- OBWE nie zachowało się zbyt taktownie, my nie możemy pozwalać na to, żeby nas traktować jak kraj trzeciego świata - tak rzecznik rządu Jan Dziedziczak tłumaczył w TVN24 sprzeciw Polski, by głosowania do parlamentu monitorowali zagraniczni wysłannicy.
Rzecznik rządu, podobnie jak przedstawiciele Ministerstwa Spraw Zagranicznych, polskie stanowisko tłumaczy ugruntowaną w kraju od lat demokracją.
- Zwykle jest tak, że to kraj, który organizuje wyboru zaprasza obserwatorów, ale OBWE się pospieszyło i wysłało notę dyplomatyczną w tej sprawie nie czekając na nasze zaproszenie - powiedział Jan Dziedziczak. - To było niestosowne, w dojrzałych demokracjach tak się nie robi - dodał.
Zdaniem Dziedziczaka, powodem takiego postępowania OBWE są zagraniczne wizyty doświadczonych i znaczących polskich polityków opozycji, którzy skarżą się, że demokracja w Polsce jest zagrożona. - Ci politycy jeżdżą po świecie i opowiadają niestworzone historie - dodał. Dziedziczak wspomniał niedawną krytykę stanu demokracji w Polsce ze strony Vaclava Havla, który później przyznał, że wprowadzono go w błąd.
Rzecznik rządu zaznaczył, że ostateczna decyzja w sprawie obecności obserwatorów zależy od ich reakcji na odmowę Polski.
Wczoraj rzecznik polskiego MSZ Robert Szaniawski potwierdził, że Polska odmówiła wydania zgody na przyjazd obserwatorów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) na październikowe wybory parlamentarne.
Brak zgody rządu polskiego na przyjazd obserwatorów OBWE skrytykowali politycy opozycji.
OBWE skupia 56 państw członkowskich z Europy, Azji Środkowej i Ameryki Północnej. Celem OBWE jest umacnianie bezpieczeństwa i współpracy w trzech wymiarach: polityczno-wojskowym, gospodarczo-ekologicznym i ludzkim. Deklaracje i decyzje OBWE mają charakter polityczny i nie są prawnie wiążące.
Najpierw rząd teraz Sejm? Jan Dziedziczak nie wyklucza startu w wyborach parlamentarnych z list Prawa i Sprawiedliwości. Jak wyjaśnił, jest w trakcie podejmowania decyzji o kandydowaniu. - Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji, czy pójść drogą stricte parlamentarną, czy dalej być w tym świecie rządowym, ale też na styku polityki i świata mediów - powiedział rzecznik rządu. Dodał jednak, że do środy zdecyduje czy będzie kandydował w wyborach. Zaznaczył, że w przypadku wygranych wyborów będzie łączył rolę posła i rzecznika prasowego rządu.
- Ja nie byłbym takim dekadentem, uważam, że można coś dobrego zrobić - chodzi o nową jakość w polityce - mówił o swojej ewentualnej parlamentarnej przyszłości Dziedziczak. Jak dodał, czuje się dobrze przygotowany do roli posła.
Dziedziczak przyznał, że premier Kaczyński jest przychylny jego kandydaturze. - Premier powiedział mi, że miejsce na listach jest - powiedział. Ale - jak zaznaczył - nie chciałby być posłem malowanym. - Cenię posłów, którzy coś po sobie zostawiają - dodał. Ideałem polityka młodego pokolenia jest dla Dziedziczaka Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. - On już coś po sobie zostawił, choć jest tak młody - podsumował Dziedziczak.
mon
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24