"Wcześniej, gdyby ktoś powiedział, że Tusk jest politycznym mordercą, odpowiedziałbym: "Stary oszalałeś" (...) Ale nie potrafi już dłużej ukrywać, że jest zawodnikiem, który nie cofnie się przed niczym" - opowiada o szefie rządu jeden z jego doradców. Premier potrafi być brutalny i bezwzględny, ale też uwodzicielski i charyzmatyczny. O tym, że Tusk ma dwie albo i więcej twarzy w swojej najnowszej książce piszą dziennikarze Michał Majewski i Paweł Reszka.
W środku kampanii wyborczej na półki księgarń trafia książka "Daleko od miłości" będąca nie tyle biografią, co złożonym portretem lidera Platformy Obywatelskiej, który powstał na podstawie rozmów z politykami, współpracownikami i ludźmi z otoczenia Tuska.
Podkreślają w niej: "Nie ma jednego Donalda Tuska. Raz jest naturalny i spontaniczny, a potem jest produktem PR-u, któremu słowa dyktują sondażowe słupki. Czasami apodyktyczny i nieugięty, innego dnia gra brata łatę. Bywa intelektualistą, a później luzakiem z podwórka, który potrafi kląć, na czym świat stoi".
Być uwiedzionym przez dilera
Tusk to czaruś. "Potrafi każdego okręcić sobie wokół palca. Wystarczy nawet krótka rozmowa. Patrzy głęboko w oczy, wiesz, że jesteś najważniejszy, łapiesz się na tym, że zwyczajnie ufasz temu facetowi" - mówi o premierze jego doradca.
Donald w panice zwołuje ludzi. Jest wściekły, pyta, co ma robić, i natychmiast wpada w depresję: "No nie, wszystko jest spierdolone!" Potem wypija jeden lub dwa kieliszki wina i powoli się podnosi, zabiera do pracy" - opowiada jego doradca. Premier czeka na ostatnią chwilę
Depresyjny premier
Ale w "Daleko od miłości" premier opisywany jest też, jako polityk spragniony komplementów i poszukujący akceptacji. "Tak naprawdę na koniec dnia musi usłyszeć od kogoś to 'kocham cię'. Jak nie usłyszy, to jest mu źle".
Brak pewności siebie szczególnie miał być widoczny u niego w 2005 roku, gdy startował w wyborach prezydenckich. "Był taki zwyczaj, że po wystąpieniach w telewizji wysyłaliśmy Donaldowi smsy: "Świetnie wypadłeś", "Było rewelacyjnie", "Ale mu dokopałeś" i tym podobne. Nawet, gdy ewidentnie skusił albo zawalił sprawę. Potrzebował tego. Gdy nie dostawał sygnałów, że był znakomity, gryzł się" - zdradza osoba, która była wtedy przy Tusku.
"Wszystko spier..."
Premierowi zdarza się popadać w depresyjne nastroje, co jest skrzętnie maskowane przez jego specjalistów od wizerunku. Potrafi się zamknąć się na trzy dni w swoim gabinecie i rozmyślać. Można też usłyszeć teksty typu: "Wszystko spier****ne" albo "Przyjdzie Kaczyński i skończymy w więzieniu!".
Słowa "Wszystko spier..." padają regularnie z ust Tuska także w innej sytuacji - gdy musi coś zrobić, a czas goni. Bo załatwianie spraw, odkładanie decyzji na ostatnią chwilę - jak piszą autorzy - to charakterystyczna cecha premiera.
Tak było z wystąpieniem przed komisją hazardową, do którego zaczął przygotowywać się za pięć dwunasta, a dokładne na dzień przed spotkaniem z posłami. "Donald w panice zwołuje ludzi. Jest wściekły, pyta, co ma robić, i natychmiast wpada w depresję: "No nie, wszystko jest spier****ne!" Potem wypija jeden lub dwa kieliszki wina i powoli się podnosi, zabiera do pracy" - opowiada jego doradca.
Metamorfoza premiera
Ale autorzy zaznaczają w swojej książce, że Tusk przed i po 2005 roku to dwaj zupełnie inni politycy.
