W szpitalu jest trzynaście ultrasonografów, wszystkie były czynne i sprawne, a pacjentom całodobowo zapewniona jest opieka lekarska - powiedział w trakcie konferencji prasowej Krzysztof Malatyński, dyrektor szpitala we Włocławku. W nocy z czwartku na piątek na szpitalnym oddziale kobieta w 8. miesiącu ciąży straciła bliźnięta. Dyrektor przyznaje, że o całej sprawie dowiedział się z mediów dopiero w piątek w nocy.
Dyrektor szpitala poinformował, że w nocy z czwartku na piątek we włocławskim szpitalu na oddziale ginekologii było na dyżurze dwoje lekarzy, w tym ordynator. Zaprzeczył informacjom przekazywanym przez ojca, który twierdził, że w szpitalu nie było specjalisty mogącego obsłużyć aparaturę USG.
- Chcę stanowczo zaprzeczyć, a właściwie mogę potwierdzić, że w szpitalu jest sprzęt do ratowania dzieci. Jest trzynaście aparatów USG, są one dostępne całą dobę, są lekarze specjaliści, którzy potrafią wykonywać tą diagnostykę. Szpital dysponuje całodobową salą operacyjną, która czeka na takie przypadki i może udzielać świadczeń takich jak cesarskie cięcie przez całą dobę - powiedział Malatyński.
I dodał: - Z niecierpliwością oczekujemy na wyniki prac komisji (powołanej przez ministra zdrowia - przyp. red.) - powiedział dyrektor szpitala. Swoje śledztwo prowadzi też prokuratura we Włocławku. - Te organy stwierdzą, czy na terenie szpitala doszło do nieprawidłowości, czy postępowanie personelu lekarskiego było poprawne - dodał.
Dyrektor: dowiedziałem się z mediów
Krzysztof Malatyński powiedział, że o śmierci niemowląt dowiedział się w piątek w nocy z mediów. Zapytany, czemu nie został o tym poinformowany przez ordynatora oddziału ginekologii, odparł, że ordynator stwierdził, że "nie czuł się w obowiązku".
Dyrektor wyraził nadzieję, że komisja wyjaśni także, dlaczego szef szpitala dowiedział się o wszystkim w taki sposób i dobę po wydarzeniu.
"Nie prowadzimy własnego śledztwa"
Dyrektor nie chciał odnieść się do relacji ojca zmarłych bliźniąt, tłumacząc, że dyrekcja nie ma dostępu do dokumentacji medycznej, którą w sobotę zabezpieczyła prokuratura. - Nie prowadzimy własnego śledztwa - podkreślił.
Dodał, że ewentualne konsekwencje wobec lekarzy będą wyciągnięte po zakończeniu śledztwa i raporcie komisji powołanej przez ministra zdrowia.
Dyrektor powiedział, że z dokumentacji medycznej nie wynika, że cesarskie cięcie miało być przeprowadzone w czwartek, a potem - w wyniku konsultacji lekarskiej - przełożone na piątek rano.
- Decyzję o tym, kiedy przeprowadza się taki zabieg, podejmuje lekarz. Skoro podjął decyzję, żeby takiego zabiegu nie przeprowadzać, to rozumiem, że ona była słuszna - powiedział dyrektor. Dodał, że podczas dyżuru, w trakcie którego doszło do śmierci niemowląt, było wykonane badanie USG. Nie chciał jednak sprecyzować, czy doszło do niego przed czy po utracie ciąży.
Straciła bliźnięta
Ciężarna kobieta trafiła do szpitala we Włocławku w czwartek, w 35. tygodniu ciąży. Tam, zgodnie z zaleceniem ginekologa, miał zostać przeprowadzony zabieg cesarskiego cięcia. Od personelu placówki kobieta usłyszała jednak, że cesarka może zostać wykonana dopiero następnego dnia rano, ponieważ na miejscu nie ma specjalisty od USG.
Nienarodzone dzieci zmarły w nocy z czwartku na piątek. Jak twierdzi ojciec zmarłych dzieci, lekarze nie przeprowadzili od razu cesarskiego cięcia, tylko przez 7 godzin czekali na specjalistę od USG. Według ordynatora, decyzja, żeby przełożyć operację zapadła, ponieważ nie było potrzeby przeprowadzania jej w nocy.
Sprawę bada specjalna komisja powołana przez ministra zdrowia, NFZ, wojewoda. W poniedziałek prokuratura we Włocławku wszczęła śledztwo.
Autor: pk//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24