- Jeśli ten sondaż wywołał u kogoś dreszcze rozkoszy, to mogą one być krótkie jak mgnienie oka - tak o sondażu, dającym 39 proc. poparcia i prowadzenie PiS, powiedział w "Kawie na ławę" Leszek Miller z SLD. Pozostali politycy także są sceptyczni. - Podchodzimy do tego spokojnie - zapewnił Zbigniew Girzyński z PiS. Krzysztof Kwiatkowski z PO zapewnił z kolei, że badanie traktuje poważnie i jako dodatkową mobilizację.
Według sondażu TNS Polska dla programu "Forum" TVP Info, PiS może liczyć na 39 proc. poparcia, a PO na 33 proc. SLD dostałoby 9 proc., a Ruch Palikota i PSL po 5 proc. - Spokojnie podchodzimy do sondaży. Nie wierzę w żadne badania i nie jestem przekonany, czy ten sondaż był rzetelnie przeprowadzany. Uważam, że prawdziwi politycy, to tacy, którzy myślą o przyszłych pokoleniach, a nie przyszłych sondażach - skomentował w "Kawie na ławę" Zbigniew Girzyński. Zdaniem Leszka Millera, PO powinna poczuć niepokój, ale jeśli sondaż "wywołał u kogoś dreszcze rozkoszy", to należy pamiętać, że mogą być one krótkotrwałe. - Trzeba poczekać na kolejne badania, przekonać się, czy to jest tendencja, bo na podstawie jednego sondażu trudno wyrokować. Jeśli to tendencja, to okazuje się, że premier Tusk może zostać pokonany i ma z kim przegrać - ocenił Miller. Lider SLD uznał jednak, że większym kłopotem dla PO byłaby sytuacja, w której któryś polityk PO przy wsparciu Bronisława Komorowskiego rozbił PO. - Pytanie, czy to możliwe. Pewnie tak, chociaż jeszcze nie dzisiaj - dodał.
"Gratulujemy PiS-owi. Ale potrzebujecie koalicjanta" Krzysztof Kwiatkowski z PO potraktował sondaż jako mobilizację. - Każdy głos obywateli traktujemy poważnie i możemy mówić o niepokoju. Ja na przykład ostatnie dwa dni wykorzystałem żeby zakończyć prace nad nowelizacją ustawy o e-sądzie. Tymi samymi uczuciami kieruje się premier, przygotowując i kończąc expose, które czytelnie pokaże, co zamierzamy zrobić, żeby się w Polsce udawało w kolejnych latach - powiedział. Przyznał, że PiS-owi nie można w ostatnich tygodniach odmówić aktywności. - Gratulujemy kolegom z PiS, ale mamy w tym udział. PiS poczuł mrowienie w stopach, od kiedy pojawiła się Solidarna Polska, myśli dużo o nas i rozpoczął działalność - skomentował z kolei Jacek Kurski z SP. Jak zaznaczył, jego partia z szacunkiem i pokorą podchodzi do sondaży, bo różne instytuty uzyskują różne wyniki. Przypomniał też, że po 1989 roku żadna partia nie rządziła samodzielnie, PiS też potrzebuje koalicjanta, w jego interesie jest więc dobry wynik SP - dodał.
"Nie wystarcza być anty-PiS" Jarosław Kalinowski z PSL również ostrożnie podchodzi do sondaży wskazując, że PSL osiąga zwykle lepszy wynik niż przewidują badania. Ale dostrzega pewien problem PO. - Od sześciu lat kolegom z PO wystarczało, że byli postrzegani jako anty-PiS. To się zmieniło - powiedział. Przyznał, że rząd popełnił sporo błędów i nie może na nikogo zrzucić za nie winy. - Sondaże to wróżby i prognozy - to zdanie Roberta Biedronia z RP. Według niego, poparcie dla PiS wynika z braku działania PO. - Ludzie są sfrustrowani, chcą reform, a rząd nic nie robi. Donald Tusk jest zmęczony rządzeniem, wypalił się, dlatego ludzie stawiają na populistów. Ludzie już zapomnieli, jak było za czasów rządów PiS.
"PiS żyje w politycznym matrixie"
Określenie przez szefa RP Janusza Palikota kandydata PiS na premiera Piotra Glińskiego "talibem" nie przeszkodzi tej partii w ewentualnym spotkaniu z nim, gdyż partia ta jest "otwarta i tolerancyjna" - zadeklarował w "Kawie na ławę" Robert Biedroń.
Mimo to poseł uważa, że PiS tworzy swoją własną rzeczywistość, która "zaczyna żyć własnym życiem". - PiS żyje w politycznym matrixie - przedstawia expose, ma swojego premiera, organizuje debaty - wyliczał Biedroń. Jak podkreśłił, kandydat PiS - poza tą partią - nie ma żadnego poparcia, a jak pokazują sondaże - "Polacy go nie chcą". - Dziś Polska nie potrzebuje żartów - zaznaczył poseł Ruchu Palikota.
Z kolei w opinii Leszka Millera, wybór prof. Glińskiego to "typowa sytuacja towarzyska". - Mogę to traktować jako wydarzenie towarzyskie - ocenił. - Mamy parapremiera, który wygłasza paraprogram (...) - ironizował szef SLD. Dodał, iż ma wątpliwości, czy w ogóle taki wniosek o konstruktywne wotum nieufności dla rządu w ogóle wpłynie.
Według Jarosława Kalinowskiego, ogłoszenie kandydatury Glińskiego to "część planu medialnego zmiany wizerunku PiS". Jak mówiłł, profesor kojarzony jest raczej z kierunkiem liberalnym, gdy tymczasem PiS "chowa" jednocześnie w swoich szeregach Antoniego Macierewicza.
Zdaniem polityka PSL, to "niepoważna propozycja", "medialna zabawa". - Dziwię się, że profesor się na to zgodził - dodał.
Nie wierzą w Glińskiego
Sceptycznie do prof. Glińskiego w roli kandydata na premiera odnosi się również Krzysztof Kwiatkowski. - Gdyby była jakakolwiek szansa na zajęcie przez niego stanowiska premiera, to Jarosław Kaczyński nigdy by go nie wystawił - stwierdził. Ocenił, że jedynym poważym kandydatem PiS na to stanowisko jest sam Kaczyński.
Podobnie Jacek Kurski zwrócił uwagę, że prezes PiS "nie wierzy w Glińskiego". Jako dowód przytoczył przykład, jak Kaczyński wyszedł z konferencji, na której przedstawił kandydata swojej partii na premiera. O szansach Glińskiego powiedział krótko: "będzie to kolejna, niepotrzebna klęska PiS".
Zdaniem Kurskiego, powinno dojść do porównania obu prawicowych kandydatur - prof. Glińskiego i - zaproponowanego przez Solidarną Polskę -Tadeusza Cymańskiego. Jak wyjaśnił, prawica powinna mieć jednego, wspólnego kandydata. Kandydata Prawa i Sprawiedliwości bronił poseł tej partii, Zbigniew Girzyński. - Profesor nie jest politykiem, ale osobą o centrowych poglądach, która może skupić wokół siebie innych polityków - mówił. - Jest otwarciem na różne środowiska w parlamencie - dodał.
- O Tadeuszu Cymańskim można powiedzieć wszystko, bo go bardzo lubimy, ale nie to, że jest dobrym kandydatem na premiera - odpowiedział Kurskiemu.
Autor: jk,mon/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24