Na wieść o rozbiciu się polskiego samolotu pod Smoleńskiem media zareagowały błyskawicznie. Choć była sobota i większość dziennikarzy miała wolne, wiadomość o katastrofie spontanicznie ściągnęła ich do redakcji. Podobnie jak ściągnęła tysiące internautów przed ekrany komputerów. Ale nie tylko po informacje - oni chcieli się tymi informacjami dzielić, wspólnie je przeżywać, uzupełniać i pod ich wpływem aktywnie działać. Internauci wzięli media w swoje ręce - oceniają specjaliści.
Przez te 5 lat od śmierci papieża ewidentnie zmieniło się to, że dziś internauci są bardziej wyrobionymi użytkownikami, są odważniejsi i nie boją się wypowiadać swoich opinii, a co najważniejsze - o wiele częściej tworzą spontaniczne inicjatywy w sieci Urbanowicz o internautach
– W sobotę tuż po tragedii dostawaliśmy po kilka wiadomości na minutę. Przychodziły zdjęcia z żałoby narodowej w całej Polsce, praktyczne informacje z organizowanych inicjatyw, tysiące kondolencji czy amatorskie filmy z miejsca katastrofy wygrzebane przez internautów w rosyjskiej sieci. Wiele podpisanych „sprawdźcie jeszcze to”. W jego pamięci najbardziej zapadły sygnały spływające na platformę od bliskich ofiar: - Dla mediów to był zawsze problem, jak dotrzeć do świadków, ludzi blisko wydarzeń. W ostatnim tygodniu oni sami wysyłali nam zdjęcia, namiary, niezbędne czy ciekawe informacje. Potem o tych ludziach pisaliśmy teksty czy robiliśmy reportaże – mówi Brzuszkiewicz.
Bez Facebooka nie ma marszu
W sobotę kilka godzin po katastrofie na naprędce stworzonych grupach w Facebooku tysiące internautów dzieliło się swoimi kondolencjami. Już w południe ktoś wpadł na pomysł zorganizowania akcji wspólnego zapalania świeczek pod Pałacem Prezydenckim o godzinie 20. Informację wrzucił na Facebooka, a wieczorem pod Pałacem pojawiło się kilkaset osób, które o inicjatywie dowiedziały się w sieci.
W podobny sposób zorganizowano kilka spontanicznych marszy w całej Polsce. Przez Facebooka skrzyknęli się również pomysłodawcy pożegnania ofiar 96 biało-czerwonymi lampionami na Placu Piłsudskiego w Warszawie. „Przychodźcie i dajcie znać znajomym” –pisali w wiadomościach. To również internauci w serwisach społecznościowych zareagowali pierwsi, gdy pojawiła się informacja o pogrzebie pary prezydenckiej na Wawelu. Zaczęły powstawać grupy zrzeszające zwolenników i przeciwników tego pomysłu. Ci ostatni pojawili się potem z transparentami na ulicach Krakowa.
Kondolencje jak batonik?
Skąd ta aktywność? - Wszyscy doskonale wiemy , że dzisiaj rzeczywistość społeczna odbywa się w mediach, dlatego chcąc się podzielić ważną informacją czy opinią, zwracamy się w pierwszej kolejności właśnie do mediów – a ściślej, do współuczestników naszego medialnego życia – tłumaczy Michał Kuźmiński z „Tygodnika Powszechnego”, który na Uniwersytecie Jagiellońskim wykładał „Nowe media”.
.A dziś większość z tych „współuczestników” siedzi razem z nami po uszy w serwisach społecznościowych.
- Takie narzędzia, jak Facebook powodują, że uczestniczyć w tym medialnym życiu da się praktycznie bezwysiłkowo, przy pomocy jednego kliknięcia możemy się zidentyfikować z daną opinią – kontynuuje Kuźmiński. I podkreśla, że nie wszystko jednak wygląda tu tak kolorowo: - Trzeba się zastanowić nad poziomem refleksji, który towarzyszy tym kliknięciom, tym wszystkim „jestem fanem” i „lubię to”. Ja, choć sam siedzę w tym po uszy, zastanawiam się, czy często nie jest to impuls porównywalny do kupienia batonika przed kasą w supermarkecie.
