Po blisko dwóch tygodniach milczenia Jadwiga Emilewicz zabrała głos w sprawie wyjazdu swoich synów na narty. Przeprosiła i przyznała, że to był błąd. Jednocześnie zapewniła, że jej synowie nie potrzebowali licencji, a do jazdy na nartach wystarczyła im licencja klubu. Publikujemy interpretację rozporządzenia, na którą powołuje się była wicepremier.
Portal tvn24.pl ujawnił w połowie stycznia, że synowie Emilewicz wzięli udział w zgrupowaniu narciarskim w Suchem pod Poroninem, choć nie mieli odpowiednich licencji, które uprawniałyby ich do korzystania ze stoków narciarskich, zamkniętych w związku z pandemią. Licencje pojawiły się w wykazie Polskiego Związku Narciarskiego dopiero po tym, gdy dziennikarz tvn24.pl zadał o nie pytania.
- Popełniłam błąd. Nie powinniśmy pojechać. Gdybym była przekonana, że moje dzieci od lat uprawiające narciarstwo nie mogą być wówczas na stoku, to nie zgodziłabym się, żeby trenowały na początku stycznia. Nie pomyślałam o konsekwencjach ani politycznych, ani społecznych, tylko o tym, że po raz pierwszy od bardzo dawna spędzamy razem czas – powiedziała w rozmowie z reporterami tvn24.pl. - To był błąd, za który bardzo przepraszam. Naszych dzieci nie powinno być na stoku, kiedy inni zostali w domach. I choć byłam przekonana, że jestem "w prawie", to od polityków oczekuje się więcej, a nam i naszym rodzinom wolno mniej. I słusznie – podkreśliła.
Analiza prezesa
Wcześniej była wicepremier publicznie przeprosiła za swój wyjazd w wywiadzie dla Interii. Podczas tej rozmowy zapewniła, że jej synowie "nie musieli" mieć licencji, bo "przepisy epidemiologiczne z grudnia 2020 mówią, że posiadanie licencji nie jest warunkiem udziału w zgrupowaniu".
- Po co więc załatwiała pani licencje? – zapytaliśmy.
- Choć licencji nikt od dzieci nie wymagał, ponieważ licencje miała szkoła, instruktorzy, a dzieci są od lat członkami licencjonowanego klubu, to postanowiłam je zrobić przed kolejnymi zawodami. W sobotę po naszym wyjeździe chłopcy byli zapisani na zawody w Szczawnicy.
- Zrobiła pani to po pytaniach naszego dziennikarza.
- Nie ukrywam tego. Już po publikacji artykułu zadzwoniłam do Warszawskiego Okręgowego Związku Narciarskiego i rozmawiałam z prezesem, mecenasem Ludwikiem Żukowskim. On po publikacji rozporządzenia Rady Ministrów z 21 grudnia w sprawie nowych ograniczeń przygotował interpretację tych przepisów. Powiedział mi, że licencje powinien mieć klub oraz instruktorzy, a dzieci mają być członkami klubu. Moje dzieci wedle mojej najlepszej wiedzy nie musiały mieć licencji. Jednakże, choć nie naruszyłam prawa, to złamałam obyczaj i za to przepraszam. Jeszcze raz powtarzam, to był błąd, nie powinniśmy byli jechać. Mam nadzieję, że uda mi się go odpracować i zasłużyć ponownie na dobre oceny – tym razem w roli posłanki z Poznania – powiedziała Emilewicz.
Z kim jeździli
Portal tvn24.pl jest w posiadaniu interpretacji rządowego rozporządzenia, którą Żukowski wysłał mailem 23 grudnia do działaczy związku narciarskiego.
W opinii prezesa warszawskiego oddziału związku "dokument licencji wystawiony jest przez PZN" jest "potwierdzeniem literalnie zgodnym z rozporządzeniem".
