Cały czas kręcimy się wokół koncepcji, które są stare, a chodzi o to, żeby je wyrazić współczesnym językiem - przekonywał w "Faktach po Faktach" TVN24 Andrzej Olechowski. Jak podkreślał były minister spraw zagranicznych i jeden z założycieli Platformy Obywatelskiej, polskiej opozycji potrzebny byłby ktoś taki jak francuski prezydent Emanuel Macron, ktoś, kto "by zgrabnie połączył elementy, idee z prawej i lewej strony".
Jak tłumaczył gość "Faktów po Faktach", opozycja powinna nakreślić "pewną wizję Polski, która by nas zauroczyła" i powiedzieć, "jakie są dalsze konsekwencje tego, co robi PiS".
- PiS miał cały czas ten obraz, cel IV Rzeczypospolitej. Ludzi to motywowało, przywiązywało. Musimy mieć swój obraz Polski, inny od tego, co było - podkreślał Andrzej Olechowski, były minister spraw zagranicznych.
- Dzisiaj się mówi standardowo: czekamy na naszego Macrona. Kogoś, kto by zgrabnie połączył elementy, idee z prawej i lewej strony - i wyraził je w tym bardzo udanym haśle "Europa, która chroni" i umiałby przyciągnąć ludzi - wskazywał.
Olechowski został zapytany, czy kimś takim mógłby być na przykład prezydent Słupska Robert Biedroń lub Władysław Frasyniuk, były antykomunistyczny opozycjonista z czasów PRL. - Dla mnie pan Władek [Frasyniuk - red.] to jest osoba niesłychanie ważna, więc jest to jeden z moich idoli - podkreślił gość TVN24.
- Jednak pan Władek powiedział jasno i twardo, że nie zrobi tego [nie stanie na czele opozycji - red.] - zastrzegł. - Poświęcił już bardzo dużo dla polityki i nie chciałby więcej. Szanuję to. O panu Biedroniu nie umiem się wypowiedzieć, bo to dla mnie jest zbyt na lewo. To nie jest tak, że można byłoby to rozwinąć w program, który trafiłby do takich centrowych wyborców, jak ja - argumentował Olechowski.
"Chodzi o to, żeby dość do państwowej kasy"
Były szef MSZ odniósł się również do dyskusji na temat wynagrodzeń, premii i nagród dla rządzących. - To odsłania prawdziwe oblicze PiS-u i wyborcy to widzą - stwierdził Olechowski, cytując dane z raportu Forum Obywatelskiego Rozwoju, w którym stwierdzono, że od wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborów parlamentarnych wymieniono w administracji publicznej 11 tysięcy urzędników.
- Czyli jakieś 11 tysięcy ludzi zostało z pracy wyrzuconych i na ich miejsce przyszli jacyś inni ludzie. To pokazuje, po co się to wszystko dzieje. Chodzi o to, żeby dojść do państwowej kasy, tak niestety uważam - wskazywał. - Większość ludzi, których obserwujemy, motywuje cyniczny, podstawowy, nagi interes, którym jest dojście do państwowych pieniędzy - ocenił.
Jego zdaniem politycy PiS także to widzą. - Był taki moment wahnięcia przy okazji tak zwanych "misiewiczów". Zapewne to [co się dzieje - red.] też dostrzegają. To są wydarzenia, które utwierdzają ludzi w Polsce, że politycy są bez zasad i że to takie ich złodziejskie prawo, że oni tam pieniądze garną - skomentował gość "Faktów po Faktach" w TVN24.
Autor: tmw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24