Mieliśmy swoje jedzenie, paliwo, a nawet przenośne toalety i prysznice, byliśmy całkowicie samowystarczalni - podkreślał w rozmowie z TVN24 młodszy brygadier Michał Langner, dowódca polskich strażaków, opowiadając o akcji gaszenia pożarów w Szwecji. - Kraj dotknięty katastrofą ma dużo większe problemy, niż zajmowanie się grupami ratowniczymi - dodał. Zaznaczył jednak, że Szwedzi dali im ogromne wsparcie.
- Samowystarczalność to jest podstawa funkcjonowania modułów ratowniczych. Chodzi o to, żeby kraj, który prosi o pomoc, nie musiał dodatkowo zajmować się grupami ratowniczymi udzielającymi pomocy. Założenie jest takie, że jesteśmy samowystarczalni w każdym zakresie.
Polscy strażacy byli w Szwecji samowystarczalni zarówno pod względem logistycznym, jak i medycznym. Zabrali namioty, wyżywienie i paliwo, zapasowe części do wozów, a nawet przenośne toalety i prysznice.
- To wszystko to jest coś, co my musimy sobie przewiedzieć, wyjeżdżając na misję. I w ten sposób też przygotowaliśmy się do tego wyjazdu - podkreślił Langner w rozmowie z TVN24.
Szwedzi "stanęli na głowie"
Dodał jednocześnie, że mimo wszystko Szwedzi okazali "tak duże wsparcie, że duża część rzeczy", które mieli ze sobą, między innymi kontenery sanitarne z toaletami i prysznicami, "nie musiały być użyte".
- Dysponowaliśmy taką infrastrukturą, byliśmy zlokalizowani w miejscowym klubie sportowym, na terenie boiska. Cała infrastruktura sanitarna była do naszej dyspozycji. Dzięki temu - nie ukrywam - zaoszczędziło nam to takich dodatkowych problemów związanych z użytkowaniem kontenerów sanitarnych na misji - wyjaśniał.
Langer zaznaczył, że "kraj dotknięty katastrofą ma dużo większe problemy, niż zajmowanie się grupami ratowniczymi, które przyjeżdżają z pomocą". W tym czasie musi - jak dodał - przyjść mieszkańcom z pomocą doraźną, przeprowadzić ewakuację i zapewnić im zastępcze lokale.
- Mimo tych zasad, które oni znają i my również, (...) oni stanęli na głowie, żeby nam zapewnić wszystko, co było nam potrzebne. Wzięli to za punkt honoru, poczuli konieczność ułatwienia nam naszych działań - mówił dowódca akcji w Szwecji. - Zapewnienie nam podstawowych potrzeb logistycznych i wsparcia dało nam komfort pracy i możliwość skupienia się tylko na działce operacyjnej, czyli na tym, żebyśmy dobrze wykonali swoją pracę tam na miejscu.
Dwa tygodnie walki z pożarami lasów
Polscy strażacy wrócili w poniedziałek do Polski po dwutygodniowej akcji gaszenia pożarów w Szwecji. W akcji brali udział głównie ratownicy z województw zachodniopomorskiego i wielkopolskiego (po 65 strażaków i po 20 wozów). Wspierali ich strażacy z Mazowsza i Komendy Głównej PSP (9 ratowników i 4 samochody). Misja od początku była planowana na 14 dni. Polscy strażacy przebywali w Szwecji od niedzieli 22 lipca.
Przyczyną rozległych pożarów lasów w Szwecji były nietypowe jak na ten kraj wysokie temperatury i mała ilość opadów. Według pierwszych informacji przekazywanych przez szwedzkie media w środkowej części kraju płonęło około 25 tysięcy hektarów lasów. Polscy strażacy gasili 6,5 tysiąca hektarów.
Wyjazd do Szwecji związany był z oficjalną prośbą tamtejszych władz, które za pośrednictwem Europejskiego Mechanizmu Ochrony Ludności zwróciły się o wsparcie ratownicze w walce z pożarami lasów.
Europejski Mechanizm Ochrony Ludności jest systemem międzynarodowej pomocy ratowniczej nadzorowanym i organizowanym przez Dyrekcję Generalną ds. Pomocy Humanitarnej i Ochrony Ludności (DG ECHO) Komisji Europejskiej. System ma wspierać państwa, które zostały dotknięte katastrofą wymagającą międzynarodowej interwencji ratowniczej.
W systemie wykorzystywane są specjalistyczne grupy ratownicze tworzone przez kraje członkowskie Mechanizmu (28 krajów członkowskich UE oraz Islandię, Norwegię, Czarnogórę, Macedonię oraz Turcję).
Autor: pk//now / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: GFFFV Poland