Gronkiewicz-Waltz o aktach Kiszczaka: to prawdopodobnie fałszywki

Hanna Gronkiewicz-Waltz w "Faktach po Faktach"
Hanna Gronkiewicz-Waltz w "Faktach po Faktach"
Źródło: tvn24

Nikt tak jak Jarosław Kaczyński nie zjednoczył i rodziny Lecha Wałęsy i ludzi, którzy byli kiedyś w "Solidarności". To jest typowy strzał w stopę - oceniła w "Faktach po Faktach" Hanna Gronkiewicz-Waltz, komentując weekendowe manifestacje solidarności z byłym prezydentem.

Wiceprzewodnicząca PO dodała przy tym, że w jej ocenie dokumenty dotyczące TW "Bolka" - ujawnione ponad tydzień temu w domu Kiszczaków - to "prawdopodobnie fałszywki".

Jednocześnie przypomniała, że przed laty Lech Wałęsa został już oczyszczony z zarzutów przez sąd lustracyjny.

- W związku z tym takie ciąganie z powrotem tych rzeczy miało budować historię, że to prawdopodobnie śp. Lech Kaczyński był tym prawdziwym założycielem (Solidarności - red.) i że od 25 października (dzień wyborów - red.) Polska jest wolna, a przedtem to wszystko było oczywiście efektem spisku - powiedziała wiceprzewodnicząca PO.

"Nie kłóćmy się o liczby"

Jak mówiła, jej zdaniem z wypowiedzi medialnych gen. Czesława Kiszczaka wynika, że albo nie był on świadomy tego, "jak SB fałszuje", albo "udawał, że to wszystko są prawdziwe dokumenty".

- Mi się wydaje, że on sam nie wie, co on trzymał, tak do końca. To oczywiście była jakaś forma jego zabezpieczenia - tłumaczyła Gronkiewicz-Waltz. - Na pewno służyło to do obrzucania złymi opiniami Lecha Wałęsę, bo na tym zależało Jarosławowi Kaczyńskiemu - dodała.

Prezydent Warszawy była też pytana o rozbieżne dane dotyczące tego, ile osób brało udział w sobotnim marszu Komitetu Obrony Demokracji, który zwołano na znak solidarności z Lechem Wałęsą. Zdaniem policji, ulicami stolicy przeszło wtedy 15 tys. osób, według ratusza - 80 tys.

Gronkiewcz-Waltz zapewniała, że miasto nie zawyżyło tych liczb. Tłumaczyła przy tym, że stołeczni urzędnicy przyjęli założenie, że na jednym metrze kwadratowym mogą zmieścić się dwie osoby, stąd - jej zdaniem - łatwo było policzyć, ilu uczestników miała demonstracja. - Najważniejsze, że to była największa manifestacja w Warszawie, którą ja pamiętam od 1989 r. Także nie kłóćmy się o liczby - przekonywała.

"Władza zmierza w stronę autorytaryzmu"

Wiceprzewodnicząca PO odniosła się również do słów Beaty Szydło, która przypomniała w sobotę, że opinia Komisji Weneckiej ws. polskiego Trybunału Konstytucyjnego "nie będzie wiążąca". Gronkiewicz-Waltz powiedziała, że to "śmieszne", bo - jak mówiła - nawet węgierski premier Viktor Orban potrafił wycofać się z niektórych swoich kontrowersyjnych pomysłów.

- To jest kwestia autorytetu. Jeżeli przykładowo w mojej dziedzinie, w bankowości, Komitet Bazylejski (Nadzoru Finansowego - red.) wydaje różnego rodzaju zasady, to one też nie mają mocy wiążącej. Tylko że każdy bank, który rzeczywiście chce mieć jakiś autorytet i być wiarygodny, musi zastosować się do tych zasad - tłumaczyła Gronkiewicz-Waltz.

Dodała, że krytyczna wobec Polski opinia może się stać podstawą dla równie krytycznej rezolucji Komisji Europejskiej. - Mam nadzieję, że (KE - red.) taką wyda - powiedziała polityk Platformy.

Oceniła również, że "obecna władza zmierza jednoznacznie w stronę autorytaryzmu". - Polsce pomoże wszystko, co zmierza do wolności i demokracji, która jest ciągle ograniczana przez rząd. PiS sprowadza nas na manowce demokratycznego państwa - przekonywała Gronkiewicz-Waltz.

Autor: ts//gak / Źródło: tvn24

Czytaj także: