"W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie" wymówić obcokrajowcom trudno. Na szczęście dla zagranicznych kibiców nie muszą posługiwać się takimi zwrotami, a tymi znacznie prostszymi, jak na przykład "jenkuję", czy "dła dosie piła prosie". Jak się okazuje, absolutnie niezbędne do życia kibica zwroty w języku polskim zbyt trudne do opanowania nie są.
Komunikacja obcokrajowców przyjeżdżających oglądać mecze, zamyka się w sferach związanych z potrzebami podstawowymi, czyli jak zamówić piwo i jak zamówić coś do jedzenia. Do tego dochodzą ewentualne próby zawładnięcia uczuciami pięknych Polek, no i to, co każdy kibic-dżentelmen umieć musi, czyli jak powiedzieć "jenkuje" lub "cinkuju"
Istotna jest też internacjonalistyczna przyjaźń pomiędzy kibicami, która skłania obcokrajowców do nauki przyśpiewek sławiących państwo gospodarzy. Śpiewanie "Polska, biało czerwoni!" nie jest obce tak Hiszpanom, jak i Czechom. Jednym wychodzi lepiej, innym gorzej, ale w tym przypadku liczy się zapał.
Teoretycznie najbardziej po drodze Polakom z Czechami, jednak należy uważać, bowiem nasze języki na swoim styku kryją masę pułapek. Na przykład polski "zachód", dla Czecha kierunkiem świata nie jest, ale raczej miejscem, gdzie udaje się po pięciu piwach.
Niezależnie od akcentów, składni i wymowy, liczy się entuzjazm. Polszczyzna obcokrajowców może czasem wzbudzić uśmieszek pobłażania, ale istotne jest to, jak kibice zapamiętają zabawę przy próbach jej nauki i stosowania. Polska będzie wtedy nie krajem z tym dziwnym językiem pełnym "ch" i "sz", ale krajem w którym można miło spędzić czas i wrócić po EURO.
Autor: mk//bgr / Źródło: Fakty TVN