoobrony.
Bez podawania szczegółów, były szef MSWiA odniósł się do pytania posła PO Sebastiana Karpiniuka, czy za poprzedniej ekipy celowo były "wynajdywane" sprawy polityczne. - Wiem, że zdarzały się sytuacje, iż były szef ABW Bogdan Święczkowski wynajdywał sprawy prowadzone przez prokuraturę, w których były elementy polityczne, a następnie informacje na ich temat przekazywał ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze i premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu – powiedział Kaczmarek.
Karpiniuk pytał też byłego szefa MSWiA o to, czy dostał informację, że w prokuraturze krajowej "panuje wielkie zdenerwowanie" związane z jego zatrzymaniem, i część z prokuratorów uważała, że "to, co robią Kaczmarkowi", jest naginaniem prawa oraz "odbywają się jakieś nocne rozmowy z ministrem Ziobro w jego sprawie".
- Otrzymałem taką informację - stwierdził były szef MSWiA.
Kaczmarek zeznał również, że po zatrzymaniu przez ABW został wypuszczony z prokuratury dopiero po konferencji zorganizowanej przez prokuratora krajowego Jerzego Engelkinga. - Nie wiem, jaki był cel przetrzymywania mnie w godz. 14 -23 bez jakichkolwiek czynności procesowych - powiedział były szef MSWiA.
Dodał też, że po zatrzymaniu przez ABW nie dostał zezwolenia od prokuratury na zabranie przyborów higienicznych z domu. - Doświadczyłem w tamtym czasie upokorzenia - stwierdził Kaczmarek.
Posada uzgodniona przy obiedzie z prezydentem
Poseł PiS Jacek Kurski usiłował się dowiedzieć, gdzie pracuje obecnie Kaczmarek. Były szef MSWiA nie chciał odpowiedzieć. – Nie odpowiem, bo już wcześniej gazety chciały mnie zdyskredytować. Poza tym chciano mnie zniszczyć, jako jednostkę, inwigilowano mnie. Pewne elementy mojego życia powinny pozostać prywatne – argumentował.
- Nie musi pan odpowiadać – zwrócił się do byłego szefa MSWiA, przewodniczący komisji Andrzej Czuma z PO. A potem pouczył Kurskiego: - Komisja ma inne możliwości, żeby się dowiedzieć, gdzie pracuje świadek. I pan dobrze o tym wie.
- Ja bardzo pragnę się dowiedzieć, czy jest pan zatrudniony z osobami lub przez osoby, które mogłyby być związane z pracami komisji – nie rezygnował Kurski. I ponowił pytanie: - Czy pracuje pan w miejscu związanym z Ryszardem Krauze. Czy został pan przez niego rekomendowany do pracy.
- Nie – zapewnił Kaczmarek.
Kurski jednak nie odpuszczał byłemu szefowi MSWiA. – Skoro, jak wielokrotnie pan mówił, PiS pana inwigilował i niszczył, to dlaczego zgodził się pan zostać ministrem spraw wewnętrznych i administracji – dociekał poseł PiS.
Na co Kaczmarek odpowiedział, jak doszło do tego, że przyjął stanowisko, na które - jak podkreślał - forsował go ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Były szef MSWiA mówił, że najpierw miał rozmowę z ówczesnym premierem Jarosławem Kaczyńskim. I wtedy odmówił objęcia stanowiska ze względów rodzinnych. – Mimo że premier zapewniał mnie, że w soboty i niedzielę nie będę pracował, by mieć czas dla rodziny. Jednak to mnie nie przekonało – relacjonował Kaczmarek.
Potem - jak mówił – dostał telefon od prezydenta Lecha Kaczyńskiego. – „Janusz przyjeżdżaj”, usłyszałem. Lech Kaczyński poinformował mnie, że źle zrobiłem odrzucając ofertę jego brata. I zadzwonił do mojej żony, którą zna. Mówił, że poleciałby do Gdyni, ale ma ważne międzynarodowe spotkanie. Wobec tego moja żona z szacunku do głowy państwa przyjechała do Warszawy. Następnego dnia jedliśmy obiad, podczas którego Lech Kaczyński wypowiedział następujące zdanie: „Janusz, przyjaźń nie polega na tym, że się rozmowa i pije wino, ale na podejmowaniu trudnych decyzji, kiedy przyjaciel prosi – relacjonował Kaczmarek.
Potem, jak powiedział, prezydent wyszedł, a kiedy wrócił zapytał, jaką Kaczmarek podjął decyzję, bo brat dzwonił i pytał, jak negocjacje. – Poinformowałem, że się zgodziłem. Tak oto wyglądały kulisy objęcia przeze mnie funkcji szefa MSWiA - zakończył Kaczmarek.
