W niedzielę w TVN24 odbyła się "Debata Faktów" o polskim szkolnictwie. Zaproszeni goście zastanawiali się, jaka jest obecna sytuacja nauczycieli, rozmawiali o przeprowadzonej reformie oświaty i jej skutkach oraz o tym, jaką wiedzę zdobywają, a jaką powinni zdobywać, polscy uczniowie. - Żyjemy w dobie czwartej rewolucji przemysłowej, czyli gospodarce opartej na wiedzy. Nie będziemy się rozwijali jako kraj, jeżeli nie będziemy mieli nowoczesnego modelu edukacji - zwracała uwagę jedna z uczestniczek dyskusji.
Tematem pierwszej części programu był nauczyciel. Kto uczy w polskiej szkole, ile pracuje, ile zarabia, kim jest? - zastanawiali się uczestnicy dyskusji.
Gośćmi prowadzącego "Debatę Faktów" Grzegorza Kajdanowicza byli: Jarosław Szulski (pisarz, nauczyciel i wychowawca w Gimnazjum i Liceum imienia Tadeusza Reytana w Warszawie), Dariusz Martynowicz (nauczyciel języka polskiego i wiedzy o kulturze w V Liceum Ogólnokształcącym imienia Augusta Witkowskiego w Krakowie), profesor Jakub Brdulak (Uniwersytet SWPS i SGH, specjalista w zarządzaniu jakością w szkolnictwie wyższym) oraz Wojciech Starzyński (prezes fundacji "Rodzice Szkole", członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP).
W dyskusji na temat kondycji polskiej oświaty wzięli udział również widzowie zgromadzeni w studiu, w tym między innymi uczniowie gimnazjów i liceów.
"Mamy do czynienia z lekceważeniem nauczycieli"
- W jakimś wymiarze mamy do czynienia z lekceważeniem nauczycieli. To jest widoczne właśnie w płacy. Te pensje są uwłaczające godności wykonywanego zawodu - ocenił Dariusz Martynowicz. Jego zdaniem, "jeżeli nauczyciel, który zaczyna pracę, zarabia 1800 złotych na rękę, to w tym państwie coś nie gra".
- Ja zarabiam niecałe trzy tysiące złotych. Jestem nauczycielem dyplomowanym, z 12-letnim stażem. Właściwie osiągnąłem szczyt swojego zarobkowania - przyznał Martynowicz.
- Warto porozmawiać o tym, jak realnie wyglądają te pensje. Mówi się o jakichś 19 dodatkach dla nauczycieli, a de facto przeciętny polski nauczyciel oprócz pensji zasadniczej ma dwa dodatki: stażowy i motywacyjny - zwrócił uwagę naucyciel. - Mówienie o 19 dodatkach w wypadku pensji nauczyciela jest po prostu przekłamaniem - podkreślił.
"Od tego marnie wynagradzanego nauczyciela zależy 99 procent tego, co się dzieje w szkole i w klasie"
Następnie głos zabrał Jarosław Szulski, pisarz, nauczyciel i wychowawca.
- Gdybym pracował na etacie w tej chwili w mojej szkole przy tym stopniu awansu, który posiadam, zarabiałbym niecałe dwa tysiące złotych. To jest powód, dla którego jestem w szkole w coraz mniejszym zakresie - przyznał.
Zaznaczył przy tym, że "nauczyciel to osoba, która nie tylko prowadzi lekcje". - Nauczyciel stał się dla uczniów, dla rodziców towarzyszem. Towarzyszy w bardzo ważnych chwilach życia. Bardzo często jest powiernikiem - wskazywał Szulski.
- Jest tak, że od tego marnie wynagradzanego nauczyciela zależy 99 procent tego, co się dzieje w szkole i w klasie. Powinniśmy zadać sobie pytanie, czego oczekujemy od nauczycieli. Prawdopodobnie każdy z nas ma oczekiwania wysokie. (...) Ale skąd pomysł, że to się da uzyskać bezpłatnie? - pytał.
"Nauczyciele oczekują rozwiązań systemowych"
Z kolei profesor Jakub Brdulak z uniwersytetu SWPS i Szkoły Głównej Handlowej zauważył, że "kwestie pieniędzy są istotne, ale w tej debacie medialnej, która się toczy, cały czas są powtarzane, a strajk nie do końca dotyczy tylko pieniędzy". Wskazywał, że "nauczyciele oczekują rozwiązań systemowych".
- Jeśli jest wysyłany sygnał poprzez pensję, (...) jeżeli system mówi, że praca nauczycieli ma wartość na tym poziomie, to coś jest nie tak. System należy zmieniać - wskazywał Brdulak.
- Chciałbym, żebyśmy zaczęli patrzeć dookoła siebie i zaczęli czerpać z wzorców i przenosić dobre praktyki z innych krajów - dodał.
Pytany, ile powinni zarabiać nauczyciele, odparł, że "to powinna być taka kwota, która by zapewniała, że nie ma negatywnej selekcji i do zawodu trafiają te osoby, które po prostu chcą tam pracować, rozwijać się, doskonalić". - W ostatecznym rozrachunku ta negatywna selekcja przenosi się na uczniów. Sfrustrowane, przepracowane dzieci, w sumie nie widzące sensu w edukacji - mówił profesor.
Podkreślił, że "pieniądze są absolutnie kluczowe i to pierwszy krok, który powinien mieć miejsce".
"Trzeba wreszcie usiąść do stołu i zacząć rozmawiać"
Wojciech Starzyński, prezes fundacji "Rodzice Szkole", członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, zwrócił uwagę, że "wydarzyła się jeszcze przed strajkiem rzecz bardzo korzystna".
- Po raz pierwszy całe społeczeństwo i wszystkie ugrupowania polityczne powiedziały jednoznacznie: nauczyciele zarabiają za mało, o nauczycieli trzeba zadbać, by zarabiali więcej i nauczyciele to jest elita polskiego społeczeństwo, od której zależy przyszłość. To jest wielka wartość, która miała miejsce - podkreślił.
Odnosząc się do trwającego strajku, wyraził obawę, że "to, co dzieje się teraz w systemie oświaty, czyli próba zablokowania egzaminów gimnazjalnych, ósmoklasisty, matur, powoduje, że sympatie i poparcie szerokich kręgów społeczeństwa odwracają się od nauczycieli i za chwilę ten strajk uderzy przede wszystkim w nauczycieli".
- Trzeba wreszcie usiąść do stołu i zacząć rozmawiać - stwierdził Starzyński.
"Reforma została przeprowadzona bardzo źle"
W drugim części "Debaty Faktów" goście rozmawiali o reformie edukacji.
Dariusz Martynowicz przyznał, że "na początku był fanem tej reformy". - Natomiast sposób i forma przeprowadzenia tej reformy mną wstrząsnęły - powiedział.
W jego ocenie "ta reforma została przeprowadzona bardzo źle". - Pani minister edukacji narodowej chciałaby, żeby szkoła przypominała republikę bananową, którą zarządza się jej uśmiechem. Niestety, tak nie jest i ten uśmiech nie wystarczy, żeby przykryć to, co stało się w polskiej szkole. Pewnych rzeczy, które zostały zrobione, obronić się nie da - stwierdził nauczyciel.
Wskazywał, że reforma "bazowała na pozornych konsultacjach społecznych, pozornych konsultacjach z nauczycielami". - Te konsultacje nie były przeprowadzane właściwie, to było wszystko robione na kolanie - ocenił.
"Powinniśmy wymóc na politykach jakieś odważne, odpowiedzialne decyzje"
Jarosław Szulski powiedział, że "powinniśmy wymóc na politykach jakieś odważne, odpowiedzialne decyzje, polegające na tym, że jeżeli mamy okres wzrostu i rozdaje się pieniądze ludziom, to wiadomo, że wszystkie grupy po kolei będą żądać udziału w tych korzyściach".