Po pierwsze, obecnego szefa rządu podobno zmienił polityczny coaching, którego podjął się w czasie wyborczej kampanii pod nadzorem psycholog i doradcy medialnego Natalii de Barbaro. Pracowali według zasad amerykańskiego eksperta ds. rozwoju osobistego i przywództwa Stephena R. Coveya, gdzie kluczem do sukcesu przejmowanie inicjatywy, kontrolowanie wydarzeń i przekonania, że to ja jestem panem sytuacji.
Drzewiecki, Drzewko, las, Sherwood. Mirek był najbogatszy, załatwił sobie największy pokój, miał największy telewizor. W wąskim gronie oglądało się tam mecze, piło się wino, palono cygara i opracowywano plan zdobycia władzy, czyli omawiano projekt. Posiadówki u "Drzewka"
Tusk nie zgodził się wtedy na koalicję PO-PiS. Odmowę koalicji podsumował krótko i dosadnie. "Rząd z PiS-em oznacza tyle, że PiS nas zaje***" - wspomina słowa lidera działacz PO, uczestnik gabinetowych narad z jesieni z 2005 roku.
"Posiadówki u Drzewka"
Jednak do 2007 roku lider PO postrzegany był nadal jako "piłkarz, trochę leniuszek, chłopak w krótkich spodenkach", polityk nie lubiący się przepracowywać, który za żelazny punkt dnia traktował popołudniową drzemkę w sejmowym gabinecie.
Majewski i Reszka piszą, że zanim PO przejęła władzę Tusk lubił brać udział w tzw. posiadówkach z przyjaciółmi. Odbywały się one w u "Drzewka" w "Sherwood", czyli w pokoju sejmowym Mirosława Drzewieckiego. "Drzewiecki, Drzewko, las, Sherwood. Mirek był najbogatszy, załatwił sobie największy pokój, miał największy telewizor. W wąskim gronie oglądało się tam mecze, piło się wino, palono cygara i opracowywano plan zdobycia władzy, czyli omawiano projekt". Donald uwielbiał te nasiadówki - wspomina jeden z posłów Platformy.
"Ale skopał to zagranie. Grzesiek, co z mundurówkami?"
Sytuacja zmieniała się, gdy Platforma wygrała wybory. Posiadówki u "Drzewka" już nie wypadały. Po wyborach nowa ekipa rządząca wypracowała sobie nowy rytuał - wieczorne oglądanie meczów piłkarskich, przy których robi się politykę, najczęściej u premiera, w kancelarii.
Wygląda to mniej więcej tak: "Wszyscy siedzą przed wielką plazmą u Tuska w kancelarii, na stole kieliszki z czerwonym winem. Wódki Donald nie pije, gdy jest okazja, wznosi toast koniaczkiem. W powietrzu unosi się dym z cygar.. (...) Oczywiście z cygarem Tusk publicznie się nie pokazuje, bo to mogłoby się kojarzyć obywatelom ze zbytkiem i wielkopańskimi manierami. Tusk, wpatruje się w ekran: "Ale skopał to zagranie. Mógł zagrać długą piłę na drugie skrzydło. Grzesiek (Schetyna, wtedy szef MSWiA, obecnie marszałek Sejmu - red.), co robimy z tymi mundurówkami?" - opisują te spotkania autorzy.
"Historia PO to historia politycznych mordów"
Ale skopał to zagranie. Mógł zagrać długą piłę na drugie skrzydło. Grzesiek (Schetyna, wtedy szef MSWiA, obecnie marszałek Sejmu - red.), co robimy z tymi mundurówkami? Tusk ogląda mecz i pracuje
"(Tusk) nie potrafi już dłużej ukrywać, że jest zawodnikiem, który nie cofnie się przed niczym. Wcześniej, gdyby ktoś powiedział, że Tusk jest politycznym mordercą, odpowiedziałbym: Stary oszalałeś. Choć przecież wszyscy wiedzieliśmy, że historia PO to historia politycznych mordów. (...) Donald może wyrzucić każdego, kto będzie mu przeszkadzał albo będzie dla niego zagrożeniem" - stwierdza jego doradca.
Jak piszą Majewski i Reszka, Schetyna poczuł się zdradzony. "Okazało się, że nasze relacje koleżeńsko-przyjacielskie są częścią wielkiej polityki" - przyznał wtedy były już minister. Jego przyjaźń z Tuskiem dobiegła końca.
