Pani Teresa ma astmę, cukrzycę, reumatyzm i problemy z kręgosłupem. Wnukami opiekuje się od 6 rano do 20 wieczorem. Również w soboty, niedziele i święta. Już trzy razy zrezygnowała z wyjazdu do sanatorium. "Bo nie miałby kto zająć się dziećmi". Gdy dzwonię do pani Basi, właśnie odbiera pakiet startowy na 44. Maraton Warszawski. Basia nie tylko biega, ale też występuje w kabarecie i w filmach. Mówi o sobie, że "jest dziewczyną z teledysku Maty". I podkreśla, że "ona jeszcze nie ma zamiaru pakować się do trumny".
POLSKA SIĘ STARZEJE. ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY TEGO WYDANIA MAGAZYNU TVN24 >>>
Panią Teresę i panią Basię łączy jedno - obie są babciami. Jednak owe babciowanie postrzegają zupełnie inaczej. Jedna poświęca wnukom kilkanaście godzin dziennie, całkowicie nieodpłatnie. Druga postawiła pewne warunki, także finansowe. "Bo czas kosztuje".
Ale tego, że czas seniorów kosztuje i że opieka nad małym dzieckiem to momentami ciężka harówka, niektórzy rodzice zdają się nie zauważać.
- Jeśli dziadkowie nie pracują, to zająć się wnukiem rok czy dwa to nie jest żaden wyczyn. I powinni to robić z uśmiechem na twarzy - pisze jedna z mam na zadane przeze mnie pytanie na internetowym forum dla młodych matek.
Ale są i takie mamy, które otwarcie przyznają, że wypłacają babciom pensję za opiekę nad wnukami. I nie wyobrażają sobie inaczej. - Powiedziałam teściowej, że jeśli się nie zgodzi na przyjęcie wynagrodzenia, to nie pozostanie nam nic innego, jak oddanie małego do żłobka lub zatrudnienie kogoś obcego do opieki. A to już się teściowej nie podobało, bo szkoda jej wnusia - mówi mi Natalia, mama osiemnastomiesięcznego chłopca.
Z tymi żłobkami i opiekunkami to znowu też nie taka prosta sprawa. W ogóle sprawa nie jest prosta. A ile rodzin, tyle różnych sytuacji życiowych, rozwiązań i pomysłów na to, jak kwestię babcinej opieki nad dziećmi rozwiązać.
Opieka nad wnukiem ma płeć
Nie istnieją dane, które pozwalałyby stwierdzić, ile babć i dziadków sprawuje w Polsce faktyczną opiekę nad swoimi wnukami. Ale warto odwołać się do badań zagranicznych. W 2018 roku Giorgio Brunello i Lorenzo Rocco ankietowali 13 000 babć i dziadków z dwunastu europejskich krajów. Wyniki badań wykazały, że 60 proc. respondentów angażuje się w opiekę nad swoimi wnukami, z czego 30 proc. z nich poświęca temu co najmniej 30 godzin miesięcznie. Co ciekawe i co w dużej mierze wynika z uwarunkowań kulturowych, ale także z systemów opieki społecznej w poszczególnych państwach europejskich - częściej wnukami zajmowali się mieszkańcy południowych krajów aniżeli północnych.
Wyniki ankiety wskazały na jeszcze jeden istotny aspekt - opieka nad wnukami jest silnie upłciowiona i sprawują ją głównie kobiety. - Również brytyjskie badania z 2020 roku (Demographic Research) pokazują, że mimo iż babcie i dziadkowie pozostający w związku (niekoniecznie małżeńskim) deklarują podobne zaangażowanie w opiekę nad wnukami, to ostatecznie starsze kobiety podejmują więcej prac opiekuńczych (gotowanie, opieka w chorobie dziecka, pomoc w odrabianiu lekcji czy odprowadzanie i odbieranie z przedszkola czy szkoły) i robią to częściej niż ich życiowi partnerzy. Niemniej jednak taki sam poziom zaangażowania był odnotowywany w przypadku czynności związanych z relaksem i czasem wolnym wnucząt - mówi doktor Magdalena Rosochacka-Gmitrzak - socjolożka starzenia się i gerontolożka społeczna z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, a także członkini zarządu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę", które zajmuje się aktywizowaniem osób starszych i prowadzi działania na rzecz poprawy jakości ich życia.
- Tendencja ta jest uwarunkowana społecznymi oczekiwaniami wobec starszych kobiet, które są postrzegane jako bardziej "odpowiednie" niż mężczyźni w kontekście pracy opiekuńczej - dodaje Magdalena Rosochacka-Gmitrzak.
Babcia na dwa etaty
Pani Teresa ma 57 lat. Na co dzień zajmuje się dwójką małych dzieci: dziewiętnastomiesięczną wnuczką i czteroletnim wnukiem. - Jest ciężko. To dla mnie męczące. Zwłaszcza że mam dość duże problemy zdrowotne - przyznaje.
Pani Teresa ma astmę, cukrzycę i reumatyzm. Choruje na niedoczynność tarczycy, która skutkuje przewlekłym zmęczeniem. Skarży się również na bóle kręgosłupa. Mimo to każdego dnia, od rana do wieczora, sprawuje opiekę nad dwójką małych dzieci. - Dzisiaj na przykład zajmowałam się wnuczkiem od 6 rano do 20 wieczorem - mówi Teresa. - Córka pracuje w szpitalu. Jej dyżur trwa 12 godzin. Ale wraz z dojazdem do pracy i z powrotem do domu nie ma jej jakieś 14 godzin - dodaje. I te 14 godzin przypada właśnie pani Teresie. I nie jest to praca od poniedziałku do piątku. Ale też w soboty, niedziele i święta. "Bo córka pracuje w szpitalu".
Pytam pani Teresy, jak się z tym wszystkim czuje. - Lubię swoje wnuki. No i mogę im pomóc. Ale dla mnie to jest za duże obciążenie. Zwłaszcza że zdrowie już kiepskie. Żeby to chociaż było co drugi dzień, to miałabym trochę czasu dla siebie - mówi Teresa.
Czy kiedykolwiek próbowała to zasygnalizować swoim dzieciom? Nie, bo - jak przyznaje - "brakowało jej odwagi". - Już trzy razy zrezygnowałam z wyjazdu do sanatorium. Bo nie miał kto sprawować opieki nad wnukami - wspomina.
- Ale to dzieci nie zachęcały pani do pojechania do sanatorium? - dociekam. - Nie, nie zachęcały - słyszę w odpowiedzi. - Nie było nawet sensu składać dokumentów do sanatorium - przyznaje Teresa.
Dopytuję ją, czy w rodzinie nigdy nie padł pomysł, by zatrudnić kogoś do opieki z zewnątrz. Chociaż na kilka dni w tygodniu. Albo by posłać młodsze dziecko do żłobka. - Mieszkamy na wsi. U nas żłobka nie ma. A opiekunka to znowu nie taki tani koszt. I ponoć ciężko jest znaleźć opiekunkę. Ale tak naprawdę to nie wiem, jak wygląda sytuacja - mówi Teresa.
Jako że pani Teresa opiekuje się wnukami nawet po kilkanaście godzin dziennie, pytam, czy otrzymuje za to jakąś zapłatę. Albo chociaż - czy kiedykolwiek usłyszała od swoich dzieci propozycję zapłaty? - Nigdy mi czegoś takiego nie proponowali. I nie będą - odpowiada krótko. - Jakby mieli coś takiego zaproponować, to już by to zrobili - ocenia. A czy chciałaby taką zapłatę otrzymać? - No parę złotych, nawet symboliczne, byłoby dla mnie pomocne. Tak po 500 złotych miesięcznie od córki i syna. Bo tak w sumie to mam tylko 600 złotych chorobowego z KRUS-u [Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego - red.] - mówi Teresa.
Rodzicielska "żarłoczność"
- Jeśli dziadkowie nie pracują, to zająć się dzieckiem rok czy dwa, by pomóc córce, to nie jest żaden wyczyn. I powinni to zrobić z miłości do wnuków i z uśmiechem na twarzy - pisze jedna z mam w odpowiedzi na moje zapytanie rzucone na forum dla młodych matek.
- Myślę, że to naturalne, że dziećmi zajmują się dziadkowie - dodaje inna mama.
Skąd w części społeczeństwa przeświadczenie o tym, że pełnoetatowa opieka nad wnukami to powinność babć i dziadków? A w dodatku opieka nieodpłatna, której powinni się podejmować "z uśmiechem na twarzy"?
- Niestety, w zbiorowym myśleniu o starzeniu się wciąż nam bliżej do XIX niż XXI wieku - mówi doktor Magdalena Rosochacka-Gmitrzak. - Społeczeństwo uparcie zawęża dostępne role społeczne w starzeniu się do "babciowania" i "dziadkowania". Wciąż mało popularna jest społeczna i kulturalna oferta spędzania czasu po przejściu na emeryturę inaczej niż w gronie rodzinnym. A to grono potrafi odznaczać się dużą "żarłocznością". W przypadku starszych dorosłych członków rodzin - babć i dziadków - ich czas wolny często zostaje zagospodarowany przez dorosłe dzieci, które chętnie korzystają z tego niesamowitego zasobu swoich rodziców. Zatem to poziom tradycji i przekonanie, że "zawsze tak było" - wyjaśnia socjolożka.
I podkreśla z całą mocą: - Dorosłe dzieci nie mają prawa oczekiwać, że ich rodzice w całości poświęcą się opiece nad wnukami. Przypomnijmy, że babcie i dziadkowie wychowali już swoje dzieci. Ten rodzaj nieodpłatnej pracy na rzecz rodziny osoby starsze (a w szczególności starsze kobiety) mają już za sobą.
Podobnego zdania jest część mam, z którymi wchodzę w dyskusję na internetowym forum.
- Przecież to nie są już młodzi ludzie. Mają prawo odpocząć. Swoje dzieci już odchowali. A do tego przepracowali 30 lub 40 lat zawodowo. Jeżeli wykazują chęć zajęcia się wnukami, to super, wdzięczność razy milion. Ale nigdy nie pomyślałabym, że to ich obowiązek - deklaruje jedna z internautek.
- Uważam, że nie mogę od nikogo wymagać tego, by był wniebowzięty z powodu opieki nad moim dzieckiem. Ja bywam zmęczona, a co dopiero osoba starsza ode mnie. To ludzie, którzy całe życie pracowali i teraz mają możliwość, żeby trochę odpocząć, zrobić coś dla siebie. Oczywiście super, jeżeli opieka nad wnukami nie stanowi dla dziadków problemu. To się chwali i nic, tylko się cieszyć. Ale uważam, że mogą nie mieć na to ochoty. I to również ich prawo - dodaje inna mama.
- Rodzice swoje dzieci już wychowali i nie wyobrażam sobie, aby moja mama bądź teściowa zajmowały się moim dzieckiem "pełnoetatowo". Małe dziecko to ogrom energii i mnóstwo odpowiedzialności, której dziadkowie (mimo miłości do wnucząt) nie chcą brać na swoje barki - włącza się do dyskusji inna internautka.
Nie wszyscy podzielają te opinie.
Zdarza się, że dorosłe dzieci wyżej cenią dobrostan swoich dzieci niż dobrostan swoich rodziców. - Prędzej czy później odbije się to na funkcjonowaniu rodziny. Małe dzieci najsilniej uczą się przez obserwację. Więc jako rodzice powinniśmy zadać sobie pytanie: jaki obraz starzenia się chcemy przekazać naszym dzieciom? Babć i dziadków zredukowanych do ról opiekuńczych? Czy raczej zaangażowanych społecznie, kulturalnie, obywatelsko starszych dorosłych współtworzących świat, w którym żyją? - pyta Magdalena Rosochacka-Gmitrzak.
