Zatrzymanie trzech fotoreporterów, którzy robili zdjęcia obozu wojskowego, było niezbędne - przekonuje Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej.
Trzech fotoreporterów zostało zatrzymanych przez żołnierzy, kiedy chcieli zrobić zdjęcia obozu wojskowego w pobliżu granicy z Białorusią, ale nie w strefie stanu wyjątkowego. Resort obrony w oświadczeniu przekonywał, że fotoreporterzy nie przedstawili się i nie uprzedzili wojskowych o chęci zrobienia zdjęć. Co innego wynika z relacji Macieja Moskwy, jednego z zatrzymanych i nagrania zarejestrowanego w czasie zatrzymania.
Błaszczak: interwencja była niezbędna
Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak skomentował tę sytuację we wpisie na Twitterze. Napisał, że "stoi murem za wszystkimi żołnierzami pełniącymi służbę na granicy".
"Interwencja wobec - jak później się okazało - fotoreporterów była niezbędna. Obowiązkiem żołnierzy pełniących wartę jest ochrona kolegów i miejsca zgrupowania" - dodał.
Zatrzymany fotoreporter: zagonili nas pod płot, kazali się rozebrać, trzymać ręce nad głowami
Przebieg zatrzymania relacjonował w rozmowie z TVN24 Maciej Moskwa. - Podeszliśmy z aparatami pod bramę obozu wojskowego, chcieliśmy udokumentować obecność wojska. Przedstawiliśmy się, powiedzieliśmy, że jesteśmy z mediów, z prasy. I po prostu wykonaliśmy zdjęcia. Wróciliśmy do samochodu i chcieliśmy jechać dalej. Zostaliśmy zatrzymani. Uzbrojone osoby w mundurach Wojska Polskiego stanęły przed i za samochodem - mówił.
Wtedy do samochodu podszedł "bardzo agresywny funkcjonariusz" i posługując się "bardzo wulgarnym, prymitywnym językiem" kazał fotoreporterom wysiąść z auta. - Został wtedy poinformowany, że jesteśmy dziennikarzami - mówił Moskwa.
Taką wersję wydarzeń potwierdza nagranie wykonane przez jednego z fotoreporterów w czasie zatrzymania. - Wysiadasz, czy mam cię wysadzić? Wysiadać z samochodu, w tej chwili k***a. Już. Wysiadaj w tej chwil, masz minutę. K***a, wysiadaj z samochodu - mówi podniesionym głosem mężczyzna.
- Jestem dziennikarzem - mówi jeden z reporterów. - Wysiadaj k***a - słyszy w odpowiedzi. - Jestem dziennikarzem, wysiadam z samochodu - powtarza fotoreporter.
- Uzbrojeni mężczyźni zagonili nas pod płot, kazali się rozebrać, zdjęto z nas okrycia wierzchnie. Kazano nam trzymać ręce nad głowami. Po pewnym czasie zostaliśmy skuci plastikowymi kajdankami. W moim przypadku były one znacznie za mocno założone. Musiałem podnosić ręce do góry, żeby mogła mi spływać krew - opowiadał Moskwa.
MON: fotoreporterzy nie mieli żadnych oznaczeń
MON twierdzi, że fotoreporterzy nie mieli żadnych oznaczeń "świadczących o tym, że są dziennikarzami".
Po zatrzymaniu - pisze resort - "osoby te okazały dokumenty potwierdzające tożsamość, jednak legitymacje prasowe okazały dopiero po pewnym czasie". "Wojskowi nie potwierdzają, że przed wykonaniem zdjęć dziennikarze się przedstawili i uprzedzili, że będą wykonywać fotografie" - czytamy w oświadczeniu.
W środę dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych generał broni Tomasz Piotrowski ocenił, że zatrzymanie przez żołnierzy fotoreporterów na terenie przygranicznym było prawidłowe. Oświadczył, że "absolutnie nikt nikogo nie uderzył, nikt nikomu nie ubliżał, nikt nikogo nie szarpał".
Źródło: tvn24.pl