"Gdyby nie strażacy, teraz byśmy nie rozmawiali"

Świadkowie opowiadają, że z dachu spadały dachówki
Świadkowie opowiadają, że z dachu spadały dachówki
Źródło: tvn24

- Wyskoczyłam z mieszkania, na klatce schodowej było już pełno dymu - relacjonuje jedna z mieszkanek budynku, na którego poddaszu wybuchł pożar. - Z dachu leciał dym i dachówki - dodaje inna. Wiceburmistrz Oławy podkreśla jednak, że "najważniejsze, że wszyscy ewakuowani są cali i zdrowi".

W czwartek rano zawaliła się kopuła wieży kościoła w Oławie, który stanął w ogniu. Płomienie pojawiły się najpierw na poddaszu budynku mieszkalnego przylegającego do świątyni. Osiem osób ewakuowano. Nikt nie odniósł obrażeń. Na miejscu pracuje dziesięć zastępów strażackich. Pierwszą informację o pożarze otrzymaliśmy na Kontakt24.

Najważniejsi są ludzie

Wiceburmistrz Oławy Jerzy Habryś powiedział w TVN24, że "najważniejsze, że wszyscy ewakuowani są cali i zdrowi". Trzy osoby następne noce spędzą w hotelu, kolejnych pięć ulokowało się u rodzin. Nie wiadomo, kiedy będą mogły wrócić do domów.

- Na miejscu jest już inspekcja nadzoru budowlanego, nie mówią jeszcze w jakim stanie jest budynek - podkreślił Habryś. Ale przyznał, że sam gołym okiem potrafi ocenić, że rodziny do mieszkań pewnie długo nie będą mogły wrócić. - Zalana cała pierwsza kondygnacja, dach wypalony do żywej cegły, powalony strop. Nieciekawie to wygląda – mówił wiceburmistrz.Wiadomo, że pewnie jeszcze w czwartek do ruchu zostanie przywrócona ul. Janowskiego, przy której stoi kościół. Sam budynek będzie jednak zamknięty przez dłuższy czas.

Świadkowie opowiadają, że z dachu spadały dachówki

Świadkowie opowiadają, że z dachu spadały dachówki

Dym i krzyk

Jedna z mieszkanek budynku tak relacjonowała zdarzenia: - Wszystko zaczęło się na strychu, a my mieszkamy na pierwszym piętrze (...) Ja nic nie zobaczyłam, sąsiad szedł do pracy, zadzwonił i zbudził mnie, że z dachu idzie dym i lecą dachówki. Córka się zbudziła, zaczęła krzyczeć i wszystkich budzić - mówiła kobieta.

- Nic nie wiemy. Powiedzieli nam, że dziś na pewno nie wejdziemy do domu. Nie wiemy też, czy jutro się uda - relacjonowała druga z kobiet.

I dodała: - Stoimy i czekamy. Chcielibyśmy, żeby to się już skończyło. Wyskoczyłam z mieszkania, na klatce schodowej było już pełno dymu. Poleciałam na górę i zaczęłam krzyczeć. Poleciałam na dół, obudziłam sąsiada. Zaraz pojawiła się policja i kazali nam wyjść - wspominała kobieta.

- Nie zdążyliśmy nawet wejść, a już drzwi były zapalone. Gdyby nie strażacy, to teraz byśmy ze sobą nie rozmawiali. Spłonęło wszystko, jesteśmy tylko w tym, co mamy - relacjonowali inni świadkowie.

Reporter TVN24 zajrzał do wnętrza kościoła

Reporter TVN24 zajrzał do wnętrza kościoła

"Gdyby nie strażacy, teraz byśmy nie rozmawiali"

"Gdyby nie strażacy, teraz byśmy nie rozmawiali"

Ksiądz ze spalonego kościoła podkreślił w TVN24, że "dzięki Bogu" nikomu nic się nie stało. - To jest bardzo przykra sytuacja, nieszczęście dla naszej wspólnoty parafialnej - powiedział duchowny.

Ksiądz: to nieszczęście dla naszej parafii

Ksiądz: to nieszczęście dla naszej parafii

Autor: mn/ ola/kdj/k / Źródło: tvn24

Czytaj także: