Do tej pory Polacy nie korzystali z dobrodziejstwa, jakim jest szczepionka. W zeszłym roku 100 tysięcy dawek zostało zmarnowanych, w związku z tym nie jesteśmy atrakcyjnym rynkiem dla producentów - stwierdził w Radiu Zet główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas. - Tutaj jesteśmy w jakiejś mierze sami sobie winni - tak tłumaczył sygnalizowane braki tych preparatów na rynku.
Na początku września do aptek trafiła pierwsza dostawa szczepionek przeciwko grypie. Jednak w związku z tym, że zainteresowanie nimi w czasie pandemii COVID-19 okazało się zwiększone, zapasy szybko zostały wyprzedane. W rozmowie z TVN24 potwierdzali to przedstawiciele największych sieci aptek w Polsce.
Resort zdrowia zapowiadał, że w tym sezonie powinno być dostępnych na rynku ponad 2,5 miliona dawek szczepionek przeciw grypie. W zeszłym roku zaszczepiło się ponad 1,5 miliona Polaków.
"Do tej pory Polacy nie korzystali z dobrodziejstwa, jakim jest dostępna szczepionka"
Do sprawy szczepionek przeciwko grypie odniósł się w niedzielę w Radiu Zet główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas.
Na zarzut, że rząd nie zamówił wystarczającej liczby dawek, Pinkas przekonywał, że resort zdrowia w tym roku zapewnił je dla osób z grupy ryzyka, na przykład starszych i z chorobami przewlekłymi. Mówił, że prowadzone są rozmowy z firmami, by zapewnić jeszcze więcej szczepionek. Przekazał, że będą one sukcesywnie do Polski dostarczane i podkreślił, że szczepić się warto do końca stycznia. Według niego poprzednie lata pokazały, że liczba Polaków, którzy szczepili się, była niewielka, dlatego trudniej jest w tej chwili zamawiać większą pulę szczepionek, bo to rynek komercyjny i producenci wybierają kraje, gdzie popyt jest większy.
- Do tej pory Polacy nie korzystali z dobrodziejstwa, jakim jest dostępna szczepionka. W zeszłym roku 100 tysięcy dawek zostało zmarnowanych, w związku z tym nie jesteśmy atrakcyjnym rynkiem dla firm produkujących szczepionki - stwierdził.
- Bo jeżeli Brytyjczycy w zeszłym roku zaszczepili się w 60 procentach - a jest to jeszcze większy naród - to znaczy, że oni są atrakcyjnym klientem dla firm szczepionkowych - tłumaczył. Dodał, że te firmy nie są "instytucjami charytatywnymi".
- Tutaj jesteśmy w jakiejś mierze sami sobie winni - stwierdził. Zapewnił, że GIS robi wiele, by podnosić zaufanie do szczepionek. - W tej chwili jest tak, że uwierzyliśmy w patogeny i ludzie myślą sobie tak: "jednak coś jest na rzeczy, zaszczepię się". Zaczęliśmy o tym dużo mówić - powiedział.
Pinkas o koronawirusie: to jest transmisja rozproszona, powodem rozprzestrzeniania się są spotkania towarzyskie
Odnosząc się do sytuacji związanej z koronawirusem, GIS mówił, że jest to "transmisja rozproszona", która wynika obecnie bardziej z tego, że ludzie zaczęli się spotykać w towarzystwie. Wyraził nadzieję, że szkoły nie powrócą do zdalnego nauczania, bo "dyrekcje szkół, rodzice oraz uczniowie zdają ten egzamin znakomicie".
- Oczywiście, że mamy zakażenia w szkołach. Spodziewaliśmy się tego, ale to nie jest główny powód transmisji rozproszonej - przyznał. Wskazywał, że powodem rozprzestrzeniania wirusa są zgromadzenia: spotkania rodzinne, towarzyskie. Z drugiej strony wesela zaczęły odgrywać mniejszą rolę w tym niż do tej pory - powiedział.
- Tych ognisk weselnych jest mniej, ale robimy zakupy, chodzimy do sklepu i często zapominamy o tej maseczce, nawet mając dobre intencje. To jest transport publiczny, choć tutaj nie ma dużej liczby zakażeń. Ale jak to się wszystko zaczyna kumulować, ten powrót do normalności, to nasze socjalizowanie się, to jest właśnie przyczyna rozprzestrzeniania się wirusa. Dokładnie tak samo jest w całej Europie - powiedział.
"Maseczka nie jest niczym przyjemnym, ale koniecznym"
Pinkas podkreślił znaczenie maseczki jako "narzędzia", które skutecznie chroni przed rozprzestrzenianiem się wirusa. Jak mówił, powinno się jej używać w przestrzeniach zamkniętych i wtedy, gdy jest faktycznie potrzebna, bo "ciągłe jej noszenie będzie nas jednak demobilizowało". - Maseczka nie jest niczym przyjemnym, ale koniecznym - zaznaczył.
Zanim w Polsce potwierdzono pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem, Jarosław Pinkas wypowiadał się o maseczkach w sposób, który wielu uznało za kontrowersyjny. 27 lutego w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" przekonywał, że media zbyt wiele miejsca poświęcają sytuacji we Włoszech, wywołując panikę w naszym kraju. - Zaraz będą programy telewizyjne o tym, jak zrobić maseczkę. Jeśli to ma nas uspokoić, to nauczmy się sami robić maseczki. Można też przeciąć biustonosz na pół - mówił. Zapytany między innymi o te słowa w lipcu w programie "Jeden na jeden", podtrzymał je. - Widzę całą masę designerów, którzy robią wspaniałe maseczki, być może dzięki mojej inspiracji - powiedział.
"Chodzi bardziej o odpowiedzialność społeczną i świadomość zagrożenia"
Podczas niedzielnej rozmowy w Radiu Zet na uwagę, że prawo jest tak skonstruowane, iż sądy podważają kary nakładane na przykład za brak maseczki, Pinkas ocenił, że tak naprawdę restrykcje nie muszą być zapisane w prawie, a egzekwowanie zasad nie musi odbywać się w sposób opresyjny. - Chodzi bardziej o odpowiedzialność społeczną i świadomość zagrożenia, noszenie maseczek i zachowywanie dystansu, "byśmy nie siedzieli sobie na plecach - mówił.
- Przede wszystkim edukacja, edukacja, edukacja i przypominanie o tym, że jesteśmy w okresie pandemii. Na razie używamy argumentów: "ale przecież nikt z naszej rodziny nie umarł". To porozmawiajcie z lekarzami, którzy muszą wypisać akt zgonu. Albo "ja nie znam nikogo, kto by chorował ciężko" No a ja znam. (Te osoby) powinny w tej chwili występować w mediach i opowiadać, że to jest groźne oraz o tym, co to znaczy mieć poczucie duszności i poczucie śmierci w momencie, gdy nie może się złapać oddechu - tłumaczył GIS.
"Mamy ogromny nadmiar" respiratorów
Pinkas zapewnił, że nie brakuje respiratorów. - Mamy ogromny nadmiar. I ten przyrost ludzi na respiratorach nie jest taki duży - powiedział.
Pytany o zapowiadane w strefach czerwonej i żółtej nowe obostrzenia, które ma przedstawić minister zdrowia w przyszłym tygodniu, stwierdził, że sytuacja jest na bieżąco analizowana na poszczególnych obszarach kraju. - Analizujemy przebieg choroby, ile osób wymaga medykalizowania, no i czy zapadalność w danym terenie jest istotnie większa - powiedział.
Źródło: TVN24, Radio Zet, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24