Czterema słowami zacytowanymi w tytule, zdaniem pozbawionym dopełnienia, poseł Zjednoczonej Prawicy Tadeusz Cymański określił pieniądze znajdujące się poza budżetem państwa, poza ścisłą kontrolą parlamentu i… poza zasięgiem ludzkiej percepcji, co przyznała niedawno opozycyjna posłanka. A jednak są to pieniądze przeznaczane na cele publiczne.
POLSKI NIEZŁOTY. ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY TEGO WYDANIA MAGAZYNU TVN24 >>>
Opozycja i część niezależnych ekonomistów bije na alarm. Znaczną część publicznych pieniędzy rząd wydaje poza budżetem. Robi to - zdaniem krytyków - nieprzejrzyście. Ta nieprzejrzystość ma osłonić skokowe zadłużanie państwa i wydawanie pieniędzy dla osiągania politycznych korzyści przez rządzących.
Ale rządzący są przekonani, że działają słusznie. Uważają fundusze pozabudżetowe za skuteczną metodę reagowania na sytuacje kryzysowe. Przyrost długu uznają za nieuchronny koszt wzrostu gospodarczego. Zaprzeczają, by używali publicznych pieniędzy do celów politycznych.
Świat finansów równoległych
- Rząd zastosował bezprecedensowe mechanizmy służące wypychaniu wydatków poza budżet - twierdził prezes NIK Marian Banaś w ubiegłym roku. "Wciąż rosnącą skalę przenoszenia finansowania zadań publicznych do funduszy umiejscowionych poza budżetem państwa" prezes Banaś uznaje za podstawowy problem polskich finansów publicznych również w tym roku.
Najwyższa Izba Kontroli kontroluje zgodność z prawem, zasadność i gospodarność wydawania publicznych pieniędzy. O skali równoległego wobec budżetu państwa systemu ich dystrybucji NIK alarmuje już drugi rok z rzędu.
"Dzisiaj drugi budżet de facto wydaje się w tych wszystkich funduszach, agencjach" - grzmi opozycja.
"W każdym kraju tego typu zadania są wykonywane również przez fundusze" - odpiera koalicja.
"Wydawanie pieniędzy bez żadnego trybu przez fundusze poza budżetem państwa" - piętnuje opozycja.
"Nie jest to żadne odkrycie Ameryki i typowa polska nowość" - uspokaja koalicja.
"To księstwo, 40 nowych funduszy, instytutów i agencji, żeby przeznaczać pieniądze dla swoich" - oskarża opozycja.
"Wprowadzenie korzystnych instrumentów rozwojowych w Polsce miało pozytywny wpływ na finanse publiczne" - uważa koalicja.
Tyle w skrócie - przerzucania się argumentami i figurami retorycznymi przez opozycję i rządzących. Jak wygląda to wydawanie pieniędzy poza budżetem państwa w liczbach?
215 miliardów poza kontrolą
Najwięcej zadań publicznych - nieujętych w budżecie państwa - finansują Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju. Pierwszy jest bankiem państwowym, drugi - spółką skarbu państwa. Obie instytucje, choć państwowe, są wyłączone z sektora finansów publicznych. Tak stanowi ustawa o finansach publicznych (art. 9 pkt 14).
Obie instytucje w latach 2020-21 wyemitowały obligacje o wartości blisko 215 mld zł. Osoby, które kupiły te obligacje, zasiliły kasę banku lub funduszu. Dzięki temu BGK i PFR mają pieniądze. Bank - na fundusz przeciwdziałania covid, PFR - na tarcze antykryzysowe. Ale w kolejnych latach, jak sama nazwa mówi, obie instytucje są zobowiązane, czyli właśnie zobligowane, żeby obligacje z powrotem odkupić. To, że bank i fundusz odkupią w przyszłości obligacje, oficjalnie gwarantuje państwo.
Jednak te gwarancje nie zostały wliczone do budżetu. I to niewliczenie wytyka rządowi NIK.