Twitter „jest z Polakami”
Impuls – refleksyjny czy też nie – w przypadku smoleńskiej tragedii dobrze odnalazł się w międzynarodowej społeczności internautów. Za oceanem, przyzwyczajeni do Twittera użytkownicy, nim włączyli telewizory, o sobotnim wypadku mogli dowiedzieć się od jednej ze swoich ulubionych gwiazd, którą śledzą w tym serwisie.
„Prezydent Polski zmarł w katastrofie lotniczej” – napisał rano na swoim koncie gwiazdor amerykańskiego dziennikarstwa Anderson Cooper. Aktorka Eva Longoria wpisała: „Niech Bóg ma was w swojej opiece, nasze serca są z wami”. Swoje kondolencje na Twitterze zamieścił nawet Barack Obama. „Łączymy się z Polakami w żałobie po utracie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wszystkich ofiar dzisiejszego tragicznego wypadku” – takie zdanie od swojego prezydenta mogło przeczytać prawie 4 miliony śledzących go Amerykanów.
Mikroblogowy korespondent z Warszawy
Do tych słów dołączyło w sobotę tysiące wpisów z całego świata. „Polsko, jesteśmy z Tobą” – pisali użytkownicy Twittera z Afryki, Kanady czy Hiszpanii. Ich poruszenie było tak duże, że hasło „Polska” i „Smoleńsk” wylądowało na szczycie zagadnień, o których najczęściej pisano w serwisie.
Przez kolejne dni Twitter okazała się też idealnym – bo szybkim i wygodnym - narzędziem dla zagranicznych dziennikarzy, którzy przyjechali do Polski. Alan Fisher z AlJazeery w krótkich wpisach relacjonował to, co dzieje się w Warszawie. „Niesamowite. Tysiące nadal czeka pod Pałacem Prezydenckim. Nadal panuje przejmująca cisza” – pisał w niedzielę późnym wieczorem.
Polacy, odezwijcie się!
Nigdy wcześniej nie wysyłałam zdjęć na podobne serwisy i nie wiem za bardzo, co skłoniło mnie, by tym razem postąpić inaczej. Pewnie działo się to pod wpływem emocji, jakie towarzyszyły temu dniu. Minta o iReport
Nie tylko on jako zagraniczny dziennikarz skorzystał z dobrodziejstw rozwijającej się sieci, w której internauci dawno już przestali być biernymi odbiorcami. Media takie jak CNN czy BBC błyskawicznie poprosiły ich o przesyłanie informacji z Polski.
Na apel odpowiedziało wielu mieszkańców Warszawy, wśród nich Małgosia Minta, na co dzień dziennikarka „Newsweeka”, która w tragiczną sobotę jak tysiące zwykłych internautów przeglądała sieć. - W serwisie CNN, pod artykułem poświęconym katastrofie Tupolewa natrafiłam na link „wyślij swoje zdjęcie lub wideo”, odsyłający do sekcji iReport, poświęconej dziennikarstwu obywatelskiemu. Kliknęłam na niego z ciekawości, czy są może jakieś zdjęcia od polskich internautów – wspomina.
- Było kilka i też postanowiłam dorzucić swoje, z Krakowskiego Przedmieścia. Raczej nie czułam wtedy, że kierują mną pobudki czy nawyki zawodowe. Nigdy wcześniej nie wysyłałam zdjęć na podobne serwisy i nie wiem za bardzo, co skłoniło mnie, by tym razem postąpić inaczej. To był impuls, nic bardziej przemyślanego. Pewnie działo się to pod wpływem emocji, jakie towarzyszyły temu dniu – opisuje.
