To z trudem ukrywana pogarda, pokaz siły, prężenie muskułów - ocenił w piątek w "Faktach po Faktach" Leszek Miller, komentując nałożenie na posła PO Sławomira Nitrasa kary przez Prezydium Sejmu. - To odgrywanie się na pośle, który jest niewygodny - dodał były premier. Podobnego zdania był drugi gość programu TVN24, Kazimierz Marcinkiewicz. - To, co wyprawia marszałek Sejmu, jest chamskie i bezczelne - ocenił były szef rządu.
W czwartek głosami przedstawicieli PiS sześcioosobowe Prezydium Sejmu nałożyło na Sławomira Nitrasa, posła Platformy Obywatelskiej, karę za - jak argumentował marszałek Sejmu Marek Kuchciński - przerywanie i zakłócanie wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego. Przez trzy miesiące poseł będzie miał obniżone o połowę uposażenie parlamentarzysty. Nitras nazwał to "szykanami" i nie wykluczył wystąpienia na drogę prawną. Do tej sytuacji zdarzeń odnieśli się goście piątkowych "Faktów po Faktach" w TVN24.
"Oni stworzyli państwo PiS, dla ludzi PiS"
Leszek Miller pytany o głośne ostatnio "niewygodne pytania" zadawane przez posła Nitrasa, odpowiedział, że reakcja marszałka Sejmu i nakładane na polityka PO kary to "próba, żeby sobie pomóc w debacie publicznej za pomocą policji". - Jak ktoś nie jest w stanie zetrzeć się z polemistą w takiej debacie, to po prostu niech nie próbuje albo niech się wycofa z polityki. Bo istotą polityki jest debata - stwierdził były premier.
- Pamiętam ze swoich otwartych spotkań z wyborcami, że zdarzały się różne rzeczy. Przychodzili nie tylko przeciwnicy, ale wręcz wrogowie. Byłem wielokrotnie atakowany i musiałem sobie dać z tym radę - przyznawał Miller. - Do głowy by mi nie przyszło, że mogę zawołać policję. Byłem atakowany, w kontekście temperatury sporu, ale dawałem radę - podkreślił.
Kazimierz Marcinkiewicz sytuację, w której Prezydium Sejmu nakłada karę na posła opozycji, określił jako "absolutne żarty".
- Oni stworzyli państwo PiS dla ludzi PiS. I dlatego Jarosław Kaczyński może wystąpić poza trybem [na mównicy sejmowej - przyp. red.] i nawyzywać opozycję, ile chce i po wielu miesiącach dostanie za to naganę, a poseł Nitras od razu ma potrąconą pensję - zaznaczył Marcinkiewicz.
- Dlatego jedne szkoły z posłami PiS mogą wchodzić do Sejmu, inne nie mogą - dodał, przypominając jak w czasie trwającego w budynku parlamentu protestu osób niepełnosprawnych i ich bliskich straż marszałkowska odmówiła części wycieczek szkolnych wejścia do Sejmu. Jak zwracali wówczas uwagę posłowie opozycji, weszły te wycieczki, które zaprosili politycy Prawa i Sprawiedliwości.
- Dlatego można buczeć na [Władysława - przyp. red.] Bartoszewskiego, można buczeć na poprzedniego premiera rządu [Donalda Tuska - red.]. A jak tu jest buczenie czy odzywanie się, zadawanie pytań, to jest policja - podkreślił były premier, odwołując się do spotkań polityków PiS z wyborcami, po których funkcjonariusze spisywali tych uczestników, którzy wdawali się w emocjonalne dyskusje z politykami.
- To państwo PiS i oni specjalnie to pokazują, żeby wszyscy widzieli: jeżeli będziecie zachowywać się jak tamci ludzie, to będziecie spisywani. Jeżeli będziecie zachowywać się jak poseł Nitras, to będziecie mieli po kieszeni - argumentował Marcinkiewicz.
- Jeśli PiS chce mieć spokój i mieć salę, gdzie nikt nie będzie ich atakował, niech wprowadzi zasadę, że na takiego rodzaju spotkaniach będzie można wejść tylko z legitymacją partyjną PiS. To parodia - skomentował Miller.
"Odgrywanie się na niewygodnym pośle"
- To, co marszałek wyczynia w stosunku do posła Nitrasa, to już nie małostkowość, to małość. To odgrywanie się na pośle, który jest niewygodny. To z trudem ukrywana pogarda, pokaz siły, prężenie muskułów. To nie ma nic wspólnego z parlamentaryzmem - kontynuował były premier z Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Do postawy marszałka odniósł się również Marcinkiewicz, który powiedział, że Kuchciński był kiedyś "dobrym, przyzwoitym człowiekiem, bardzo porządnym". - To, co on wyprawia jako marszałek, jest niewiarygodne. To, co on robi, jest chamskie i bezczelne.
- Jak skończy swoją misję publiczną, to będzie dniami i nocami płakał, bo sumienie mu to wszystko zwróci - podsumował w "Faktach po Faktach" szef rządu Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-06.
Procedura art. 7 się nie kończy
W grudniu 2017 roku KE uruchomiła wobec Polski formalne postępowanie, zarzucając władzom w Warszawie naruszenie zasad praworządności w ramach przeforsowanych przez PiS zmian w sądownictwie.
Zgodnie z artykułem siódmym Traktatu o UE, po rozpoczęciu procedury Rada UE musi wysłuchać stanowiska Polski oraz uzyskać zgodę Parlamentu Europejskiego (większością dwóch trzecich oddanych głosów, reprezentujących większość wchodzących w jego skład członków). Po serii nieformalnych spotkań teraz ma nastąpić to ostatnie, formalne. Bruksela poprosiła o wysłuchanie Polski. To kolejny krok w ramach procedury artykułu siódmego. - To przesłuchanie jest bardzo interesujące, dlatego że wszystkie głosy, jakie padają, są rzucane obok siebie, idą zupełnie równolegle. Co innego mówi Komisja Europejska, co innego mówi rząd PiSu - ocenił Marcinkiewicz. - Ta konfrontacja, to co polski rząd myśli o zarzutach, byłoby bardzo ciekawe i istotne. Miller dodał, że "Komisja i Parlament Europejski uważają, że nie można nie reagować". - Mam wrażenie, że Komisja Europejska jest tym tak zmęczona, że chciałaby to zakończyć, nawet machając ręką - ocenił twierdząc jednocześnie, że byłoby to złe rozwiązanie. Według Marcinkiewicza konflikt będzie się tlił i zostanie wykorzystany przy podziale unijnego budżetu.
Autor: akw//now / Źródło: tvn24