- Spod kontroli parlamentu wyłączono kwotę niemal 215 miliardów złotych potencjalnych zobowiązań skarbu państwa - podsumował prezes Marian Banaś w czasie lipcowego sprawozdania w Sejmie z realizacji budżetu państwa za zeszły rok.
Rządzący twierdzą, że nie ma tu większego problemu. Sprawozdawca sejmowej komisji finansów publicznych Tadeusz Cymański mówił w lipcu w Sejmie, że ryzyko dla budżetu państwa z powodu udzielonych gwarancji jest bardzo niewielkie, a korzyści z programów przeciwdziałania covid i tarcz antykryzysowych są nie do przecenienia.
Ale pozarządowe Forum Obywatelskiego Rozwoju - fundacja Leszka Balcerowicza działająca "na rzecz rozwoju świadomości obywatelskiej" - alarmuje, że dług państwa pozostający poza kontrolą parlamentu jest znacznie większy i wyniósł za 2021 rok 295 mld zł - sześć razy więcej niż w czasie, gdy Zjednoczona Prawica w 2015 roku przejmowała władzę.
Bo funduszów celowych, rządowych agencji i innych instytucji wydających publiczne pieniądze jest znacznie więcej niż tylko operatorzy funduszu antycovidowego i tarcz antykryzysowych.
Kwestia przejrzystości
Prezes FOR Sławomir Dudek nazywa te pieniądze "rajem wydatkowym" Mateusza Morawieckiego. Wskazuje, że dzięki wypychaniu wydatków poza budżet państwa, właśnie do funduszów celowych, rząd może chwalić się stosunkowo niskim deficytem budżetowym i zapewniać, że finanse państwa są w świetnym stanie.
Pozarządowi ekonomiści, kontrolerzy NIK, a także opozycja, twierdzą, że finanse państwa wydawane poza budżetem, są nieprzejrzyste i praktycznie niemożliwe do skontrolowania.
- Fundusz COVID-19 w Banku Gospodarstwa Krajowego dzisiaj odmawia udostępniania szczegółowych tabel i planów - skarży się posłanka Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050.
O zarzut braku przejrzystości w wydawaniu publicznych pieniędzy poza budżetem państwa pytamy więc Ministerstwo Finansów.
Otrzymujemy niepodpisany przez nikogo z nazwiska zestaw wskazówek, gdzie dostępne są informacje na temat dochodów i wydatków publicznych, zarówno planów, jak i sprawozdań. Jednak najważniejsze rzeczy w odpowiedzi z MF napisane są między wierszami. Czytamy na przykład, że kwartalne informacje o sytuacji makroekonomicznej obejmują finanse "budżetu państwa, samorządów i wybranych państwowych funduszów celowych". Wybranych, a zatem nie wszystkich.
Dane o wydatkach, według wydziału prasowego Ministerstwa Finansów, dostępne są również na rządowych stronach. Dotyczą: "budżetu państwa, budżetu środków europejskich, planów finansowych państwowych funduszy celowych, agencji wykonawczych, instytucji gospodarki budżetowej, państwowych osób prawnych, o których mowa w art. 9 pkt 14 ustawy o finansach publicznych". Tyle że ten artykuł 9 pkt 14, jak już wspomnieliśmy, wyłącza z sektora finansów publicznych dysponentów funduszu covidowego i tarcz antykryzysowych.
Ale ma iść ku lepszemu. Resort informuje, że dwie nowelizacje ustawy o finansach publicznych (z lat 2021 i 2022) nakazują uwzględniać plany finansowe czterdziestu funduszów do stabilizacyjnej reguły wydatkowej. Czyli, w uproszczeniu, do limitu wydatków, jakie państwo w danym roku może ponieść.
I wreszcie ministerstwo informuje, że w projekcie budżetu państwa na przyszły rok znajdują się plany finansowe 37 państwowych funduszów celowych. Zaś każdy nowy fundusz ma być do tej reguły zaliczany automatycznie. Bo dotąd były zaliczane "tylko na skutek dyskrecjonalnych decyzji rządu".
"Dyskrecjonalny" według Słownika Języka Polskiego znaczy tyle co "poufny" lub "pozostawiony komuś do decyzji w sposób nieskrępowany przepisami".
