Czytam dwie książki naraz. Obie wyszły spod pióra realistów politycznych albo liberałów realistycznych. Zresztą, jak zwał, tak zwał. Jedną napisał człowiek młody, druga jest wyborem twórczości człowieka dojrzałego. Ten młody jest dużo młodszy ode mnie, ten starszy - o rok młodszy od mego Ojca, ale też już od dłuższego czasu nie żyje.
Ten starszy nazywa się Stefan Kisielewski. Ten młodszy to Robert Krasowski. Kisielewski przez całe życie deklarował się jako wróg socjalizmu. W czasach stalinowskich, jak sam pisał, prowadził "dziwną walkę". "Walczyłem/…/ gdzie mogłem o prawa muzyki jazzowej". Za Gomułki, którego rządy Kisiel nazwał "dyktaturą ciemniaków", pobili go "nieznani sprawcy", więc nie miał, jak widać, łatwego życia. Wyrobił sobie jednak patent na nieprzestrzeganie obowiązującej ortodoksji. Publikował felietony w "Tygodniku Powszechnym", a nawet w latach 1957–1965 zasiadał w Sejmie jako katolicki poseł.
Wybór tekstów Stefana Kisielewskiego, pod tytułem "Reakcjonista", wydała Karta. Kisiel pisał o sobie: "Jestem sceptykiem wobec wszelkich ideologii politycznych poza patriotyzmem". Więc zacznijmy od patriotyzmu, bo znowu jest w modzie, władza patriotyzmu nadużywa, ale jest także wyśmiewany. Kisiel deklarował się jako "patriota maniakalny", ale rozmyślając o patriotyzmie, pytał: "czy nie czas abyśmy zrzekli się trochę wyjątkowości, abyśmy znormalnieli?". Jestem za tym z całego serca, ale w dzisiejszych czasach bardzo trudno znormalnieć. "Korzenie patriotyzmu maniakalnego na pewno tkwią konkretnie w narodowych atawizmach, cierpieniach, które były realnością. Ale korzenie się nieraz usuwa z korzyścią dla równie realnego - bolącego zęba". Rozumiem to jako wezwanie do pozbywania się złudzeń. Jestem za, ale teraz na przykład przeżywamy czasy rozstawania się z jednymi złudzeniami i natychmiast w puste miejsce władza pracowicie funduje nam nowe. Nie widać na przykład chęci do rozstania się ze złudzeniem, pięknie rozwiniętym za Edwarda Gierka, że w kasie państwowej pieniędzy zabraknąć nie może, bo jak zacznie brakować, to się z łatwością dodrukuje albo pożyczy. Tymczasem życie pokazuje, że jak się dodrukowuje, to wszystko drożeje i pieniędzy w portfelach - tak czy owak - zaczyna brakować. Nie wszystko można zwalić na wojnę i na Putina.
Inna znów bajka opowiada o naszej niewinności i złej Unii Europejskiej. Inflacja też przyszła z Unii i także zła Unia opuściła Ukrainę w potrzebie. Tylko myśmy przy Ukraińcach zostali. Tak konsekwentnie twierdzi premier Morawiecki i aby to ogłosić, pojechał do Lwowa, gdzie dokonał otwarcia osiedla kontenerów dla uchodźców.
Bardzo dobrze, że mamy swój udział w tym pożytecznym przedsięwzięciu. Trochę mniej entuzjazmu budzi we mnie wycieczka premiera na otwarcie. Jeśli to jest wszystko, na co nas stać, to może wystarczyłby na otwarciu szef przedsiębiorstwa, które składało osiedle z kontenerów. Premier w tym czasie mógłby zrobić coś pożytecznego w Polsce, ale nie zrobił i domyślam się nawet, do czego cała ta szopka mu służyła. Otóż premier skorzystał z okazji, żeby dokopać Unii, bo oni kalkulują, a my budujemy. Bezkompromisowo apelował do ich sumień, których oczywiście nie mają. - Przestańcie rachować, zacznijcie pomagać! - grzmiał premier. Widziałem to w telewizji, słyszałem w radiu i uważam za klęskę dziennikarstwa. W zapale pomagania Ukrainie, z całą powagą, jako nasz wkład w bohaterską walkę narodu ukraińskiego, pokazywano, nie tylko w państwowej telewizji, propagandowe wygibasy premiera Morawieckiego. Czyli znowu bajki ku pokrzepieniu serc, a czasy wymagają, żeby przestać się okłamywać.
Druga książka, którą czytam i polecam, ma tytuł "O Michniku". Michnika znam, podziwiam, chociaż nie powiem, żebym wielbił. Książkę cenię nie za to, co Autor napisał o Michniku, ale za to, jak widzi dziennikarstwo. Widzi, jak bardzo zmitologizowana jest społeczna rola tego fachu. Jak dalece, wbrew wzniosłej retoryce o czwartej władzy, niezależności i służbie społecznej, służy on gwiazdorstwu i megalomanii, pazerności właścicieli i cwaniactwu polityków. Krasowski ma odwagę pisać wprost. O świętości naszej demokracji - "okrągłym stole" - pisze na przykład, że "był politycznym przedstawieniem" odegranym przez władze, "aby pokazać światu i społeczeństwu, że w Polsce zachodzą rewolucyjne reformy".
W książce "O Michniku", która wcale nie jest o Michniku, tylko o polityce, jest takich spostrzeżeń więcej.
Dlatego polecam obie książki jako lektury odświeżające, o czasach mocno zmitologizowanych w popularnej pamięci. Cenzura nie była tylko zjawiskiem komicznym, utrudniającym życie kabareciarzom, ale niszczyła obieg myśli, i te spustoszenia dokumentuje książka Kisielewskiego. Dzisiejsze wojny polityczne to nie jest - jak przedstawiają walczące strony - wyłącznie pojedynek dobra ze złem, ale też walka o władzę. To zrozumiałem z książki Krasowskiego. "Ci, którzy negocjują, myślą o swojej pozycji w przyszłości". To zdanie wielkiego politycznego chytrusa Urbana, zacytowane przez Krasowskiego, powinni zapamiętać wszyscy krzepiący się nadzieją, że historia Polski nie kończy się na PiS i jego prezesie.
Niestety, mamy skłonności do fatalizmu. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przekonanie o wiecznej potędze obozu socjalistycznego uchodziło za szczyt przenikliwości, podobnie dziś modne jest przeświadczenie, że PiS będzie naszym krajem rządził wiecznie. Ja w to nie wierzę.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24