Członkowie załogi jachtu "Rzeszowiak", który przewrócił się na Morzu Norweskim, są w mieście Torshavn na Wyspach Owczych. Podczas rejsu zginął sternik statku, uderzony przez złamany maszt. Kapitan jachtu, Jan Malczewski przedstawił szczegóły tragicznej żeglugi. Wypadek komentował też w TVN24 żeglarz Krzysztof Baranowski.
- Dopadła nas końcówka sztormu tropikalnego, właściwie huragan. Jedenastka, (w skali Beauforta - red.) przy regularnych falach czternastometrowych, przyszła jedna większa, nad ranem - relacjonował kapitan. Jak dodał, wtedy właśnie za sterem był jego zastępca.
W tym czasie jacht został odwrócony, złamał się maszt i uderzył sternika w głowę. Podjęta akcja reanimacyjna się nie udała. Mężczyzna zmarł.
- Właściwie to po pięciu, sześciu godzinach otrzymaliśmy dopiero asystę - mówił Malczewski, Jak dodał, helikopter ratunkowy nie mógł podejść bliżej do statku.
Załogę udało się po kilku godzinach ściągnąć ze statku.
- Jesteśmy w hotelu, władze miasta Torshavn nas przyjęły. Znana tradycja krajów typowo morskich, że w takim wypadku zawsze udzielają gościnności - przekazał kapitan. Zapewnił również, że załoga otrzymała wszelką potrzebną pomoc.
"Nie dopatrywałbym się błędu"
- Tutaj wszystko było w porządku, ten niż się gwałtownie pogłębił. Nie dopatrywałbym się jakiegoś błędu - komentował wypadek na Wyspach Owczych kpt. Krzysztof Baranowski.
Jak zauważył, jachty są generalnie bezpieczne. - Jacht jest tak skonstruowany, że nawet jeśli on się przewróci, to balast go ustawi masztem do góry - mówił. Według niego, należałoby jednak zadać pytanie, dlaczego maszt "Rzeszowiaka" się złamał. - Maszty nie powinny się łamać same z siebie - dodał Baranowski.
- Czasem okazuje się, że jakaś fala poradzi sobie z jachtem i go skotłuje - podsumował kapitan.
Autor: AB\mtom\k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24