- Dzieci z rodziny zastępczej musiały wiedzieć, co się dzieje w domu - mówiła w "Tak Jest" Henryka Krzywonos o śmierci dwójki dzieci, które zmarły przebywając pod opieką zastępczych rodziców. Jak dodała, bardzo emocjonalnie zareagowała na wiadomość. - Nie mieści mi się to w głowie. Gdzie byli ludzie za to odpowiedzialni? Powinni pamiętać, że nie pracują tylko do 15 - powiedziała.
We wtorek prokuratura w Pucku postawiła zarzuty rodzicom zastępczym dwójki małych dzieci, które zmarły, przebywając pod ich opieką. Mężczyzna usłyszał zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym jednego z dzieci, a kobieta - zabójstwa drugiego. Oboje przyznali się do winy. O sprawę pytana była w "Tak Jest" Henryka Krzywonos, która przez wiele lat prowadziła wraz z mężem rodzinny dom dziecka. - Nie mieści mi się to w głowie. To niewyobrażalne - mówiła. Przyznała, że bardzo emocjonalnie zareagowała na wiadomość o śmierci dzieci. - W pierwszej chwili mówiłam: zastrzelę ją (matkę zastępczą-red.). Trzeba ukarać tych ludzi, żeby coś podobnego się już więcej nie zdarzyło - powiedziała.
"Gdzie byli ludzie za to odpowiedzialni?" Krzywonos winą za sytuację obarcza urzędników. - Gdzie byli ludzie, którzy są za to odpowiedzialni? Dlaczego psycholog nie zorientował się po dzieciach, że coś jest nie tak? Chociaż myślę, że wiedział. Tak samo dzieci wiedziały, przed dziećmi nic się nie ukryje. To, że nic nie mówiły oznacza, że musiały być zastraszane - powiedziała. - Ci, którzy nadzorują te domy powinni pamiętać, że nie pracują tylko do 15 - dodała. Według niej, rodziny, które mają swoje dzieci, nie powinny zakładać rodzinnych domów dziecka czy rodzin zastępczych i nie mogą nastawiać się na zysk. - Rodzina nie dostaje dużo pieniędzy, a musi za nie wychować dzieci. To niełatwe, bo one przychodzą już z bagażem krzywd - oceniła.
Autor: jk/fac / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24