Elastyczność albo efektywność
Rząd, którego resort finansów przyznał, że jeszcze do niedawna ten rząd działał "w sposób dyskrecjonalny", problemu z przejrzystością nie widzi. Spór pozostaje nierozstrzygnięty. Tego rodzaju różnice zdań występują zresztą, odkąd fundusze celowe istnieją.
Zwolennicy funduszów twierdzą, że pozwalają one na swobodniejsze, czy jak to teraz modnie się mówi: bardziej elastyczne gospodarowanie publicznym groszem. To rozwiązania w sam raz na kryzysowe czasy. Nie zabliźniły się jeszcze gospodarcze rany po pandemicznych lockdownach i rozchwianiu systemu dostaw, a Rosja najechała na Ukrainę z wszelkimi tego skutkami dla gospodarek większości państw na świecie.
Przeciwnicy, w zasadzie od zawsze, argumentują, że względna swoboda funduszów celowych to jednocześnie ograniczenie kontroli parlamentu nad nimi. Nie mówiąc już o kontroli społecznej. A już dawno dowiedziono (najbardziej w Szwajcarii), że im większa kontrola społeczna nad władzą, tym wyższa efektywność wydawania wspólnych pieniędzy. Mniejsza jest na przykład pokusa finansowania z publicznych pieniędzy partyjnych interesów. Tę sprawę omówimy nieco później - osobno.
Obserwując jednak to, co dzieje się w Polsce, wydaje się, że bardziej wpływowi są zwolennicy funduszów celowych. Trudno powiedzieć, ile jest ich dokładnie. Nie każdy fundusz, który ma cel w nazwie, np. Fundusz Patriotyczny, jest państwowym funduszem celowym w rozumieniu prawa. Niektórzy ministrowie, choć rozdzielają dofinansowania, jak ognia unikają nazywania źródła ich finansowania funduszem. Chociaż, jak twierdzi wspomniany wcześniej Sławomir Dudek z FOR, że tak jak w Rosji każdy minister chciał mieć swoją policję, tak w Polsce każdy minister chce mieć swój fundusz.
Tendencja nienowa. W historii Polski prawdziwym imperium funduszów była schyłkowa komunistyczna Polska Rzeczpospolita Ludowa.
PRL jako imperium funduszów
Tuż przed swoim oczekiwanym upadkiem PRL miała najwięcej funduszów celowych w całym obozie państw socjalistycznych. Znaczący wzrost liczby tworzonych funduszy nastąpił w drugiej połowie lat 80. Tylko w 1989 roku utworzono pięć nowych. Jednocześnie zlikwidowano trzy inne. Ale w ich miejsce powołano dwa kolejne. Fundusze celowe w latach 80. obracały pieniędzmi wielkości dwóch trzecich budżetu państwa, choć w budżecie państwa nie były ujęte.
Przemysław Czernicki, autor rozprawy doktorskiej przygotowanej w 2013 r. na Uniwersytecie Warszawskim pod kierunkiem prof. Elżbiety Chojny-Duch (była wiceminister finansów i była członkini Rady Polityki Pieniężnej), wykazuje, że im mocniej w latach 80. pogłębiał się kryzys gospodarczy, tym bardziej przybywało funduszów celowych. Czernicki zauważa, że w powstawaniu kolejnych funduszów "dużą rolę odgrywało (...) utrzymywanie się przeświadczenia, iż w dobie głębokiego kryzysu finansów publicznych jedynie odwołanie się do zastosowania tego mechanizmu okaże się skutecznym sposobem zapewnienia dostatecznej ilości środków na realizowanie wybranego celu aktywności publicznej".
Czernicki przyznaje, że ma problem, by policzyć państwowe fundusze w komunistycznej Polsce. U schyłku PRL "inflacja" (rozumiana jako postępujący wzrost liczby przy jednoczesnym spadku wartości) funduszów celowych była tak wielka, że nie sposób dziś policzyć, ile tak naprawdę ich było. Finansowano je z opłat, kar (np. za nadmierne zużycie surowców w produkcji), udziału w cłach, z praktyk monopolistycznych itp. Zdarzało się również, że jedne fundusze finansowały inne fundusze.
Dysponenci części funduszów nie przedstawiali Sejmowi sprawozdań ze swojej działalności. Składali sprawozdania tylko rządowi. Sejm nie dostawał również planów finansowych funduszów.
Ogrom publicznych pieniędzy dystrybuowanych poza budżetem już wtedy budził sprzeciw części środowisk związanych z władzą - opozycja do 1989 roku była nielegalna - np. niektórych członków rady legislacyjnej przy premierze.
Sprzeciw brał się z tego, że ustawowo były zapisane sztywne wydatki na zasilanie funduszów. A jednocześnie w budżecie państwa brakowało pieniędzy na pospolite wydatki związane z codziennymi potrzebami ludzi np. na ochronę zdrowia czy na szkoły. Bo zagwarantowanego ustawami finansowania funduszów nie wolno było zmienić na rzecz jakichś tam szkół czy ośrodków zdrowia.
Ujemny wpływ na racjonalność
W demokratycznej Polsce jednym z elementów uzdrowienia finansów państwa miała być likwidacja większości państwowych funduszów celowych. Ministerstwo Finansów, na czele którego stał wówczas Leszek Balcerowicz, uznawało, że rozproszenie publicznych pieniędzy po licznych funduszach miało "ujemny wpływ na racjonalny podział środków będących w dyspozycji państwa".
W dokumencie Najwyższej Izby Kontroli z 2000 roku napisano: "wydaje się, że te poglądy Ministerstwa Finansów nie straciły aktualności". Dokument ten podpisał ówczesny prezes NIK Janusz Wojciechowski, późniejszy europoseł PiS, a dziś komisarz Unii Europejskiej ds. rolnictwa.
Bo już dziesięć lat po transformacji uznawano nadmierną liczbę funduszów celowych za palący problem finansów państwa. Zaznaczmy przy okazji, że w 2000 roku tego rodzaju instytucji było zaledwie kilkanaście.
W latach 1990-91 zlikwidowano kilkadziesiąt centralnych funduszów celowych oraz kilkadziesiąt terenowych. Ustawami Balcerowicza ukrócono na przykład przywileje notariuszy, prokuratorów i sędziów. Za komuny państwo miało dla nich specjalne fundusze mieszkaniowe. Niewątpliwie taki dotowany przez państwo fundusz mieszkaniowy miał na celu kształtowanie mentalności służebnej wobec państwa. W myśl marksistowskiej zasady, że byt określa świadomość. Wolnorynkowa Polska pozbawiła byt tych grup społecznych znamion finansowanego przez resztę podatników dobrobytu.
Wraz z upadkiem PRL przestał też istnieć Centralny Fundusz Turystyki i Wypoczynku, czy Centralny Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej, Fundusz Zmian Strukturalnych w Przemyśle oraz Fundusz Rozwoju Rynku i Demonopolizacji Handlu, Fundusz Budowy Autostrad i Dróg Ekspresowych, Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego czy Fundusz Ochotniczych Hufców Pracy.
Finansowanie wszystkich dziedzin życia przeszło z funduszów do budżetu państwa. Resort finansów uzasadniał, że gospodarkę finansową państwa trzeba uprościć, że finanse publiczne powinny być przejrzyste, a nie poukrywane w funduszach, że fundusze miały nadwyżki finansowe, które trzymały na lokatach, a państwo musiało zaciągać kredyty na pokrycie dziury budżetowej. No i w końcu, że fundusze celowe to instrument zbędnego szufladkowania publicznych pieniędzy. A kasa państwa to dobro wspólne, nie zaś federacja rywalizujących ze sobą funduszów.
Tyle założenia ustaw likwidujących pozabudżetowy obieg pieniędzy. Praktyka pokazała, że łatwiej jest powoływać fundusze niż je likwidować. Przepisy pozostawiały furtki, aby niektóre fundusze przekształcały się w spółki lub fundacje. Likwidacja niektórych funduszów przeciągała się w czasie (np. FOZZ ponad dwadzieścia lat). Ministerstwa były nieskuteczne w odzyskiwaniu pieniędzy z likwidowanych funduszów, co systematycznie wytykała NIK.
