Nie możemy uwierzyć, że polskim szpitalom brakuje sprzętu ochronnego: maseczek i kombinezonów. Bez skutku próbowaliśmy kontaktować się z rządową agencją, by sprzedać jej miliony sztuk tego sprzętu. Zamiast tego kupili je Holendrzy i Słowacy – mówią tvn24.pl polscy przedsiębiorcy, którzy prowadzą firmę w jednym z państw Beneluksu.
Z obojgiem przedsiębiorców – Anną i Kazimierzem – rozmawiamy, na ich prośbę zachowując ich dane, a także nazwę prowadzonej przez nich firmy, do wiadomości redakcji.
Kazimierz: Rozmawiamy, ponieważ nie mogę słuchać, że polskim szpitalom czegokolwiek brakuje. I nie rozmawiamy dlatego, że klientów nam brakuje, bo nie brakuje. Po prostu chcę się podzielić tym, jak wyglądały nasze doświadczenia.
Robert Zieliński: Co i komu chcieliście sprzedać?
Kazimierz: Od 18 marca próbowaliśmy się skontaktować z Agencją Rezerw Materiałowych. Wysłaliśmy im maila z pilna ofertą sprzedaży kombinezonów, fartuchów, rękawiczek. Dodam, że cały sprzęt z właściwymi certyfikatami.
W mailu widzę, że całość była do odbioru natychmiast. Towar mieszczący się na 15 ciężarówkach miał jechać z dwóch niemieckich miast.
Kazimierz: Tak to wygląda, dziś sprzedaje się całe magazyny. Wartość tych rzeczy oceniliśmy na około 10 milionów euro. Najpierw ktoś w Agencji Rezerw Materiałowych odebrał połączenie, wysłuchał i poprosił o przesłanie maila ze specyfikacją oferowanego przez nas sprzętu. Problem w tym, że na naszego maila z tymi informacjami już nikt nie odpowiedział z Agencji. Zatem próbowaliśmy dzwonić…
Anna: Ja dzwoniłam. W sumie kilkanaście razy. Tyle że udawało mi się połączyć tylko z centralą, a po przełączeniu mnie nikt już słuchawki nie odbierał. I tak przez kilka dni.
Nikt się z państwem nie skontaktował, nawet by powiedzieć, że oferta nie jest interesująca, bo na przykład jest zbyt droga?
Kazimierz: Nie, żadnego kontaktu. To dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Tym bardziej, że mogę to porównać z reakcją rządu Holandii. Sprzedaliśmy im sprzęt dosłownie w kilka godzin po tym, jak zasłabł holenderski minister zdrowia.
Minister do spraw opieki zdrowotnej Bruno Bruins zasłabł w środę, 18 marca podczas debaty na temat koronawirusa. Dzień później zrezygnował ze stanowiska, tłumacząc się przepracowaniem.
Anna: Zrezygnował, ale został płynnie zastąpiony przez inną osobę. Za to rząd potrafił dużą transakcję z naszą firmą dopiąć w kilkanaście godzin, z minimalnymi formalnościami. W zasadzie wszystko się odbyło poprzez maile, telefony i bankowe operacje. Transport został zorganizowany w obstawie policyjnej i błyskawicznie.
W Polsce szpitale masowo alarmują, że nie mają nawet jednorazowych, chirurgicznych maseczek. Jak wygląda sytuacja na rynku, czy jest to towar do zdobycia?
Anna: Maseczki są dostępne. Mogę powiedzieć, że poprzez naszą firmę w środę do Polski trafił transport 16 milionów maseczek. Tyle że naszym kontrahentem jest prywatna firma, a nie publiczna agencja.
Wiem, że staraliście się również o sprowadzenie do Polski tak zwanych błyskawicznych testów.
Kazimierz: Kolejna, absurdalna, sytuacja. Pod koniec ubiegłego tygodnia skontaktował się z nami przedstawiciel polskiej firmy. To on był w kontakcie z rządowymi agencjami. Uruchomiliśmy nasze kontakty w Turcji, Chinach. Włożyliśmy mnóstwo pracy, by udało się zarezerwować moce przerobowe fabryki produkującej tak zwane błyskawiczne testy. Mają 95-96-procentową poprawność wyniku, na który czeka się od trzech do piętnastu minut. Przy zakupie miliona testów koszt jednego schodzi do kilkunastu euro. Jednak pod koniec weekendu zadzwonił do nas człowiek z firmy, z którą byliśmy w kontakcie i powiedział, że rezygnują z tego pomysłu. Pozostało nam poinformować producenta, a zwolnione przez nas moce przerobowe natychmiast przejął klient z USA. Ten kontrakt, który w ciągu kilkunastu dni pozwoliłby sprowadzić do Polski testy, przepadł. Oczywiście, nadal jest możliwy zakup, ale będzie się daleko w kolejce.
Próbowaliśmy skontaktować się z Agencją Rezerw Materiałowych, ale telefonu nikt nie odbierał. Na przesłanego w środę maila z pytaniami nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock