Ten sam program przedszkolny dla pięcio i sześciolatków. Zajęcia dla dzieci będą się dublować aż do roku 2012 - to wynik zmian przepisach oświatowych. Zostały przeprowadzone po tym, jak premier Donald Tusk nakazał szukać w resortach oszczędności - pisze dziennik "Polska".
Od września tego roku znikają tradycyjne zerówki. Sześciolatki, które nie pójdą do pierwszej klasy (decyzję na razie pozostawiono rodzicom), będą się uczyć według nowego programu wychowania przedszkolnego. Ten sam program mają mieć też od września pięciolatki, którym rząd zagwarantował miejsce w przedszkolu.
Pierwsze efekty błędu będą odczuwalne w roku 2010. Sześciolatki będą mogły wtedy iść do pierwszej klasy, albo jeszcze rok uczyć się w przedszkolu. Problem w tym, że jeśli zostaną w przedszkolu, to będą się tam uczyć tego samego, czego uczyły się jako pięciolatki.
Takie zamieszanie potrwa do 2012 roku, kiedy to wszystkie sześciolatki obowiązkowo będą musiały iść do szkoły.
Nauczyciele apelują do ministerstwa
Błąd w reformie oświaty wskazał Związek Gmin Wiejskich, a jego skutki poniosą dzieci urodzone w latach 2004-2006.
Skąd się wziął? Błąd powstał, gdy - jak wskazuje Marek Olszewski ze Związku Gmin Wiejskich - na polecenie premiera Donalda Tuska szukano oszczędności i pospiesznie zmieniano w Senacie zapisach ustawy określającej zmiany w szkolnictwie podstawowym, dotyczącym zerówek i obowiązkowej edukacji dla sześciolatków.
Związek Nauczycielstwa Polskiego apeluje do Ministerstwa Edukacji, by nowe programy przedszkolne od września realizowały tylko trzylatki, które zadebiutują jako przedszkolaki. Bo to ich będzie w 2012 roku dotyczył obowiązek rozpoczynania szkoły w wieku 6 lat.
Stawiają rodziców pod ścianą?
- To absurd tej reformy - uważa Jolanta Olszewska, ekspert od edukacji przedszkolnej w ZNP. Jej zdaniem, z zamieszaniem dadzą sobie tylko radę najlepiej przygotowani nauczyciele, którzy w dodatku będą pracować w wystarczająco małych grupach, by zajmować się dziećmi indywidualnie.
Rodzice protestujący przeciwko reformie w ramach akcji "Ratuj Maluchy", nie kryją irytacji działaniami Ministerstwo Edukacji. - Być może ministerstwu chodziło o to, by wypchnąć sześciolatki do szkół niezależnie od tego, czy ustawa gwarantuje rodzicom prawo wyboru, czy zatrzyma go w przedszkolu, czy pośle do pierwszej klasy - mówi Karolina Elbanowska, jedna z liderek akcji.
Źródło: Polska
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu