Czekam na to, co powie sąd i wtedy będę komentowała - stwierdziła Hanna Gronkiewicz-Waltz w "Faktach po Faktach", odnosząc się do swoich wątpliwości dotyczących funkcjonowania komisji weryfikacyjnej badającej proces reprywatyzacji w Warszawie. Prezydent stolicy wyjaśniła też, dlaczego nie stawiła i nie stawi się na przesłuchanie.
W poniedziałek odbyło się pierwsze posiedzenie komisji weryfikacyjnej do spraw reprywatyzacji. Tematem przewodnim była sprawa dwóch warszawskich nieruchomości - przy ulicy Twardej 8 i 10.
"Bardzo poważne wątpliwości z mojej strony"
Na posiedzeniu nie stawiła się prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Pytana w "Faktach po Faktach", czy nadal będzie podważać konstytucyjność komisji weryfikacyjnej, odpowiedziała:
- Są bardzo poważne wątpliwości z mojej strony, dlatego dzisiaj rano o godzinie 8 złożyliśmy do Naczelnego Sądu Administracyjnego wniosek o to, żeby rozpatrzył spór kompetencyjny między organem, jakim jest prezydent miasta stołecznego Warszawy, a organem, jakim jest komisja weryfikacyjna. Przypomnę, że taka komisja do spraw nadużyć gospodarczych była w 1945 roku, potem druga w 1950 - podkreśliła.
- To jest taka typowa bolszewicka komisja, nadal tak twierdzę - zaznaczyła prezydent Warszawy.
- My nie jesteśmy stroną, ponieważ jesteśmy organem orzekającym. Jest tylko problem uznania, czy komisja ma te pewne uprawnienia, czy my mamy - wyjaśniła Gronkiewicz-Waltz. - Czekam na to, co powie sąd i wtedy będę komentowała - dodała.
"Jesteśmy organem, nie stroną postępowania"
W podobny sposób tłumaczyła również, dlaczego ani ona, ani żaden jej urzędnik nie stawi się przed komisją weryfikacyjną.
- Gdybyśmy byli stroną [postępowania - przyp. red.], być może wtedy pełnomocnik by chodził [na posiedzenia komisji - przyp. red.], natomiast jesteśmy organem, który wydaje decyzję w zakresie dekretu Bieruta - stwierdziła Gronkiewicz-Waltz. - To tak, jakby pełnomocnik sędziego pierwszej instancji poszedł na posiedzenie sądu drugiej instancji. No tak nie może być, bo to są dwa organy orzekające w tej samej sprawie - podsumowała.
"Nie ingerowałam w proces reprywatyzacji"
Jako pierwszy przesłuchiwany w poniedziałek przez komisję weryfikacyjną był Krzysztof Śledziewski, były pracownik ratusza, który zajmował się reprywatyzacją.
- Rozmawialiśmy, że grupa osób zrobiła sobie z reprywatyzacji biznes - stwierdził między innymi Śledziewski.
Przyznał również, że spotkał się z co najmniej jedną sytuacją, w której prezydent Warszawy życzyła sobie zmiany decyzji Biura Gospodarki Nieruchomościami. Dopytywany w późniejszej części posiedzenia, czy potwierdza, że Gronkiewicz-Waltz ingerowała w treść jednej z decyzji dotyczących zwrotów, odpowiedział twierdząco.
- Nigdy nie ingerowałam w proces reprywatyzacji - zapewniała w "Faktach po Faktach" Gronkiewicz-Waltz. Podkreśliła, że były osoby upoważnione na podstawie przepisów kodeksu postępowania administracyjnego, które "rozpatrywały sprawy od początku do końca i które wydawały decyzje".
"Będą zrzucać winę na kogo popadnie"
Prezydent Warszawy powiedziała, że nie oglądała transmisji z poniedziałkowych zeznań swych byłych podwładnych przed komisją weryfikacyjną, bo normalnie pracowała. Została jej natomiast przekazana relacja z posiedzenia komisji.
Pytana, czy sądziła, że tak właśnie prace komisji będą wyglądać, odpowiedziała: - Spodziewałam się, że będą zrzucać winę na kogo popadnie, żeby sami nie być odpowiedzialni.
Komentując zeznania byłego podwładnego, stwierdziła również: - Problem polega na tym, że my jesteśmy w sporze sądowym z panem Śledziewskim, który został zwolniony dyscyplinarnie, z artykułu 52., za Chmielną 70 (…) za to, że ukrył informację, którą myśmy musieli pozyskać z Ministerstwa Finansów.
ZOBACZ CAŁY PROGRAM "FAKTY PO FAKTACH":
Autor: azb//now / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24