Pod koniec czerwca rzecznik praw pacjenta Krystyna Barbara Kozłowska stwierdziła, że w szpitalu doszło do naruszenia prawa pacjentki do informacji oraz prawa do zgłoszenia sprzeciwu od orzeczenia lub opinii lekarskiej. Karę w wysokości 70 tys. zł nałożył na szpital NFZ. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz poinformował wówczas, że konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii i położnictwa prof. Stanisław Radowicki uznał, iż w szpitalu doszło do naruszenia prawa. Chazan zapowiedział, że odwoła się od decyzji NFZ.
- W przypadku, kiedy mówilibyśmy o tym, że przepisy zostały złamane, jest cały wachlarz działań, poprzez upomnienia, naganę, aż do zwolnienia z pracy - wyjaśniał we wtorek w rozmowie z "Faktami" TVN rzecznik warszawskiego ratusza Bartosz Milczarczyk.
"Histeria środowisk lewicowo-lewackich"
Zdecydowanych decyzji od Hanny Gronkiewicz-Waltz domaga się m.in. SLD. - Pani prezydent kryje dzisiaj pana Chazana - stwierdził rzecznik Sojuszu Dariusz Joński. - Nie mamy innego wyjścia, jak złożyć wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa - wyjaśnił.
Innego zdania jest Beata Kempa (Solidarna Poiska), która nazywa domaganie się odwołania profesora Chazana "ewidentnym szantażem".
- Pani prezydent nie powinna dymisjonować prof. Chazana, chyba że ulegnie histerii środowisk lewicowo - lewackich Sławomir Neumann (PO) podkreślił z kolei, że sprawa "stała się wyjątkowo emocjonalna, polityczna, zahaczająca prawie o jakąś wojnę religijną". - Dajmy sobie trochę czasu - zaapelował.
Oglądaj więcej materiałów "Faktów" TVN
Autor: kg / Źródło: "Fakty" TVN, PAP
Źródło zdjęcia głównego: "Fakty" TVN