Czy można zostać Jamesem Bondem w 17 dni? - zastanawia się "Dziennik". I donosi, że za rządów Antoniego Macierewicza w polskim kontrwywiadzie tyle dni zajmowały zajęcia na kursie na pierwszy stopień oficerski. Gazeta powołuje się na tajny raport, do którego dotarła.
Dokument o stanie Służby Kontrwywiadu Wojskowego przygotował jego dotychczasowy szef, pułkownik Grzegorz Reszka. Jak ocenia "Dziennik", opis tego, co się działo w tej służbie pod kierunkiem Antoniego Macierewicza "przypomina groteskę".
Według gazety standardowo szkolenie oficera służb wojskowych powinno trwać od roku do półtora, a wcześniej powinien on przejść trzyletnią służbę przygotowawczą. Tymczasem z raportu ma wynikać, że za czasów Macierewicza do kontrwywiadu przyjmowano cywilów - i błyskawicznie ich awansowano. Według "Dz" kadr do nowych służb szukano m.in. wśród policjantów i byłych funkcjonariuszy UOP, ale także zaprzyjaźnionych... harcerzy i dziennikarzy.
Gazeta twierdzi, że według raportu służbę przygotowawczą dla oficerów skrócono z trzech lat do jednego miesiąca. W praktyce więc przez 17 dni chodzili oni na kurs - i dostawali pierwszy stopień oficerski.
Jeszcze prościej było zostać podoficerem - ujawnia "Dziennik". Do egzaminu na pierwszy stopień podoficerski podchodzili ludzie, którzy nie przechodzili żadnych szkoleń. A zdawać miałł każdy, wystarczyło przejść test sprawnościowy i zaliczyć strzelanie. Według gazety nie liczyło się czy ktoś ma dobrą kondycję ani czy do tarczy trafił, czy nie, bo decydująca była rozmowa kwalifikacyjna.
Poziom nauczania miał być tak niski, że zaliczenia kursów, i to na ocenę bardzo dobrą, dostawali wszyscy, nawet ci, którzy w nich w ogóle nie brali udziału – stwierdza "Dziennik", powołując się na raport.
Gazeta twierdzi też, że do dziś zaledwie 400 żołnierzy z dwóch tysięcy tych funkcjonariuszy WSI, którzy zdecydowali się jej poddać, przeszło weryfikację. W efekcie za granicą służą ludzie bez wymaganych dokumentów, także w kraju brakuje fachowców.
Jak w sensacyjnym filmie
Gazeta opisuje też okoliczności dymisji poprzedniego szefa SKW. Minister obrony Bogdan Klich zdymisjonował płk. Andrzeja Kowalskiego za odmowę wykonania rozkazu. Pułkownik miał przygotować informacje o kopiowaniu i wywożeniu akt z siedziby tych służb przed oddaniem władzy PO. – Minister czekał przez dwie godziny. Kowalski się nie pojawił. Zamiast niego przyszedł zastępca z fałszywym meldunkiem, że akt nie kopiowano – opowiadają posłowie "Dziennikowi".
Tymczasem z raportu płk. Reszki ma wynikać, że nie tylko kopiowano, ale i nielegalnie wynoszono tajne dokumenty dotyczące agentury i operacji służb specjalnych. Doniesienie w tej sprawie miało trafić już do prokuratury.
Według gazety raport pokazuje także przykłady dziwnej polityki finansowej kierownictwa SKW z czasów PiS. Np. z jednym członków komisji weryfikacyjnej (dziennikarzom nie udało się ustalić jego nazwiska) podpisano trzy umowy na doradztwo w organizacji SKW i archiwizowanie dokumentów po WSI na 36,5 tys. zł.
Antoni Macierewicz był dla "Dziennika" nieuchwytny. We wtorek raportem o SKW ma zając się Kolegium ds. Służb Specjalnych.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: PAP