Pabianicki sąd uchylił areszt wobec oskarżonego o wręczanie łapówek Marka Dochnala, po tym jak jego żona wpłaciła 300 tys. zł kaucji. Lobbysta nie wyjdzie jednak z więzienia, bo areszt podtrzymuje sąd katowicki.
Marek Dochnal jest aresztowany do końca stycznia przyszłego roku w związku ze sprawami prowadzonymi przez katowicką prokuraturę. Formalnie areszt w sprawie pabianickiej został uchylony i gdyby Dochnal nie był aresztowany przez katowicki sąd, mógłby wyjść na wolność.
Przed sądem w Pabianicach rozpatrywany jest tylko jeden z wątków katowickiego śledztwa. Jednak prokuratura w Katowicach wciąż prowadzi śledztwa m.in. w sprawie darczyńców Fundacji "Porozumienie bez Barier" Jolanty Kwaśniewskiej oraz ułaskawienia w 1999 r. przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Petera Vogla, skazanego za zabójstwo kobiety.
Dochnal w areszcie przebywa od ponad trzech lat. W październiku katowicki sąd rejonowy zdecydował, że będzie mógł wyjść na wolność po wpłaceniu 500 tys. zł poręczenia majątkowego. Jednak po zażaleniu prokuratury, sąd okręgowy zmienił to postanowienie i przedłużył areszt do 31 stycznia 2008 r.
Proces przed pabianickim sądem, w którym obok Dochnala na ławie oskarżonych zasiada jego asystent oraz były poseł SLD Andrzej Pęczak, ma się rozpocząć 29 listopada. Był on już dwukrotnie odraczany m.in. z powodu nieobecności Pęczaka, który przeszedł operację w jednym z łódzkich szpitali.
Prokuratura zarzuciła Pęczakowi, że jako poseł i jednocześnie szef sejmowej komisji kontroli państwowej, miał - od lutego do sierpnia 2004 r. - przyjmować łapówki od Dochnala i jego asystenta. Według śledczych, chodzi w sumie o ponad 820 tys. zł.
Zdaniem prokuratury, łapówki miały być przekazywane za informacje dotyczące prywatyzacji niektórych polskich przedsiębiorstw. Chodziło o sprzedaż akcji Polskich Hut Stali koncernowi LNM Holdings oraz prywatyzację Grupy G-8 (skupiającej osiem spółek dystrybucji energii elektrycznej) i Huty Częstochowa. W styczniu tego roku Pęczak i asystent Dochnala wyszli z aresztu po wpłaceniu kaucji - 400 i 300 tys. zł.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24