Szuka się jednej przyczyny: albo błąd pilota, albo załogi, albo coś innego. Tak nie jest - wyjaśnia szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych płk Edmund Klich w wywiadzie dla PAP, nawiązując do śledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Więcej tłumaczy w swojej właśnie wydanej książce o badaniu katastrof lotniczych.
Książka nosi tytuł "Bezpieczeństwo lotów w transporcie lotniczym", a płk Klich napisał ją we współpracy z płk pilotem Jerzym Szczygłem. Klich tłumaczy w niej m.in., że "nie ma jednej przyczyny katastrofy lotniczej, zawsze jest ona systemowa, a scenariusze katastrof są powtarzalne".
Każda aktywność człowieka związana jest z możliwością pojawienia się okoliczności pogarszających warunki tego działania i prowadzących do wystąpienia strat i obrażeń, a w sytuacjach ekstremalnych, nawet utraty życia płk Edmund Klich
- Istotę bezpieczeństwa lotów zrozumiałem dopiero po poznaniu teorii systemowych. Kiedyś też myślałem tak, jak się to powszechnie myśli - pilot, samolot... Wszystko jest wynikiem przepisów - od prawa lotniczego wzwyż - podkreśla Klich.
Współpraca załogi kluczowa
Pułkownik zaznacza, jak istotna podczas lotu jest współpraca w załodze. - Zarówno katastrofa samolotu CASA w Mirosławcu, czy katastrofa samolotu Su-22 z 2002 r., jak i wiele innych katastrof, wskazują na kluczową rolę dobrej współpracy załogi i współpracy załogi z wieżą kontrolną. Nie ma takiej katastrofy, w której w tym sektorze nie wystąpiłyby jakieś uchybienia - mówi w wywiadzie.
W książce pisze też o różnicach w procedurach w zależności od narodowości załogi. - Inaczej wygląda np. współpraca załogi japońskiej, inaczej niemieckiej, inaczej też polskiej. Wiadomo, że u Japończyków sprawa podległości, władzy, jest bardzo istotna. Dla ludzi z krajów germańskich wielkie znaczenie ma przepis, litera prawa i przywiązanie do niej - podkreśla Klich.
Dodaje, że zdarzają się "piloci-autokraci". - Gdy autokratą jest dowódca, to wiele też zależy od drugiego pilota - czy jest asertywny, czy potrafi się porozumieć, czy jest jak szara myszka, która patrzy w obraz kapitana. Wtedy nic kapitanowi nie pomoże. A on takiego kapitana powinien przebudzić, otrzeźwić. Ale musi być do tego przygotowany, wiedzieć, jak to się robi - mówi szef Komisji.
"Scenariusze się powtarzają"
Pułkownik w swojej książce porusza też kwestię czasu wyjaśniania przyczyn katastrofy. - W praktyce międzynarodowej zaleca się, by kończyć badanie przyczyn wypadków w okresie do roku. Ale nieraz sprawy bada się dużo dłużej - nawet do trzech lat - mówi.
Klich dodaje, że scenariusze katastrof zazwyczaj się powtarzają. - Mogę powiedzieć, że zasadniczo nie ma wypadków nowych - podkreśla pułkownik.
Źródło: PAP, tvn24.pl