Funduszowe odrodzenie
Minęło trzydzieści lat i współczesne imperium funduszów określane jest przez część niezależnych ekonomistów jako równoległy do budżetu państwa system finansów publicznych. Kolejne fundusze powoływała w zasadzie każda ekipa rządząca.
Sławomir Dudek oblicza, że "takich podmiotów pod kontrolą rządu [nie tylko funduszów, ale agencji, instytutów, czy fundacji - red.] jest już przeszło setka. To poprzez te fundusze realizowane są miliardowe wydatki, w tym spora część obietnic wyborczych PiS".
Od 2016 do 2021 roku powstało dwanaście państwowych funduszów celowych. Ale rok temu w debacie publicznej głośno komentowano liczbę 35, bo do powołania tylu nowych podmiotów przyznał się rząd w odpowiedzi na interpelację posłanki PO Izabeli Leszczyny na temat "kosztów funkcjonowania a powołanych przez PiS instytutów, funduszy i agencji". Z tym, że w liczbie tej rząd wymienił również takie jednostki budżetowe jak Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw czy Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Zabrakło natomiast na przykład Funduszu Patriotycznego. W piśmie dla posłanki rząd wymienił instytut zarządzający tym funduszem, ale samego funduszu - już nie. Nie odnotowano również Funduszu Sprawiedliwości, choć nowa nazwa i nowe zasady funkcjonowania dotychczas istniejącego funduszu zostały wprowadzone za rządów Zjednoczonej Prawicy.
To pokazuje, jak trudno jest policzyć i nazwać wszystkie instytucje, których wydatki składają się na dług publiczny pozostający poza kontrolą parlamentu. Część funduszów celowych ma swoje umocowanie w ustawach tylko im poświęconym, inne są wymieniane w pojedynczych przepisach, niektóre działają przy ministerstwach, innymi zarządzają urzędy i instytucje powołane przez rząd. Są w końcu fundusze w postaci spółek, jak choćby wspomniany PFR.
Nie sposób nadążyć
W ostatnich latach w dokumentach rządowych przewijały się co najmniej trzy nazwy funduszów mających wspierać aktywność obywatelską: Fundusz Inicjatyw Obywatelskich, Fundusz Wspierania Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, Fundusz Wspierania Organizacji Pożytku Publicznego.
Zanim zaczął działać głośny na całą Polskę Fundusz Inwestycji Lokalnych, istniał Fundusz Inwestycji Samorządowych.
Fundusz Dróg Samorządowych działał do końca 2018 r. Od 2021 r. działa Rządowy Fundusz Rozwoju Dróg.
Opozycyjna posłanka Izabela Leszczyna, choć była wiceministrem finansów, a obecnie jest zastępczynią przewodniczącego sejmowej komisji finansów publicznych, niejednokrotnie przyznawała, że jest zdezorientowana w funduszowym gąszczu.
- Nie jestem w stanie... Zresztą nie tylko ja. My w ogóle nie jesteśmy w stanie za tym nadążyć - mówiła rok temu reporterowi "Czarno na białym" TVN24. To samo powiedziała w lipcu, w czasie sejmowej debaty nad sprawozdaniem NIK z realizacji budżetu państwa.
Przesada? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, zatrzymajmy się na chwilę nad jednym z punktów obrad sejmowej komisji finansów publicznych z 22 lipca br. Jej przewodniczący Andrzej Kosztowniak (PiS) czyta projekt opinii komisji w sprawie zmian w planie finansowym pewnego państwowego funduszu. Trzykrotnie, konsekwentnie wymienia jego nazwę: "Fundusz Zasobów Interwencyjnych". Na koniec pyta, czy są uwagi do tego wniosku. Nikt nie zgłasza uwag. Ani koalicja, ani opozycja, ani obecna na posiedzeniu komisji przedstawicielka zarządzającej tym funduszem Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.