Oczywiście, oprócz uwarunkowań społeczno-kulturowych pozostają jeszcze inne kwestie. Magdalena Rosochacka-Gmitrzak: - Brakuje wystarczających rozwiązań systemowych, pozwalających uwalniać zasoby starszych dorosłych, a uruchamiać zasoby z poziomu państwa: odpowiedniej ilości i jakości żłobków, przedszkoli, świetlic szkolnych i pozaszkolnych, które działałyby w oparciu o poznane wcześniej potrzeby rodziców czy opiekunów małych dzieci.
- Polityka prorodzinna ograniczająca się do coraz nowych świadczeń zamiast inwestycji w ciągły rozwój infrastruktury opiekuńczej dla dzieci stawia rodziców w sytuacji ograniczonego wyboru: albo jedno z nich decyduje się nie pracować i jest to w zdecydowanej większości kobieta, albo odwołuje się do "naturalnych" czy "tradycyjnych" zasobów, jakimi są babcie i dziadkowie. Ci zaś, rozumiejąc niedobory możliwości opiekuńczych z poziomu podaży państwowej, zazwyczaj ruszają na pomoc, chcąc zadbać o możliwości zarobkowania i jakże często zwyczajnie "wiązania końca z końcem" przez rodziców dzieci - wyjaśnia socjolożka.
I te kwestie czysto finansowe bywają najistotniejszym aspektem. - Wielu polskich rodzin nie stać na zatrudnienie opiekunki - zwraca uwagę Magdalena Rosochacka-Gmitrzak.
Jak wynika z raportu serwisu wynagrodzenie.pl z 2022 roku, nianie w naszym kraju zarabiają średnio 3260 złotych brutto miesięcznie. W praktyce oznacza to, że 50 proc. opiekunek otrzymuje pensję mniejszą niż 3260 złotych, a 50 proc. - większą. Wysokość zarobków uzależniona jest od liczby przepracowywanych godzin, od miejscowości, w której niania jest zatrudniona (w dużych ośrodkach miejskich obowiązują wyższe stawki), a także od liczby dzieci do opieki i zakresu wykonywanych obowiązków.
Weźmy jednak tę średnią kwotę, czyli 3260 złotych. Oczywistością jest, że wiele polskich rodzin nie może sobie pozwolić na przeznaczenie takiej sumy na opiekunkę dla dziecka. I dlatego korzysta z pomocy babci. No dobrze. Ale przecież jeszcze przynajmniej teoretycznie są żłobki - ktoś mógłby powiedzieć. Ale i tu sprawa wcale nie jest taka łatwa. I to przynajmniej z kilku powodów.
- Wciąż panuje w Polsce silne przekonanie o wyższości rodzinnej opieki domowej nad prywatną (droga, niepewna, "co matka/babka - to nie opiekunka") lub instytucjonalną (żłobek, przedszkole). Te ostatnie Polacy wciąż postrzegają jako rodzaj "przechowalni" - tłumaczy Magdalena Rosochacka-Gmitrzak.
Choć należy przyznać, że w ostatnim czasie ten trend nieco się zmienia. Część młodych rodziców świadomie decyduje się posłać dziecko do żłobka czy przedszkola, żeby socjalizowało się z grupą rówieśniczą i uczyło budować więzi społeczne. Ale nawet jak rodzic chce posłać dziecko do żłobka czy przedszkola, to może napotkać problemy.
Jak wynika z corocznych raportów Głównego Urzędu Statystycznego w polskich żłobkach i przedszkolach po prostu… brakuje miejsc. Dlatego część rodziców decyduje się zapisać dziecko do placówki… jeszcze przed jego narodzinami. Ale i to wcale nie gwarantuje sukcesu. Ponadto za żłobek również najczęściej trzeba płacić. I to wcale niemałe pieniądze. Miejsce w prywatnej placówce to z reguły koszt ponad 1000 złotych miesięcznie. Nieco lepiej sytuacja przedstawia się w publicznych placówkach, ale i tam opieka rzadko kiedy jest całkowicie bezpłatna.
