Sąd odwoławczy uchylił uniewinnienie doktora Mirosława G. od dziewięciu zarzutów przyjęcia pieniędzy od pacjentów, w związku z czym proces ruszy od nowa. Sąd utrzymał w mocy skazanie lekarza za 18 innych czynów korupcyjnych i uniewinnienie od oskarżeń o mobbing.
Sąd Okręgowy w Warszawie rozpoznał apelacje prokuratora (w części dotyczącej zarzutów korupcyjnych, od których dr G. w I instancji został uniewinniony) oraz obrony, dążącej do całkowitego uniewinnienia b. ordynatora kardiochirurgii w szpitalu MSWiA w Warszawie, spektakularnie zatrzymanego przez CBA w lutym 2007 r.
Apelował także oskarżyciel posiłkowy (podwładny dr. G., oskarżający go o mobbing), ale ostatecznie wycofał swą skargę. W styczniu zeszłego roku Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa po czteroletnim procesie skazał dr. G. na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów - G. został skazany za część zarzutów korupcyjnych z łącznej liczby 42 zarzutów, jakie usłyszał. Uniewinniono go od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych i części zarzutów korupcyjnych. Sprawy oskarżonych pacjentów sąd warunkowo umorzył, a niektórych - uniewinnił.
Dziewięć zarzutów
W poniedziałek sąd ogłosił wyrok: apelację obrony oddalił, a co do apelacji prokuratury - w zasadniczej części się z nią zgodził, uchylając wyrok uniewinniający lekarza za dziewięć oskarżeń o przyjęcie pieniędzy od pacjentów lub ich rodzin. Sąd utrzymał w mocy uniewinnienie od poddawania mobbingowi podwładnych na oddziale kardiochirurgii, a także od trzech najpoważniejszych zarzutów korupcyjnych - uzależniania od łapówki przyjęcia pacjenta na oddział lub podjęcia się operacji. W poniedziałek sąd podkreślił, że w aktach sprawy nie ma dowodu na to, iż doktor G. oczekiwał łapówki w zamian za jakąkolwiek czynność medyczną. Prawomocne jest skazanie na karę roku więzienia w zawieszeniu za 18 zarzutów przyjęcia łapówki od pacjentów wykazujących swą "wdzięczność".
Wdzięczność czy korupcja?
Wiele miejsca w ustnym uzasadnieniu wyroku sąd poświęcił kwestii granicy między korupcją a wdzięcznością pacjentów wobec lekarzy lub przedstawicieli innych grup zawodowych.
Sędzia Wanda Jankowska-Bebeszko przypomniała, że w wyroku I instancji sędzia Igor Tuleya wskazał, gdzie ta granica przebiega: wykluczone jest wręczanie pieniędzy, a także wartościowych przedmiotów, niedopuszczalne jest też dawanie prezentów przed spodziewaną czynnością lekarza. Sąd odwoławczy uznał, że to prawidłowe ustalenie. - Przyjmowanie pieniędzy nigdy nie mieści się w granicach zwyczaju, bo nie ma charakteru symbolicznego - nawet jeśli kwota jest niewielka, a wręczający traktuje ją jako prezent. Upominek może być tylko drobny: kwiaty, słodycze, alkohole, gadżety - wskazała sędzia Jankowska-Bebeszko.
Sąd w poniedziałek zgodził się tylko z niektórymi zarzutami, jakie w wyroku I instancji sędzia Tuleya skierował pod adresem organów ścigania. - Niewątpliwie należy negatywnie ocenić postawę przedstawicieli najwyższych organów państwa, którzy przed wyrokiem przesądzali o winie oskarżonego i doprowadzili do rozpowszechnienia materiałów z postępowania - uznali sędziowie. Uwzględniając apelację prokuratury, sędziowie uznali, że w wyroku I instancji sędzia Tuleya stosował niejednolite kryteria oceny dowodów - ważniejsze bagatelizował, a mniej ważnym przydawał większe znaczenie - co mogło doprowadzić do błędnej oceny dowodów - i stąd uniewinnienie za część zarzutów i skazanie w innej części. Odsyłając do ponownego rozpoznania sprawę kopert wręczanych dr. G. w jego gabinecie (wręczający twierdzili, że w kopertach były listy polecające lub dokumenty medyczne) sąd wskazał, że jeśli ktoś idzie do lekarza, to zazwyczaj wyniki badań pokazuje na początku wizyty, a nie zostawia ich na odchodnym. - Sąd nie przesądza, czy doszło do wręczenia korzyści majątkowej. Sąd wskazuje tylko, że sąd I instancji nie uzasadnił swego stanowiska i orzeczenie uniewinniające jest przedwczesne - mówiła sędzia Jankowska-Bebeszko.
Działania służb - zgodne z prawem
Odnosząc się krytykowanych przez Tuleyę zatrzymań i nocnych przesłuchań pacjentów kardiochirurga sędziowie wskazali w poniedziałek, że zatrzymania te "były bez wątpienia legalne, bo miały oparcie w przepisach procedury" - podobnie jak legalna była zainstalowana w lekarskim gabinecie kamera, która dostarczyła materiału dowodowego. Sędziowie wskazali, że nie należy odwracać uwagi od istoty procesu - czyli tego, czy doszło do korupcji. Tę część wyroku, w której sąd skazał za wręczanie i przyjmowanie korzyści majątkowych, sąd odwoławczy uznaje za prawidłową - ustalono to na podstawie nagrań i zeznania wręczających. Sędzia Jankowska-Bebeszko podkreśliła, że zatrzymani pacjenci nie złożyli zażaleń na ich zatrzymanie, a nocne przesłuchania dotyczą jedynie sześciu osób z tej sprawy. - Samo przeprowadzenie przesłuchania wieczorem lub nocą nie przesądza o tym, że przesłuchujący chce w ten sposób zamanifestować siłę lub przewagę. Przesłuchania nie były zresztą długie, trwały po kilkadziesiąt minut - dodał sąd, podkreślając, że przesłuchiwani wyrażali zgodę na przesłuchiwanie w tak późnych godzinach - a to znaczy, że byli informowani, iż mogą odmówić. - Mieli wybór, nie można mówić, że to była dla nich sytuacja bez wyjścia - mówiła sędzia Jankowska-Bebeszko. Proces doktora G. i 20 jego pacjentów był efektem jednej z pierwszych akcji nowo utworzonego wówczas Centralnego Biura Antykorupcyjnego; odbił się szerokim echem wśród opinii publicznej. Sędzia Igor Tuleya mówił nawet, że działania CBA w tej sprawie rodzą skojarzenia z metodami stalinowskimi.
Autor: AP//kdj/kwoj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24