- To jest kompromitujące, jeżeli organy państwa odpowiedzialne za chronienie prawa i porządku walczą ze sobą - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier, a obecnie europoseł Włodzimierz Cimoszewicz. Komentował w ten sposób działania CBA wobec prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia. - To wskazuje na to, że państwo jest rozstrojone - dodał.
W środę i czwartek, na zlecenie prokuratury w Białymstoku, funkcjonariusze CBA przeprowadzili przeszukania w 20 miejscach na potrzeby śledztwa dotyczącego między innymi podejrzeń nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych Banasia. Po południu CBA weszło także do siedziby NIK. Śledztwo w sprawie prezesa NIK od grudnia ubiegłego roku prowadzi Prokuratura Regionalna w Białymstoku.
W czwartek po południu Marian Banaś wygłosił krótkie oświadczenie, w którym ocenił działania prokuratury w Białymstoku oraz funkcjonariuszy CBA jako "bezprawne". Podkreślił, że w sprawie przeszukań oczekuje "niezwłocznego spotkania z marszałek Sejmu Elżbietą Witek". Został na nie zaproszony na piątek.
"To wskazuje na to, że państwo jest rozstrojone"
O działaniach służb w sprawie Mariana Banasia mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier, a obecnie europoseł Włodzimierz Cimoszewicz. - To jest kompromitujące, jeżeli organy państwa odpowiedzialne za chronienie prawa i porządku walczą ze sobą - stwierdził. Dodał, że "można też domniemywać, że chodzi też o jakiś spór o charakterze osobistym między ludźmi, którzy przez lata ze sobą blisko współpracowali, a teraz się zwalczają".
- To jest przede wszystkim groźne zjawisko. To wskazuje na to, że państwo jest rozstrojone, że instytucje odpowiedzialne za prawo, praworządność, nie wykonują swojej funkcji, są traktowane instrumentalnie przez tych, którzy mają na nie wpływ - mówił były premier.
- Gdyby w świecie polskiej polityki poważniej traktowano to, że trzeba dobierać ludzi w sposób niezwykle uważny, z przywiązywaniem ogromnego znaczenia do ich osobistej uczciwości, pryncypialności, zwłaszcza gdyby robił to PiS, który ma wpływ na wszystkie instytucje państwa, to na pewno nie mielibyśmy do czynienia z tym, co w tej chwili obserwujemy - mówił Cimoszewicz.
"Prawdopodobnie zdecydowano się na rozwiązanie siłowe"
Były premier był pytany, jak jego zdaniem może rozwinąć się sytuacja związana z Marianem Banasiem i czy obóz rządowy będzie dążył do "siłowego" pozbycia się prezesa NIK. - Z prawnego punktu widzenia to jest niezwykle złożona kwestia. On jest rzeczywiście z jednej strony chroniony (immunitetem - red.) - to jest zrozumiałe w tym sensie, że chroniona jest Najwyższa Izba Kontroli. W przeciwnym razie ten naczelny organ kontroli w naszym państwie nie mógłby działać - podobnie jak nie może działać sędzia pozbawiony statusu niezależności - zwracał uwagę.
Jednocześnie Cimoszewicz dodał, że prawna ochrona funkcji prezesa NIK jest "ograniczona". Odnosząc się do przeszukań między innymi w mieszkaniach należących do prezesa NIK mówił, że " z punktu widzenia prawa takie czynności mogły być wykonywane". - Można się tylko zastanowić, jaki jest tego cel - dodał.
- Prawdopodobnie zdecydowano się na rozwiązanie siłowe, brutalne - w tym sensie, że tego człowieka się oskarży, Sejm wyrazi na to zgodę (na pozbawienie Banasia immunitetu - red.), a jeżeli będzie skazany i pozbawiony praw publicznych, to nie będzie mógł dalej piastować tego stanowiska - wskazywał gość TVN24.
O geście Lichockiej: to przejaw ordynarnego chamstwa, gest butnego triumfu
Włodzimierz Cimoszewicz odniósł się także do gestu, jaki 13 lutego w Sejmie wykonała posłanka PiS Joanna Lichocka. Część posłów stwierdziła, że było to pokazanie środkowego palca. Lichocka tłumaczyła potem, że jedynie energicznie potarła oko tym palcem. Dzień później przeprosiła osoby urażone tym "niezamierzonym" - jak twierdziła - gestem.
- Posłużenie się tym gestem w takim miejscu, jakim jest parlament, jest oczywiście przejawem ordynarnego chamstwa - ocenił europoseł. - Jednocześnie w tych okolicznościach to był gest butnego triumfu, że jednak bardzo duża kwota została przekazana na partyjną propagandę w tak zwanej telewizji publicznej - mówił, nawiązując do faktu, że posłanka wykonała gest w czasie debaty nad nowelizacją ustawy, która przewiduje przekazanie prawie dwóch miliardów złotych dla mediów państwowych, a nie - jak apelowała opozycja - na onkologię.
Jak dodał, prawdopodobnie zachowanie posłanki Lichockiej "było bezmyślne". - Bo trudno mi sobie wyobrazić, żeby ona w taki sposób adresowała tę swoją butną satysfakcję do ludzi chorych na nowotwory. Nie podejrzewam jej o taki poziom podłości - mówił. - To może być odbierane jako gest lekceważenia problemów ludzi dotkniętych tą wyjątkowo groźną chorobą (jaką jest nowotwór - red.) - stwierdził gość "Faktów po Faktach".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24