- Nauczyciele na pewno nie są ostatni. Ktoś z polityków musi być odważny, żeby powiedzieć, że dla rozwoju cywilizacyjnego naszego państwa, narodu i społeczeństwa jakieś rzeczy są ważniejsze. Być może powinna być to edukacja - wskazał pisarz i nauczyciel.
- To powinna być odważna decyzja, którą trzeba ludziom wytłumaczyć ponad podziałami. Ale to muszą robić politycy, których opinie nie są poparte tylko tym, jakie są obecne sondaże. A tak trochę to wygląda dzisiaj - ocenił Szulski.
"Nikt nie zrobił rzetelnych badań skutków tej reformy"
Profesor Jakub Brdulak podkreślił, że "stanowienie prawa to jest odpowiedzialność".
Jak wskazywał, "prawa nie stanowi się ten w sposób, że wprowadza się coś i się patrzy, czy nam ten granat wybuchł w ręku, czy nie".
- Trudno mi powiedzieć, czy ta reforma jest dobra, czy zła, bo właściwie nikt nie zrobił rzetelnych badań skutków tej reformy - zastrzegł.
"Nie da się dzisiaj zmierzyć i przewidzieć" efektów reformy
Wojciech Starzyński zgodził się, że "ta reforma ma wiele mankamentów". - Ale nie ma co w tej chwili dyskutować i krytykować, bo ta reforma jest nieodwracalna. Trzeba się zastanowić, jak doskonalić - powiedział.
- Jeżeli chodzi o podstawy programowe, to one wymagają znacznej zmiany, korekty. Zrobiono to może bez żadnej refleksji. Zwracam jednocześnie uwagę, że bardzo sprawnie (...) zorganizowano całą sieć szkół podstawowych, likwidując gimnazja. Na wysokości zadania stanęły wszystkie samorządy terytorialne niezależnie od opcji politycznych tych samorządów - podkreślił prezes fundacji "Rodzice Szkole"
Zaznaczył jednocześnie, że "nie da się dzisiaj zmierzyć i przewidzieć", jakie będą efekty reformy.
System "zupełnie niedostosowany do młodego człowieka"
Tematem trzeciej części był uczeń. Goście dyskusji odpowiadali na pytania: Kogo kształci polska szkoła? Czego uczy, czego powinna uczyć, jakie postawy kształtuje, jakie powinna?
Dariusz Martynowicz odnosząc się do nowej podstawy programowej, powiedział, że "jest przerażony tym, z czym będziemy mieli do czynienia" w nauczaniu języka polskiego.
- To będzie walka o każdy dzień, z pośpiechem, tekst literacki za tekstem. Zupełnie nie przystający do rzeczywistości młodego człowieka, który chciałby przeczytać coś współczesnego, który widzi, że może jest jakaś literatura po Herbercie, że może wydarzyło się coś w polskiej kulturze przez 20 lat, a może są jakieś książki zagraniczne warte przeczytania? - wymieniał nauczyciel.
Jego zdaniem "to jest system, który bazuje na tekstocentryzmie, który jest zupełnie niedostosowany do młodego człowieka, który potrzebuje przede wszystkim wolności, kreatywności, twórczości i uczenia w sposób nowoczesny".
"Mniej nauczania i mówienia czego mamy nauczać, a więcej uczenia jak się uczyć"
Jarosław Szulski wskazywał, że "zawód nauczyciela dalej jest zawodem dosyć wolnym". - Tak naprawdę ja podejmuję odpowiedzialność, mając do czynienia z konkretnymi osobami, funkcjonujących w konkretnym środowisku, o konkretnych potrzebach. Ja muszę decydować i wziąć odpowiedzialność za to, czego będę uczył. To ja mam podstawy programowe, a nie one mają mnie - wyjaśniał.