Dlatego też ciężko demonizować rodziców korzystających z pomocy babć i dziadków w opiece nad dziećmi. Bo przy niewystarczającej liczbie miejsc w przedszkolach i żłobkach, a także wysokich, przewyższających rodzinny budżet kosztach zatrudnienia opiekunki z zewnątrz seniorzy pozostają niekiedy ostatnią deską ratunku.
Wybór - słowo klucz
A jak opieka nad wnukami wpływa na zdrowie psychiczne i fizyczne seniorów? Na jakość i długość ich życia, poziom szczęśliwości, emocjonalny dobrostan? Ciężko tu o jednoznaczne odpowiedzi, bo w grę wchodzi co najmniej kilka składowych.
- Zależy to od wieku seniora i od tego, jak bardzo jest to obciążające - mówi Magdalena Foryś, socjolożka, mediatorka i badaczka, specjalizująca się w polityce senioralnej, edukacji i dobrostanie psychicznym osób starszych, od 12 lat związana z instytucjami i organizacjami pozarządowymi działającymi na rzecz seniorów. - Czym innym będzie okazjonalna opieka lub nawet codzienna, ale po 3-4 godziny dziennie, a czy innym opieka po 8-10 godzin każdego dnia - zauważa Foryś.
Potwierdza to berlińskie badanie nad starzeniem, przeprowadzone w latach 1990-2009 na ponad 500 osobach powyżej 70. roku życia. - Badanie wskazuje na pozytywny wpływ dbania o wnuki na długość życia starszych dorosłych, jeśli jest to opieka okazjonalna, negatywny zaś, gdy dziadkowie stają się opiekunami prawnymi bądź rodzicami zastępczymi dla swoich wnucząt, co przekłada się na pełnoetatową opiekę, często 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu, chociażby w przypadku niemowląt - tłumaczy Magdalena Rosochacka-Gmitrzak.
Również badania przeprowadzone w 2018 roku na polskim gruncie przez doktor Katarzynę Skałacką, badaczkę związaną z Instytutem Psychologii Uniwersytetu Opolskiego, wykazały, że im więcej czasu seniorzy spędzają na opiece nad wnukami, tym gorzej oceniają jakość swojego życia. Wiąże się to przede wszystkim z pogorszeniem ich stanu zdrowia, prowadzeniem bardziej stresującego trybu życia, a także powstawaniem nowych międzypokoleniowych konfliktów rodzinnych.
Z kolei dane zgromadzone przez Giorgia Brunello w projekcie SHARE (The Survey on Health, Ageing and Retirement in Europe) wskazały, że zwiększenie czasu opieki nad wnukami o 10 godzin miesięcznie powoduje wzrost prawdopodobieństwa wystąpienia depresji o 3,2 - 3,3 proc. u kobiet i 5,4 - 61,1 proc. u mężczyzn.
- Bardzo ważny jest tutaj również aspekt wyboru. Jeśli rodzic przychodzi i mówi: "Musisz to zrobić, bo inaczej stracę pracę / rodzina się posypie", to wtedy senior czuje się zobowiązany, przymuszony do opieki nad wnukami. A to może negatywnie wpłynąć na jego dobrostan psychiczny - mówi Magdalena Foryś. I jednocześnie zaznacza: - Oczywiście, niektóre osoby tego chcą, pragną, nawet nie mogą się doczekać opieki nad wnukami. Ale wielu seniorów zostaje w to po prostu wdrożonych, wtłoczonych, bez zapytania o zdanie. Niejako wymusza się to na nich emocjonalnie.
I znów - część seniorów podejmuje się jej całkowicie dobrowolnie. Chce uczestniczyć w życiu najmłodszych członków rodziny i czerpie z tego radość. Ma zajęcie, któremu się oddaje i zyskuje w ten sposób nowy sens życia.
Ale i tu trzeba uważać.
