IPN nie skieruje do sądu sprawy oświadczenia lustracyjnego ambasadora Polski w Berlinie Andrzeja Przyłębskiego. To oznacza, że IPN nie ma wątpliwości co do prawdziwości oświadczenia Przyłębskiego, że nie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa.
"Decyzją z dnia 25.08.2017 r. prokurator Oddziałowego Biura Lustracyjnego IPN w Krakowie uznał, że w sprawie oświadczenia złożonego przez Andrzeja Przyłębskiego nie zachodzi wątpliwość co do jego zgodności z prawdą w rozumieniu art. 52 e ustawy o IPN - KŚZpNP z 18 grudnia 1998 r. (...). Tym samym uznał, że brak podstaw do skierowania tej sprawy do sądu" - poinformowało w piątek Biuro Lustracyjne IPN.
"Doszło do podpisania, ale brak przesłanki o współpracy"
Decyzja prokuratora - jak podkreślili prokuratorzy - została podjęta "w oparciu o obowiązujące przepisy prawa i pozostaje w zgodzie z ugruntowanym przez 20 lat orzecznictwem sądowym w sprawach lustracyjnych, przede wszystkim orzecznictwem Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego". "Tym samym należy ją uznać za uzasadnioną" - podkreśliło Biuro Lustracyjne IPN i przypomniało - zgodną z przepisami prawa - pięciopunktową definicję współpracy z organami bezpieczeństwa. Wymieniono między innymi to, że "współpraca musi być tajna". "Fakt jej nawiązania i przebieg ma pozostać tajemnicą, w szczególności wobec tych osób i środowisk, których dotyczyły przekazywane informacje" - tłumaczą prokuratorzy Instytutu. Współpraca ta - jak dodano - "nie może się ograniczać do samej deklaracji woli, lecz winna się materializować w świadomie podejmowanych, konkretnych działaniach w celu urzeczywistnienia podjętej współpracy".
"Prokurator uznał, że w sprawie niniejszej bezspornie doszło do podpisania zobowiązania do współpracy z SB i przyjęcia przez lustrowanego pseudonimu, jednak nie występują łącznie wskazane powyżej przesłanki przesądzające o współpracy - przede wszystkim uznał, że brak jest przesłanki materializacji i tajności" - podało Biuro Lustracyjne IPN. Podkreśliło też, że "o tym, czy dana osoba była współpracownikiem w charakterze tajnego informatora nie decyduje ani fakt, ani forma zarejestrowania jej w ewidencji organu bezpieczeństwa państwa, lecz treść udzielonych tym organom informacji urzeczywistniających współpracę".
Decyzja IPN zapadła po analizie zebranego materiału archiwalnego, między innymi przez historyków. W tej sprawie przesłuchiwano też świadków.
Jako możliwe decyzje w połowie sierpnia IPN wskazywał: albo zarządzenie o pozostawieniu sprawy bez dalszego biegu wobec braku wątpliwości co do prawdziwości oświadczenia, albo wniosek do sądu o wszczęcie postępowania lustracyjnego wobec powstania wątpliwości.
Procedura Przyłębskiego
Biuro Lustracyjne IPN wdrożyło procedurę weryfikacji oświadczenia lustracyjnego Przyłębskiego na początku marca, po ujawnieniu informacji o zachowanej w zbiorach Instytutu teczce personalnej TW "Wolfgang" dotyczącą Andrzeja Przyłębskiego. Z dokumentów z lat 1979-80 wynika, że TW "Wolfgang" "został pozyskany do współpracy 11 czerwca 1979 r." - jak podano - w celu "zapewnienia dopływu informacji operacyjnych dotyczących przejawów działalności antysocjalistycznej w środowisku studenckim w Poznaniu". Sam Przyłębski mówił, że niewykluczone, iż szantażowany, pod groźbą nie tylko odmowy wydania paszportu, ale także relegacji ze studiów za kolportaż pism antykomunistycznych, mógł podpisać jakieś zobowiązanie. - Ale związane z tym, że będę "uważny" i "ostrożny" w Anglii, by nie podejmować współpracy ze środowiskami antyrządowymi w Wielkiej Brytanii i że opowiem o swoim pobycie w Anglii - mówił Przyłębski. W oświadczeniu MSZ w sprawie Przyłębskiego podkreślono, że resort nie ma informacji, by IPN podważył prawdziwość jego oświadczenia, w którym zaprzeczył on współpracy z SB. Resort zaznaczył, że Przyłębski kilkakrotnie przechodził procedurę sprawdzającą. W kwietniu Biuro Lustracyjne IPN podjęło czynności procesowe ws. weryfikacji oświadczenia lustracyjnego Przyłębskiego. Oświadczenie lustracyjne ambasadora badał początkowo poznański oddział IPN, później materiały zostały przekazane do IPN w Krakowie. Przeniesienie nastąpiło po wniosku pełnomocnika Andrzeja Przyłębskiego, który podnosił zarzuty wobec bezstronności czy obiektywizmu prokuratora prowadzącego. W maju Przyłębski, który przyjechał do Warszawy w związku z wizytą w Polsce prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera, zaprzeczył, jakoby współpracował ze służbami PRL-u. - Spodziewam się uniewinnienia, bo nie ma żadnych materiałów - mówił wtedy, pytany przez dziennikarzy Przyłębski.
Autor: mart/adso/jb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24