"Organizowanie treningów wewnątrz imiennie zdefiniowanej grupy zawodniczej z klubu posiadającego licencję PZN spełnia ten sam warunek - to klub jest podmiotem zbiorowym uczestniczącym we współzawodnictwie sportowym PZN" – podkreśla Żukowski.
Zgodnie z tą interpretacją synowie Jadwigi Emilewicz mogli brać udział w treningach warszawskiego klubu Sporteum, który dostał zgodę związku na organizację zgrupowania i zostali dopisani do listy uczestników tego zgrupowania. Sami jednak nie są członkami Sporteum, należą do innego stołecznego klubu – Deski.
Jak ujawniliśmy w naszych publikacjach, synowie byłej wicepremier znaleźli się na liście i jeździli na stoku w Suchem razem z narciarzami zakopiańskiej szkółki narciarskiej, która jednak nie ma licencji PZN, bo nie jest klubem sportowym. To, że jej synowie jeździli nie tylko ze Sporteum, przyznała sama Emilewicz w opublikowanym po naszej pierwszej publikacji oświadczeniu. "Chłopcy uczestniczyli od 2 do 6 stycznia w Suchem w zgrupowaniu prowadzonym przez szkołę narciarską Ptak-Team.Pl prowadzoną przez Pana Bartłomieja Ptaka, trenera II kl. w narciarstwie. Codziennie od 8:00-10:00 mieli trening na slalomie gigancie, a od 10:30-12:30 na slalomie specjalnym. Ponieważ młodsi nie jeżdżą slalomu specjalnego, od 11:00-13:00 kontynuowali jazdę na tym samym stoku, także slalom gigant, z klubem Sporteum".
"Ja będę stosował w WOZN ten przepis rozszerzająco i aby umożliwić treningi i starty nielicencjonowanym dzieciom i młodzieży wystarczać mi będzie, że są zarejestrowanymi członkami klubu, który ma licencję PZN, bo to mocno uprawdopodabnia spełnienie przesłanki z rozporządzenia" – podkreślił na koniec maila prezes warszawskiego oddziału związku.
Poniżej przytaczamy pełną treść maila Żukowskiego.
"Dziękuję za zwrócenie uwagi"
O licencjach dla synów Emilewicz rozmawialiśmy przed dwoma tygodniami z Jakubem Michalczukiem, przewodniczącym komisji licencyjnej PZN. Zapytaliśmy wtedy, czy obecnie w związku z obostrzeniami w zgrupowaniach mogą brać udział jedynie zawodnicy z licencją. - Zawodnik z licencją jest na wyciągu traktowany jako ten właściwy zawodnik. Nie trzeba go już weryfikować w dodatkowy sposób – odpowiedział Michalczuk.
Podkreślał też: - Ten system [baza zawodników z licencjami] jest otwarty po to, by sędziowie, czy obecnie panie w kasie w kolejach liniowych, mogły sprawdzić daną osobę.
Była wicepremier, którą 5 stycznia zapytaliśmy, dlaczego jej synów nie ma w bazie licencji Polskiego Związku Narciarskiego odpowiedziała, że nie wie, dlaczego "nie ma chłopców w PZN". "Po startach - wszyscy mieli licencję. Dziękuję za zwrócenie uwagi" – dodała.
7 stycznia trzej synowie byłej wicepremier pojawili się w bazie licencji na stronie PZN. Wnioski o wyrobienie licencji, jak ujawniliśmy, zostały złożone tego samego dnia.
Emilewicz tego dnia wieczorem odpowiedziała mailem na nasze pytania podkreślając, że jej synowie posiadają licencje. Nie wskazywała wówczas, kiedy zostały złożone wnioski. To samo napisała w swoim oświadczeniu zamieszczonym na jednym z portali społecznościowych. Nie wspominała wówczas, że licencje nie są potrzebne, a wyrabiała je synom tylko dlatego, że mieli startować w zawodach w Szczawnicy.
Źródło: tvn24.pl; Interia