Nikt nie zwrócił uwagi na to, że przewodniczący, czytając projekt oficjalnego stanowiska komisji, aż trzykrotnie błędnie przytacza nazwę funduszu, który tak naprawdę nazywa się Funduszem Zapasów Interwencyjnych.
Tak przeczytaną opinię komisja przyjęła. W dokumentach sejmowych nazwa tego funduszu, który ma finansować państwowe zapasy paliw, widnieje już w poprawnym brzmieniu. W stenogramie i zapisie wideo jest nazwa taka, jak odczytywał ją przewodniczący.
Fundusz "szerszego wsparcia" i fundusz "młody"
Wszystko wskazuje na to, że państwowych funduszów celowych nie będzie mniej, a więcej. Powołanie kolejnych tego rodzaju instytucji przewiduje program Polski Ład, a jeszcze innych - Krajowy Plan Odbudowy.
Już dziś natomiast są fundusze, których zadania dublują się. Misją istniejącego od ponad 30 lat Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych jest "ułatwianie osobom niepełnosprawnym pełnego uczestnictwa w życiu zawodowym i społecznym". Ale po protestach opiekunów osób z niepełnosprawnościami w Sejmie w 2018 roku premier Morawiecki zarządził wprowadzenie podatku dla najbogatszych. Nazwał go daniną solidarnościową. Sejm zaś powołał Solidarnościowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Jako jego cele zapisano "wsparcie społeczne, zawodowe lub zdrowotne osób niepełnosprawnych".
Na wypadek gdyby ktoś zauważył, że w tym względzie SFRON i PFRON mają identyczne zadania, autorzy ustawy o nowym funduszu napisali: "osoby niepełnosprawne wymagają szerszego wsparcia". Dlaczego tego szerszego wsparcia nie mógł realizować istniejący PFRON, mający biura, wykwalifikowanych pracowników, doświadczenie i know-how? Tego już w dokumentach legislacyjnych o SFRON nie sposób wyczytać.
Podobnie trudno o przekonujące uzasadnienie, dlaczego w 2020 roku, na fali sporu o dofinansowanie telewizji rządowej, rządzący powołali osobny Fundusz Medyczny, a nie zrealizowali programu leczenia chorób rzadkich oraz nowotworów poprzez istniejący Narodowy Fundusz Zdrowia. NFZ finansuje publiczną opiekę zdrowotną od dwudziestu lat. Nawiasem mówiąc, powstawał w czasach rządów postkomunistów, którzy uważali, że kulejący system finansowania opieki zdrowotnej przez kasy chorych najlepiej rozwiąże jeden, centralny, państwowy... fundusz celowy.
W ubiegłym roku okazało się, że nowy państwowy fundusz, czyli Fundusz Medyczny, nie był w stanie wydać czterech piątych pieniędzy, które mu przyznano. W debacie nad rozliczeniem budżetu za 2021 rok popierająca rząd posłanka przyznała, że większości przyznanych mu pieniędzy Fundusz Medyczny nie był w stanie wydać na leczenie chorych, bo... jest funduszem nowym.
- To był młody fundusz, dysponujący naprawdę sporą kwotą, której nie można wydać nierozważnie, pochopnie. Potrzeba było przygotować pewne procedury - mówiła ówczesna posłanka Gabriela Masłowska z PiS. Dziś Masłowska nie jest już posłanką, bo od dwóch miesięcy zasiada w Radzie Polityki Pieniężnej.
Fundusze gotowej narracji
Ten fundusz, który dwa lata od decyzji o jego powstaniu posłanka Masłowska określała jako "młody", miał służyć celom politycznym. Wynika to z jednego z maili ujawnionego w tzw. aferze mailowej Dworczyka. Nadawca tego maila, sam premier Morawiecki, pisał, że w sprawie Funduszu Medycznego "narracja jest już gotowa". Dwa lata później wyszło na jaw, że w przeciwieństwie do narracji nie były gotowe procedury pozwalające przekazać pieniądze na leczenie najciężej chorych.
Tu dotykamy problemu politycznego wykorzystywania funduszów celowych. Zresztą nie tylko funduszów, ale również inaczej nazywanych zasobów pieniężnych ministerstw albo innych zależnych od rządu instytucji.