"Ziobro przed Trybunał Stanu"
Szef MSWiA podzielił się również z posłami swoimi refleksjami o tym, dlaczego tuż po zatrzymaniu przez ABW pod koniec sierpnia 2007 r. założono mu kajdanki. - Nie wiem, z jakiego powodu to się stało. Ale sądzę, że w mojej sprawie decydował premier Jarosław Kaczyński. Ale to oczywiście tylko moje przypuszczenia - zastrzegł Kaczmarek.
Były szef MSWiA, pytany przez posła PO Sebastiana Karpiniuka, czy były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro powinien stanąć przed Trybunałem Stanu, odpowiedział: - Nie jest ważne, co ja powiem. Ważna jest opinia komisji, prokuratorów. Ale moim zdaniem - tak, powinien stanąć przed Trybunałem Stanu.
Podczas przesłuchania Kaczmarka, poseł Karpiniuk zasugerował, że z wtorkowych prac komisji powinien być wykluczony poseł PiS Jacek Kurski. Pytany o opinię były szef MSWiA, stwierdził, że nie przeszkadza mu, że w jego przesłuchaniu będzie uczestniczył polityk PiS. - Kurski, kiedy sąd uznał moje zatrzymanie za niezgodne z prawem, stwierdził, że zatrzymania mają się podobać społeczeństwu, a nie sądom. Potem politycy PiS mówili, że zbierał haki na moją rodzinę. Mimo to odpowiem na wszystkie jego pytania - podkreślił Kaczmarek.
PiS wyciąga Kaczmarkowi przynależność do PZPR
Posłowie PiS w trakcie przesłuchania Kaczmarka próbowali wykazać, że były szef MSWiA mija się z prawdą. Na tę okoliczność Kurski wyciągnął ankietę personalną z 2001 r. – Poświadczył pan w niej nieprawdę. Nie przyznał pan, że należał do PZPR – dowodził poseł PiS.
- Mam pytanie w kwestii pana wiarygodności, dlaczego nie podał pan w ankiecie personalnej, że był pan też w szkole dla oficerów politycznych Feliksa Dzierżyńskiego w Łodzi – wtórował Kurskiemu Mularczyk zwracając się do byłego szefa MSWiA. I pytał jednocześnie, za co dostał odznakę aktywisty PZPR.
Kaczmarek zapewniał, że nie ukrył swojej przynależności do PZPR. Te informacje są – jak przypomniał – w aktach osobowych, których częścią jest ankieta personalna.
- Poza tym nie decydowałem, gdzie wojskowa komenda uzupełnień mnie wyśle po skończeniu studiów prawniczych. Ale widzę, że odrobił pan lekcję z mojej biografii – rzucił Kaczmarek pod adresem Mularczyka.
- Bo jesteśmy w komisji śledczej - stwierdził poseł PiS.
Szef komisji ripostował: - Pańską ciekawość mógłby zaspokoić Jarosław Kaczyński, który zatrudniał pana Kaczmarka.
Kaczmarek dodał, że o jego przynależności do PZPR wiedział prezydent Lech Kaczyński. A pytania, które zadaje mu PiS, mają go zdyskredytować jako świadka.
Kurski postanowił nie odpuszczać. Wyciągnął ankietę personalną Kaczmarka i skierował ją do kamer. – Nie napisał w niej pan, że był w PZPR – ponownie zaczął dowodzić poseł PiS.
Oburzenia nie krył Karpiniuk. - Pobłaża pan Kurskiemu, który zadaje infantylne pytania, pokazuje dokument, którego nie pokazał innym członkom komisji – zwrócił się do szefa komisji poseł PO. I dodał: - Poseł Kurski zamiast dążyć do prawdy obiektywnej, wybiera kij, szprychy i piasek w oczy.
Czuma ostrzegł posłów PiS: - W przypadku przemówień do kamer, będę zmuszony odebrać głos.
Kurski ripostował: - Nie każde pytanie ma jedno zdanie. Pytanie może być na końcu wywodu. Każdy ma własna ars poeticę.
Czuma: - Ale jakieś pytanie pan wykrztusi?
Kurski: - Tak, wykrztuszę.
Karpiniuk na zakończenie dyskusji na temat ankiety personalnej Kaczmarka, zaapelował do posłów z komisji, by nie odbierali jej od Kurskiego. - PiS złamało prawo, nielegalnie weszło w posiadanie dokumentu. Kurski chyba znalazł go pod wycieraczką – stwierdził Karpiniuk.
