Powiązana z obozem władzy Fundacja Polska Wielki Projekt za pieniądze otrzymane z resortu edukacji kupiła willę w Warszawie. Minister Przemysław Czarnek przekonuje, że fundacja "przedstawiła znakomity projekt edukacyjny", a "burza" w tej sprawie wybuchła, bo "środki nie trafiły do lewackich organizacji".
W ostatnim tygodniu głośno było o sfinansowanym przez resort edukacji zakupie, którego dokonała fundacja Polska Wielki Projekt, powiązana z przedstawicielami obozu władzy. Fundacja kupiła willę na warszawskim Mokotowie od państwowego Polskiego Holdingu Nieruchomości, który jest pod nadzorem ministra Jacka Sasina. Zapłaciła pięć milionów złotych. Po siedmiu latach nieruchomość będzie mogła być wykorzystana na cele komercyjne.
Czarnek: fundacja przedstawiła znakomity projekt edukacyjny
Minister edukacji Przemysław Czarnek w rozmowie z Onetem powiedział, że fundacja Polska Wielki Projekt jest jednym z ponad 40 beneficjentów programu skierowanego do podmiotów wspierających edukację. - Wszystkie tego typu programy zawierają zobowiązania trwałości projektu na okres minimum pięciu lat. Wszystkie środki unijne dzielone w tego typu programach zawierają takie postanowienia. Co w tym dziwnego? Gdzie tu sensacja? - pytał.
Twierdził, że fundacja Polska Wielki Projekt jest znana od kilku lat ze swej zakrojonej na szeroką skalę działalności. - Przedstawiła znakomity projekt edukacyjny dla młodzieży. I to projekt o charakterze międzynarodowym, dotyczący idei Trójmorza - ocenił Czarnek, zaznaczając, że pieniądze przekazane przez MEiN na ten cel "i tak trafiają do Skarbu Państwa, a nie w ręce prywatne". Odnosząc się do informacji o tym, że w radzie programowej fundacji zasiada między innymi minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, a także europosłowie PiS Zdzisław Krasnodębski i Ryszard Legutko, Czarnek przekonywał, że "w tej fundacji nie ma żadnej rady programowej". Zdaniem ministra to, że społecznie udzielały się w niej takie osoby jak Krasnodębski czy Legutko, "tylko uwiarygodnia ten projekt".
Czarnek: jest burza, bo środki nie trafiły do lewackich organizacji
Jego zdaniem najważniejszą przyczyną "burzy" jest to, że "środki finansowe nie trafiły do żadnych lewackich i szkodliwych organizacji, które były niestety i są dalej beneficjentami rozmaitych programów za czasów naszych poprzedników i teraz w wielkich miastach rządzonych przez PO". Przekonywał, że w Lublinie "taka jednostka skrajnie lewacka otrzymuje około dwa miliony złotych rocznie i to od wielu lat".
- My tego nie robimy. Mogę powtórzyć: wszystko jest i będzie zgodnie z prawem i dalej będziemy wspierać tego typu znakomite organizacje, a jednostki szkodliwe i lewackie żadnych pieniędzy z MEiN nie otrzymają - zadeklarował.
Źródło: PAP, tvn24.pl