Wspomniany już wcześniej Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych, najpierw głośno propagowany przez rząd jako remedium na problemy tej grupy społecznej, szybko przestał służyć wyłącznie osobom z niepełnosprawnościami. Jego zadania zostały rozszerzone o "wsparcie finansowe emerytów i rencistów". Nazwę zaś Sejm zmienił na Fundusz Solidarnościowy. Rozszerzył też sposób finansowania tego przekształconego funduszu o pieniądze pochodzące z... innych funduszów - Funduszu Pracy, Funduszu Rezerwy Demograficznej i Narodowego Funduszu Zdrowia.
Ten projekt zmian poddawano konsultacjom społecznym. W ramach tych konsultacji głos zabrało między innymi Forum Związków Zawodowych. "U podstaw przedłożonego projektu leżą potrzeby bieżącej agendy politycznej i jest on efektem gwałtownego poszukiwania środków na realizację nierozsądnych obietnic wyborczych" - napisała przewodnicząca FZZ Dorota Gardias.
W 2020 roku ubiegający się o reelekcję prezydent RP Andrzej Duda wielokrotnie obiecywał wyborcom nie tylko 13., ale i 14. emeryturę. Zostały one sfinansowane właśnie z Funduszu Solidarnościowego. W 2021 roku na te ekstraordynaryjne świadczenia emerytalne Fundusz przeznaczył 22,9 mld zł. Na wsparcie osób z niepełnosprawnościami - 5,5 mld zł. Czyli cztery razy mniej.
Działający od 2021 roku Fundusz Patriotyczny ma - według słów premiera Morawieckiego - "budować postawy patriotyczne". W pierwszym rozdaniu dofinansowań z tego funduszu najwięcej pieniędzy, bo trzy miliony złotych, dostały organizacje Roberta Bąkiewicza - narodowca, który uznaje przemoc za uprawnioną metodę rozwiązywania napięć społecznych.
Dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, dysponującego Funduszem Patriotycznym, Jan Żaryn nie krył wtedy, że polityka ma znaczenie w przyznawaniu dofinansowań. Otrzymywały je głównie ruchy narodowców i organizacje odwołujące się do katolicyzmu. Żaryn mówił reporterowi "Czarno na białym" TVN24, że dawany z Funduszu Patriotycznego "zastrzyk finansowy jest pewnego rodzaju zadośćuczynieniem" dla organizacji odwołujących się do "dziedzictwa obozu narodowego i katolicyzmu społecznego". Tego rodzaju organizacje miały być, zdaniem Żaryna, dyskryminowane finansowo, zanim Zjednoczona Prawica doszła do władzy.
Czym zaowocowało to "pewnego rodzaju zadośćuczynienie", mogli się przekonać uczestnicy marszu narodowców. Robert Bąkiewicz, którego stowarzyszenia zostały obdarowane publicznymi milionami, wygłosił na początku marszu przemówienie, które część jego współpracowników z nieskrywanym niezadowoleniem odebrała jako "laudację na rzecz Mateusza Morawieckiego, która sprofilowała ten marsz jako prawie że prorządowy". Wcześniej narodowcy spod znaku warszawskiego marszu odbywającego się 11 listopada dystansowali się od rządów, również od rządów PiS.
Z Funduszu Patriotycznego, ale też z Funduszu Sprawiedliwości dofinansowywana jest też między innymi fundacja toruńskiego redemptorysty ojca Tadeusza Rydzyka - założyciela i dyrektora Radia Maryja. W środowiskach składających się na Zjednoczoną Prawicę powszechne jest przekonanie, że poparcie przez tego wpływowego duchownego jest znaczącym, jeżeli nie kluczowym warunkiem zdobycia poparcia rzeszy wyborców, odpowiednio licznej, aby dostać się do parlamentu.