Po pół godzinie do Minty odezwała się dziennikarka CNN, która poprosiła o parę słów komentarza do zdjęć. Wideo, w którym opowiada o tym, co w związku z tragedią czują Polacy, trafiło na międzynarodową antenę telewizji.
- Media, nauczone takimi doświadczeniem jak 11 września czy śmierć papieża, odkryły potencjał zdobywania informacji za pośrednictwem widzów. Jeszcze mocniej otworzyły się na ”oddolnych” informatorów. Ludzie zawsze wiedzą więcej od nas – tłumaczy zachowanie CNN Michał Kuźmiński.
Symbioza czy konkurencja?
- To jest naturalny gest, który wykonują czytelnicy i widzowie, a media to wykorzystują. Nazwałbym to symbiozą. Bo nie jest tak, że media nowe i stare żyją w konkurencji, wręcz przeciwnie, one się doskonale uzupełniają. kużmiński o fb
- Jeszcze 5 lat temu, w czasach kiedy umierał Jan Paweł II, potencjał „oddolnych mediów” nie było tak oczywisty i dziennikarze dopiero go odkrywali. Dzisiaj to jest absolutnie jasne, że stałym elementem wiadomości w mediach masowych jest to, co dzieje się w internecie, społecznościach, informacje o kolejnych sygnałach i akcjach – mówi Kuźmiński.
Tłumaczy też, że tego rodzaju odwrócenie ról w komunikowaniu nie trzeba się bać: - To jest naturalny gest, który wykonują czytelnicy i widzowie, a media to wykorzystują. Nazwałbym to symbiozą. Bo nie jest tak, że media nowe i stare żyją w konkurencji, wręcz przeciwnie, one się doskonale uzupełniają.
Tą symbiozę podkreśla też szef Kontaktu TVN24: - Wszystkim naszym internautom należą się tu ogromne podziękowania. Bez nich nasza relacja z tych tragicznych wydarzeń byłaby o wiele uboższa.
Dziennikarze, jesteście zwolnieni
Nasza – dziennikarzy – rola, cytując klasykę, zmienia się, ale się nie kończy. Kuzmiński o dziennikarstwie
Czy z tak dojrzewającym społeczeństwem medialnym potrzebujemy jeszcze dziennikarzy? Specjaliści podkreślają, że ta – choć dobroczynna - symbioza, modyfikuje ten zawód. Jak na dłoni było to również widać w czasie ostatnich dni. Politycy tacy, jak Adam Bielan czy Radosław Sikorski, nim odpowiedzieli na pytania profesjonalnych dziennikarzy, przeżyciami po tragedii podzielili się na Twitterze.
- Ta sytuacja pokazuje właśnie tę zmianę. Do tej pory to dziennikarz był pośrednikiem między źródłem informacji a jego odbiorcą. Internet spowodował zanikanie wszelkiego rodzaju pośredników, również w mediach – wskazuje specjalista nowych medium Krzysztof Urbanowicz. – Zawód dziennikarza pójdzie bardziej w stronę kuratora informacji i jej weryfikowania – dodaje.
Czy w takim razie grozi nam śmierć tradycyjnego dziennikarstwa? - Trzeba się zgodzić z tym, że dziennikarze bezwzględnie stracili wyłączność - przyznaje Kuźmiński, na co dzień dziennikarz. - Ale nie boję się, że jesteśmy tylko armią weryfikatorów, która sprawdza te wiadomości, redaguje i szereguje pod względem ważności czy jakości. Powiedziałbym, że nie tylko, ale aż. Bo sprawdzanie i weryfikowanie źródeł to obowiązek dziennikarski numer jeden. Będziemy współdziałać z mediami oddolnymi, jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Nasza – dziennikarzy – rola, cytując klasykę, zmienia się, ale się nie kończy.
Źródło: tvn24.pl