Incydent w Gruzji będzie miał negatywny wpływ na stosunki polsko-rosyjskie - uważa marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Jego zdaniem Lech Kaczyński i polska dyplomacja znaleźli się w trudnej sytuacji.
Marszałek Sejmu odniósł się w ten sposób do strzałów oddanych do konwoju wiozącego prezydentów Polski i Gruzji. Do zdarzenia doszło w niedzielę na górskiej drodze w Gruzji prowadzącej do granicy z Osetią Południową.
Marszałek stwierdził w radiowych "Sygnałach Dnia", że incydent choć był niepoważny, stawia nas w niewygodnej sytuacji i nasuwa wiele pytań do strony polskiej i gruzińskiej.
"Wiele znaków zapytania"
Chodzi przede wszystkim o zabezpieczenie prezydenckiego konwoju i fakt jego wyjazdu w niebezpieczną strefę. - Jeśli to był zamach, to powiedziałbym: jaka wizyta, taki zamach. No, bo nie trafić z 30 metrów w samochód, to trzeba ślepego snajpera. Więc raczej wygląda to na coś bardzo niepoważnego, a jednocześnie przykrego, bo stawiającego polskiego prezydenta w dosyć niezręcznej sytuacji i prowokującego do niedobrych wypowiedzi - powiedział Komorowski.
I dodał: - Szybkie oskarżenie strony rosyjskiej - nie wiadomo, na podstawie jakich przesłanek - niewątpliwie ma i będzie miało wpływ na sytuację polityczną w relacjach między Polską a Rosją.
Marszałek Sejmu podkreślił, że trzeba wyjaśnić, kto strzelał i czy na pewno celem była kolumna prezydencka. - Na razie są same znaki zapytania, dziwne zjawiska w postaci wysyłania przez Gruzinów samochodu z dziennikarzami na początek kolumny, brak oficera BOR–u przy polskim prezydencie, brak liczącej się ochrony w momencie oddanych strzałów. Byłem trochę ćwiczony na okoliczność ewentualnego zamachu jako minister obrony narodowej i wiem, że w sytuacji jakiegokolwiek zagrożenia, osoba chroniona jest wciskana do samochodu i samochód natychmiast odjeżdża, albo jest rzucana na ziemię i na niej się kładą oficerowie ochrony. A tutaj widać zdjęcia, gdzie obaj prezydenci stoją, rozmawiają, zdaje się, że jeden się uśmiecha. No, tysiąc znaków zapytania - powiedział Komorowski.
Prezydent Lech Kaczyński o ostrzelanie konwoju, w którym jechał, oskarżył Rosjan. Ci zdecydowanie zaprzeczyli twierdząc, iż to nie oni otworzyli ogień. Rosyjski resort obrony i tamtejsze media ogłosili, że była to prowokacja strony gruzińskiej.
Źródło: IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP