- Wyskoczyłam z mieszkania, na klatce schodowej było już pełno dymu - relacjonuje jedna z mieszkanek budynku, na którego poddaszu wybuchł pożar. - Z dachu leciał dym i dachówki - dodaje inna. Wiceburmistrz Oławy podkreśla jednak, że "najważniejsze, że wszyscy ewakuowani są cali i zdrowi".
Najważniejsi są ludzie
Wiceburmistrz Oławy Jerzy Habryś powiedział w TVN24, że "najważniejsze, że wszyscy ewakuowani są cali i zdrowi". Trzy osoby następne noce spędzą w hotelu, kolejnych pięć ulokowało się u rodzin. Nie wiadomo, kiedy będą mogły wrócić do domów.
- Na miejscu jest już inspekcja nadzoru budowlanego, nie mówią jeszcze w jakim stanie jest budynek - podkreślił Habryś. Ale przyznał, że sam gołym okiem potrafi ocenić, że rodziny do mieszkań pewnie długo nie będą mogły wrócić. - Zalana cała pierwsza kondygnacja, dach wypalony do żywej cegły, powalony strop. Nieciekawie to wygląda – mówił wiceburmistrz. Wiadomo, że pewnie jeszcze w czwartek do ruchu zostanie przywrócona ul. Janowskiego, przy której stoi kościół. Sam budynek będzie jednak zamknięty przez dłuższy czas.
Dym i krzyk
Jedna z mieszkanek budynku tak relacjonowała zdarzenia: - Wszystko zaczęło się na strychu, a my mieszkamy na pierwszym piętrze (...) Ja nic nie zobaczyłam, sąsiad szedł do pracy, zadzwonił i zbudził mnie, że z dachu idzie dym i lecą dachówki. Córka się zbudziła, zaczęła krzyczeć i wszystkich budzić - mówiła kobieta.
- Nic nie wiemy. Powiedzieli nam, że dziś na pewno nie wejdziemy do domu. Nie wiemy też, czy jutro się uda - relacjonowała druga z kobiet.
I dodała: - Stoimy i czekamy. Chcielibyśmy, żeby to się już skończyło. Wyskoczyłam z mieszkania, na klatce schodowej było już pełno dymu. Poleciałam na górę i zaczęłam krzyczeć. Poleciałam na dół, obudziłam sąsiada. Zaraz pojawiła się policja i kazali nam wyjść - wspominała kobieta.
- Nie zdążyliśmy nawet wejść, a już drzwi były zapalone. Gdyby nie strażacy, to teraz byśmy ze sobą nie rozmawiali. Spłonęło wszystko, jesteśmy tylko w tym, co mamy - relacjonowali inni świadkowie.
Ksiądz ze spalonego kościoła podkreślił w TVN24, że "dzięki Bogu" nikomu nic się nie stało. - To jest bardzo przykra sytuacja, nieszczęście dla naszej wspólnoty parafialnej - powiedział duchowny.
Autor: mn/ ola/kdj/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24