Wspomniany wyżej Fundusz Sprawiedliwości również jest przedmiotem krytyki między innymi z powodu "niecelowego i niegospodarnego wspierania różnorodnych zadań przedstawianych jako działania służące przeciwdziałaniu przestępczości". Tak głosi raport NIK z kontroli tego funduszu. Izba może kontrolować tylko gospodarność i celowość wydawania publicznych pieniędzy. Nie wyświetla więc (przynajmniej oficjalnie) powiązań i motywacji politycznych. Bezsporne jednak jest, że fundusz, którego dysponentem jest minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, przeznaczał pieniądze np. dla fundacji powiązanej z działaczką Solidarnej Polski (partii, której Ziobro jest liderem), czy też przyznawał pieniądze dla instytucji znajdujących się w okręgach wyborczych kandydatów Solidarnej Polski w latach, w których ci kandydaci startowali w wyborach.
Dość wspomnieć dwa symboliczne czeki, na 500 tys. zł każdy, z którymi kandydat SP na prezydenta Rzeszowa Marcin Warchoł przyjechał do dwóch znajdujących się tym mieście szpitali. Z kolei w styczniu 2018 roku wiceminister sprawiedliwości z SP Michał Woś przekazywał 1,1 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości dla Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu. Jesienią tego samego roku Woś startował z okręgu raciborskiego do Sejmiku Województwa Śląskiego.
Pole do nadużyć i wypaczeń
To tylko niektóre przykłady, które wskazują na polityczne wykorzystywanie pieniędzy z funduszów celowych. A, że nie są to przykłady wyrywkowe i pojedyncze, lecz wskazują na niepożądane zjawisko, dowodzi raport Marcina Waleckiego dla Fundacji Batorego. Jego autor zauważa, że "poważną patologią jest wykorzystywanie funduszy celowych i fundacji finansowanych ze środków publicznych, a także spółek Skarbu Państwa do pośredniego finansowania polityki. (...) Zagrożenia związane z nowo powoływanymi funduszami celowymi są realne, szczególnie jeśli ich finansami zarządza się z naruszeniem nadrzędnych zasad finansów publicznych, tj. jawności oraz celowości".
W dalszej części pracy autor twierdzi, że "im większy wpływ mają powiązane z państwem spółki, fundacje i fundusze celowe na finansowanie demokracji, tym większe pole do nadużyć i wypaczeń".
Ta sama Fundacja Batorego sporządziła na początku ubiegłego roku analizę, w jaki sposób rząd rozdysponował między samorządy pieniądze z Funduszu Inwestycji Lokalnych. "Pieniądze podzielono według podziału samorządów na 'nasze' i 'wasze', a najbardziej widocznym kryterium ich podziału okazuje się polityczna barwa poszczególnych samorządów" - podaje fundacja w komunikacie na temat wyników analizy.
Zapytaliśmy Ministerstwo Finansów konkretnie o to, jak odnosi się do pojawiających się w debacie publicznej zarzutów na temat wątpliwej racjonalności części wydatków państwowych funduszów celowych - tzn. wydawania pieniędzy nie w interesie publicznym, a w partyjnym interesie ugrupowań rządzących.
Ale akurat tę część naszego pytania wydział prasowy ministerstwa zbył milczeniem.
Nie ma alternatywnych środków
Tymczasem w Sejmie pojawił się projekt ustawy powołujący nowy fundusz celowy, w formie kontrolowanej przez państwo spółki akcyjnej. Ma być to Fundusz Transformacji Śląska. 10 listopada rządowy projekt został skierowany do pierwszego czytania w komisji. Większość członków rady nadzorczej tego funduszu ma powoływać premier i wybrani ministrowie. Rada ma zaś wyłaniać zarząd.
Czy do transformacji Śląska "w celu przeciwdziałania negatywnym skutkom wygaszania działalności gospodarczej, w tym działalności wydobywczej węgla kamiennego, występującym na terytorium województwa śląskiego lub poza jego terytorium" potrzebny jest kolejny fundusz? W formie kolejnej spółki skarbu państwa?
"Nie ma możliwości podjęcia alternatywnych (...) środków umożliwiających osiągnięcie zamierzonego celu" - pisze rząd w uzasadnieniu projektu ustawy.
Autorka/Autor: Jacek Pawłowski
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Waszczuk/PAP