Skończyła się też pewna epoka. "Dotarło do niego, że wcześniej wykańczał konkurentów, i to była polityka. Ale tym razem wykończył Scheta i Drzewkę, swoich kumpli z "Akademika" (Domu Poselskiego - red.). Zaczął odczuwać osamotnienie - mówi były współpracownik Tuska.
"Nie ma wokół niego nikogo, kto pokazałby mu lustro, krzyknął, przeklął: Donald, kur..., nie masz racji, zobacz, co się dzieje! Kiedyś w kancelarii "prano się po gębach". Dziś wszyscy zmienili się w dwór - ocenia ważna osoba z kręgu rządowego, którą cytują dziennikarze.
"Mordy" Tuska
Chodzi o strach przed wyrzuceniem za burtę? Takich przypadków było wiele. Pierwszy był Andrzej Olechowski. "Bardzo niechętnie wypowiadał się o Olechowskim. Mówił, że nie chce widzieć tego agenta. (...) Ale metoda Donalda jest taka, że on sam nie wojuje. Dał zielone światło Rokicie, żeby mordował Olechowskiego" - opisuje były polityk PO. Koniec Olechowskiego nastał w 2004 roku, kiedy Rokita beształ polityka przy pełnej sali i aprobacie Tuska.
Z czasem przyszła kolej na samego Rokitę, grającego niegdyś pierwsze skrzypce w partii, zwolennika utworzenia rządu PO-PiS. Do koalicji nie doszło, a Tusk stracił zaufanie do partyjnego kolegi. Bał się też, że w przyszłości może mu zagrażać i zaczął go marginalizować. "Zapamiętaj: w polityce nie ma przyjaciół" - odpowiedział kiedyś lider PO, gdy jeden z jego współpracowników zachęcał do przeprosin po tym, gdy obraził Rokitę.
Szef rządu skarży się: "media nas nie lubią". Prezydent: No wiesz, nas jak nas! Nie idź tak szeroko. Ale ten ostatni CBOS nie najlepszy miałeś. O rybę podali! Ryba tu jest znakomita!" Rozmowa Tuska z Komorowskim
Premier boi się utraty wpływów. Prezydent: "Oj tam, oj tam"
"Daleko od miłości" to portret Tuska bojącego się stracić realną władzę, robiącego co w jego mocy, by wpływy innych polityków PO nie powiększały się. Z tego powodu nie wystartował w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich, a do walki o fotel nakłonił politycznego singla Bronisława Komorowskiego.
"Jednemu z bliskich współpracowników wyznał: - Oni mnie chcą zamknąć w tej Juracie i nie będę miał nic do powiedzenia" - czytamy.
Jednak, gdy ówczesny marszałek Sejmu wygrał wybory i bez konsultacji na swoje stanowisko zaproponował Schetynę, Tusk poczuł się wykiwany. "Był wściekły. W poniedziałek z kancelarii premiera docierały sygnały, że premier warczy na współpracowników, robi awantury i jest w fatalnym humorze" - opowiadała dziennikarzom osoba związana z PO.
Z czasem Komorowski coraz bardziej "wybija się na niepodległość" i manifestuje swoją niezależność , co irytuje premiera. "Kiedyś tradycyjnie wtorkowe posiedzenie rządu przeciągnęło się i obrady trzeba było kontynuować w środę. - Kopacz i Rostowski w pewnym momencie powiedzieli, że będą musieli wyjść wcześniej, bo są umówieni z prezydentem. Tusk się zezłościł: "Z jakim prezydentem, przecież omawiamy tu ważne sprawy" - relacjonuje jeden z polityków Platformy.
Anegdot charakteryzujących relacje prezydent-premier w książce jest więcej. Tusk pyta Komorowskiego, dlaczego skierował do TK ustawę o odchudzeniu administracji. Prezydent: "Oj tam, oj tam! A wiecie, byłem w tym Pałacyku w Wiśle. Anka zachwycona...". Szef rządu skarży się: "media nas nie lubią". Prezydent: "No wiesz, nas jak nas! Nie idź tak daleko. Ale ten ostatni CBOS nienajlepszy miałeś. O, rybę podali! Ryba tu jest znakomita!"
Nie dziwi więc, jak piszą autorzy, że gdy zapytali osobę z otoczenia premiera, jakie ten ma stosunki z nowym prezydentem, usłyszeli: "Komorowski zwyczajnie Tuska wkurza".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, wyd. Czerwone i Czarne