Akredytowany obserwator przy komisji badającej przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku Edmund Klich wpada ze skrajności w skrajność. W czwartek premier Donald Tusk skrytykował go za zbytnią wylewność w mediach, a w piątek Klich oszczędzał słowa, jak dawno tego nie robił.
Edmund Klich przy komisji badającej przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu w ostatnich dniach mówił między innymi w radiowej Trójce i "Rzeczpospolitej" o szczegółach dotyczących śledztwa. Nie spodobało się to premierowi.
- Sprawiał wrażenie człowieka, który w sposób bardzo dojrzały przestrzega przed formułowaniem przedwczesnych wniosków. Ja z kolei pana Edmunda Klicha, który nie ma zbyt dużego doświadczenia medialnego przestrzegałem przed przesadną wylewnością. Jego zadanie polega przede wszystkim na tym, aby pilnować Rosjan w czasie postępowania, co robi bardzo rzetelnie, a nie by być w studiach telewizyjnych - mówił rozczarowany Donald Tusk.
"Nie oglądam telewizji ani internetu"
Korespondent "Faktów" TVN w Moskwie Andrzej Zaucha usiłował w piątek porozmawiać z Edmundem Klichem. Nie było to łatwe. - Powie nam pan dwa słowa - zapytał go reporter TVN. - Witam, do widzenia - odpowiedział Klich. Dopytywany, jak skomentuje zamieszanie wokół własnej osoby powiedział tylko, że "nie ogląda telewizji, ani internetu".
Indagowany, co powie premierowi, który wezwał go do siebie, odparł: zależy o co mnie zapyta.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24