- Ja biorę odpowiedzialność za to, co robię na lekcjach, jednocześnie biorąc odpowiedzialność za to, że są pewne egzaminy, które nie są celem naszego pobytu w szkole, ale naturalną konsekwencją, która przychodzi po pewnym etapie edukacyjnym - dodał.
Podkreślił, że w polskiej szkole powinno być "mniej nauczania i mówienia czego mamy nauczać, a więcej uczenia, jak się uczyć w tym świecie, jak korzystać ze wszystkich narzędzi".
"Każdego z nas co innego uruchamia do procesu uczenia"
Profesor Jakub Brdulak zauważył, że "wiedzę, dane, informacje, każdy ma w kieszeni, w smartfonie".
- Uczenie to jest pewna podróż. Jak mówią naukowcy brytyjscy, ta podróż to są cztery etapy: teoria, podanie danych; pragmatyka, bo musimy sobie odpowiedzieć na pytanie po co to wszystko; doświadczenie, czyli to, abyśmy sprawdzili jak to działa; i czas na refleksję - wyliczał ekspert.
Wskazywał, że "kłopot z cyklem uczenia jest taki, że każdy z nas jest inny i każdego z nas co innego uruchamia do procesu uczenia".
- Przyglądając się polskiej szkole, zastanawiam się, czy jest przestrzeń dla nas, dla dzieci, dla nauczycieli. My tak to wszystko oddzielamy. Tu uczeń, tu nauczyciel, tu edukacja, tu gospodarka, tu ministerstwo. Ale tak naprawdę to jest jedna wielka zbiorowość, społeczeństwo i te wszystkie puzzle powinny działać na jego rzecz - podkreślił Brdulak.
"Celem szkoły jest przekazać młodzieży pewien kod kulturowy"
Jak zaznaczał z kolei Wojciech Starzyński, "oprócz tego, że chcemy nauczyć młodzież jak się uczyć, to celem szkoły jest przekazać młodzieży pewien kod kulturowy: historię swojego narodu, społeczeństwa, państwa na przestrzeni lat".
- Warto się zastanowić jak to zrobić, żeby ten kod był przekazywany, ale żeby nie przesadzić i żeby nie zanudzić młodzieży - wskazywał.
Do tych słów odniósł się Michał Lisowski z publiczności zgromadzonej w studiu.
- Brytyjski, niemiecki, francuski uczeń ma mniej wiadomości teoretycznych - podkreślił. - Jednocześnie kraje te wykształciły kulturę szkolnictwa wyższego, która ceni zupełnie inne wartości, jak krytyczne myślenie, samodzielność, wykorzystywanie wiedzy teoretycznej w praktyce. Te uczelnie, należące do najlepszych na świecie, przyjmują ludzi z różnych kodów kulturowych. Powinniśmy czerpać od nich inspirację - zaapelował.
"Nie będziemy się rozwijali jako kraj, jeżeli nie będziemy mieli nowoczesnego modelu edukacji
Na koniec debaty głos zabrała Małgorzata Okońska-Zaremba, dyrektor departamentu do spraw komunikacji konfederacji Lewiatan przedstawia perspektywę pracodawców.
Jak stwierdziła, oczekują oni od systemu edukacji przede wszystkim, aby "uczył uczyć się".
- Żyjemy w dobie czwartej rewolucji przemysłowej, czyli gospodarce opartej na wiedzy - zwróciła uwagę. - Nie wyobrażamy sobie, aby w dalszym ciągu podstawy programowe w Polsce w takich ilościach przekazywały wam wiedzę do tak zwanego zakuwania. To nie o to chodzi w tym wszystkim - przekonywała.
Zdaniem Okońskiej-Zaremby "nie będziemy się rozwijali jako kraj, jeżeli nie będziemy mieli nowoczesnego modelu edukacji, na miarę XXI wieku".
Autor: ads,momo//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24