Kurski: nul koma nul
Wtorkowe posiedzenie komisji ds. nacisków zaczęło się od przepychanek słownych pomiędzy jej przewodniczącym Andrzejem Czumą, a posłem PiS Arkadiuszem Mularczykiem. Polityk PiS zarzucił przewodniczącemu, że komisja stała się pałką na opozycję.
- Chcecie rzucić błotem na byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego i byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Dlatego przesłuchujecie Janusza Kaczmarka i Andrzeja Leppera. Ale ta sprawa zakończy się kompromitacją Platformy Obywatelskiej - ostrzegał Mularczyk. Stwierdzając jednocześnie, że komisja legnie w gruzach.
A na koniec dodał: - Dlaczego wybiórczo traktujecie świadków i nie przesłuchujecie np. Ryszarda Krauzego?
Czuma ripostował: - Nie chcę nikogo obrzucać błotem. Zamierzam wyjaśnić sprawę do końca. To, że komisja legnie w gruzach, wieścił pan już od maja. I nic, dalej pracuje.
Do dyskusji włączył się poseł PiS Jacek Kurski. Zarzucił on szefowi komisji, ze dobiera świadków w określonym celu. - Wzywa pan polityków, którzy mają interes w tym, żeby obrzucać błotem rząd Jarosława Kaczyńskiego, bo zostali zdymisjonowani - przekonywał poseł PiS. - Dlaczego wtedy, kiedy zaczynaliśmy sprawę Lipca (były minister sportu oskarżony o korupcję - red.), w pierwszej kolejności wezwaliśmy na przesłuchanie niskiej rangi prokuratorów, a teraz wręcz odwrotnie - wzywa się Kaczmarka i Leppera? Robi się to w obliczu tak oczywistej klęski w szukaniu dowodów na naciski ze strony PiS. Bo ich nie było: nul koma nul, zero koma zero. I na kilka dni przez orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego ws. komisji - dowodził Kurski.
- Za pieniądze podatników tworzymy setki papierów i po roku nie ma żadnych sprawozdań z naszych prac - wtórował Kurskiemu Mularczyk.
Na co oburzył się poseł PO Sebastian Karpiniuk. - Ciekaw jestem, czym zostali impregnowani Kurski i Mularski - zaczął Karpiniuk. - Niech pan uspokoi posła Karpiniuka - zaapelował do Czumy, Mularczyk.
Szef komisji ripostował: - Uspokoję, ale na razie mam problem, żeby uspokoić pana.
Po słownych przepychankach posłów, głos zabrał Janusz Kaczmarek.
Był przeciek, śledztwo trwa
Afera gruntowa, którą zaczęła badać komisja ds. nacisków, doprowadziła do dymisji Andrzeja Leppera i rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR. W efekcie rozpisano nowe wybory, które PiS przegrało.
Jednymi z głównych bohaterów w aferze gruntowej byli Piotr Ryba i Andrzej K. - obaj oskarżeni o płatną protekcję. Mieli się oni chwalić, że w kierowanym przez Andrzeja Leppera Ministerstwie Rolnictwa mogą załatwić odrolnienie każdego gruntu. W tym przypadku chodziło o 50 ha ziemi koło Mrągowa.
W wyniku akcji CBA z 6 lipca 2007 r. Piotr Ryba i Andrzej K. zostali zatrzymani. Szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński tłumaczył wtedy, że CBA dostało wiarygodną informację, iż są osoby, które mogą odrolnić dowolny grunt za łapówkę.
I dlatego agenci CBA podali się za biznesmenów zainteresowanych transakcją i negocjowali wysokość łapówki z Rybą i K. - zaproponowali 300 tys. zł. W końcowej fazie akcji doszło do przecieku. Lepper potwierdził, że 6 lipca miał się spotkać z Rybą, ale spotkanie odwołano. K., który w tym czasie w hotelu przeliczał pieniądze dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel - wtedy ich zatrzymano.
Choć nie udowodniono udziału Leppera w korupcyjnym procederze, ówczesny premier Jarosław Kaczyński uznał, że szef Samoobrony znalazł się "w cieniu podejrzeń" i zdymisjonował go.
Akcja CBA spaliła na panewce. Ale rząd PiS-Samoobrona-LPR się rozsypał. Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie przecieku z akcji CBA - zarzuty mają postawione: Janusz Kaczmarek, były szef policji Konrad Kornatowski i były szef PZU Jaromir Netzel, a także biznesmen Ryszard Krauze.
W przypadku Kaczmarka chodzi m.in. o utrudniania śledztwa ws. przecieku m.in. poprzez zatajenie spotkania z Ryszardem Krauze 5 lipca w hotelu Marriott.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24