Politykom wolno mniej, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji jak pandemia. Nie powinnam była jechać. Z pokorą przyjmuję krytykę internautów, mediów, klubowych kolegów i opozycji. To, co się wydarzyło, nie powinno mieć miejsca - powiedziała w rozmowie z portalem Interia posłanka PiS, była wicepremier Jadwiga Emilewicz.
13 stycznia portal tvn24.pl ujawnił, że synowie byłej wicepremier Jadwigi Emilewicz, posłanki z klubu Prawa i Sprawiedliwości, wzięli udział w zgrupowaniu narciarskim jako zawodowi sportowcy, choć nie mieli odpowiednich licencji, które uprawniałyby ich do korzystania ze stoków narciarskich, zamkniętych w związku z epidemią. Licencje pojawiły się w wykazie Polskiego Związku Narciarskiego dopiero po tym, gdy dziennikarz tvn24.pl zadał o nie pytania. Do grupy osób uprawnionych do korzystania ze stoku została dopisana też sama była wicepremier Jadwiga Emilewicz.
Wicemarszałek Sejmu i szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapowiadał, że "możliwe jest" zawieszenie Emilewicz jako posłanki klubu PiS. Taka decyzja nie została do dzisiaj podjęta.
Jadwiga Emilewicz: "Popełniłam błąd i bardzo za to przepraszam"
- Popełniłam błąd i bardzo za to przepraszam. Politykom wolno mniej, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji jak pandemia. Nie powinnam była jechać. Z pokorą przyjmuję krytykę internautów, mediów, klubowych kolegów i opozycji. To, co się wydarzyło, nie powinno mieć miejsca - powiedziała Emilewicz.
Zaznaczyła, że dziś by nie wyjechała z dziećmi. - Zdaję sobie sprawę z tego, że reakcja ludzi, którzy byli zamknięci w domach, była w pełni uzasadniona. To, że mój wyjazd z dziećmi, ich trening, był zgodny z przepisami prawa, a ja sama - co chyba umknęło uwadze mediów - nie jeździłam na nartach, nie zmienia faktu, że to wszystko było - najdelikatniej mówiąc - niestosowne - podkreśliła posłanka w rozmowie z Interią. - Niestety, mama wygrała we mnie z posłanką - dodała.
- I choć wiem, że to nie jest żadne usprawiedliwienie, ale pomyślałam, że skoro przez te ostatnie pięć lat spędzałam tak bardzo mało czasu z dziećmi, a wszystko jest zgodne z przepisami, to mogę jechać. Niestety nie zadałam sobie pytania, czy to wypada. Powinniśmy byli zostać w domu, bo taki jest koszt obowiązków, których się podjęłam - powiedziała Emilewicz.
- Przepraszam, zwłaszcza tych, którzy mi zaufali. Jedyne, co mogę powiedzieć, że moi synowie naprawdę trenują narciarstwo, każdy od szóstego roku życia jeździ w klubie, co roku uczestniczą w zawodach - środkowy dwa lata temu zdobył w swojej kategorii wiekowej pierwsze miejsce w Narciarskim Pucharze Mazowsza. Ja na nartach nie jeździłam - zaznaczyła Emilewicz
"Dużo nieporozumień"
Dopytywana, czemu jej synowie nie mieli licencji, była wicepremier stwierdziła, że "z tą sprawą jest dużo nieporozumień". - Mówiąc w skrócie: chłopcy nie musieli ich mieć. Przepisy epidemiologiczne z grudnia 2020 mówią, że posiadanie licencji nie jest warunkiem udziału w zgrupowaniu. Według szefa Warszawskiego Okręgowego Związku Narciarskiego, pana mecenasa Ludwika Żukowskiego, który przygotowywał interpretację rozporządzenia, jeśli klub posiada licencję PZN, to uczestnik nie musi jej mieć. Wystarczy, że jest członkiem klubu. A moi synowie są członkami klubu od lat - mówiła posłanka.
- Podkreślam: nie powinno nas tam być, bo posłom i ich rodzinom wolno mniej, ale problem nie dotyczy prawa, tylko dobrego obyczaju. Nie zmienia to mojej oceny. Trzeba było zostać w domu - dodała Emilewicz.
"Żadne kroki nie zostaną podjęte"
Pytana o głosy z PiS, że być może powinna zostać zawieszona, powiedziała, że rozmawiała z szefem klubu PiS Ryszardem Terleckim i "z tego, co wie, to żadne kroki nie zostaną podjęte". Podkreśliła, że nie rozmawiała z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, natomiast miała miejsce rozmowa z premierem Mateuszem Morawieckim, który - jak relacjonowała - powiedział jej, że zachowała się nierozsądnie i że popełniła błąd, a odbiór społeczny tej sytuacji jest jednoznaczny.
Emilewicz dodała, że obecnie chciałaby zająć się "intensywną pracą poselską".
Źródło: Interia, PAP