W pewnym momencie dziecko dorasta, idzie do szkoły podstawowej i opieka babci lub dziadka nie jest już tak bardzo potrzebna jak wcześniej. A przynajmniej nie w takim wymiarze godzinowym jak dotychczas. Co wtedy dzieje się z tak seniorem? W jakiej sytuacji zostaje on postawiony?
- Babcie i dziadkowie mogą doświadczyć "syndromu pustego gniazda" - zauważa Magdalena Rosochacka-Gmitrzak. I to po raz kolejny. Bo w przeszłości już "syndromu pustego gniazda doświadczyli". Kiedy dorastały i opuszczały rodzinny dom ich własne dzieci. A teraz z trudnym doświadczeniem muszą zmierzyć się powtórnie.
- Mogą pojawić się stany depresyjne, poczucie dezorientacji - wtóruje jej Magdalena Foryś. - Dana osoba przez przykładowo 10 lat miała jakieś zajęcie, robiła różne rzeczy. I nagle pozostaje bez tego zajęcia i bez rozwiniętych kontaktów społecznych poza rodziną. Trzeba zaznaczyć, że inaczej to wygląda w dużych miastach, a inaczej w małych miejscowościach. W dużych miastach taka osoba ma więcej możliwości poradzenia sobie z tą sytuacją. Może chociażby pójść do psychologa. Znaleźć inną aktywność. Natomiast w mniejszych miejscowościach taka osoba może całkowicie wypaść z życia społecznego - zauważa Foryś.
Dlatego tak ważne wśród osób starszych jest posiadanie własnego grona rówieśniczego, budowanie siatki społecznej poza gronem rodzinnym i poszukiwanie alternatywnych zajęć. A o tym wie coś pani Basia.
Jestem dziewczyną z teledysku Maty
Z panią Basią, prawie siedemdziesięcioletnią mieszkanką Warszawy, jestem umówiona na rozmowę telefoniczną. Gdy dzwonię do niej, prosi, żebym chwilę poczekała. Właśnie wychodzi z Pałacu Kultury i Nauki, bo odbierała pakiet startowy na 44. Maraton Warszawski. Tak, pani Basia biega w maratonach. Ale nie tylko. Gra też w kabarecie Pora na Seniora, ostatnio sama napisała sobie stand-up. I to pod przewrotnym tytułem: "Starszej pani parcie na szkło". Bo pani Basia wprost przyznaje, że "ma parcie na szkło, bo ona się po prostu lubi".
Oprócz biegania w maratonach i grania w kabarecie pani Basia występuje też w filmach i teledyskach. - Jestem dziewczyną z teledysku Maty - mówi o sobie. - Jak rozmawiam z młodymi ludźmi i mówię im, że grałam u Maty, to ja jestem ich człowiek! - zaznacza z dumą. - Brałam też udział w teledysku Rammsteina. Jak już się chwalić, to chwalić, nie? - pyta.
Pani Basia jest również mocno aktywna w mediach społecznościowych. Prowadzi swoje konta na Instagramie i na TikToku. Przyznaje, że czasem nie nadąża za nowinkami technologicznymi, ale chętnie się ich uczy.
Nasza rozmowa jest przerywana. A to dlatego, że pani Basia stoi w centrum Warszawy, przed wejściem do Pałacu Kultury i co chwilę podchodzi do niej ktoś ze znajomych. Zagaduje, pozdrawia, czasem zrobi sobie z nią zdjęcie. "Genialnie wyglądasz, Basiu!" - słyszę w słuchawce. Przechodzę do meritum naszej rozmowy i pytam, czy nasza wspólna znajoma zarysowała jej, o czym chciałabym z nią pomówić. - No tak, o tym, że opieka nad wnukami to nie jest obowiązek babci i dziadka - odpowiada.
A dodajmy, że pani Basia swoje wnuki odchowała. A ma ich aż czwórkę. Najstarsze skończyło 26 lat, a najmłodsze - 11. Opiekę nad nimi podjęła w przeszłości dobrowolnie. Lubi dzieci i nie traktowała tego w kategoriach przykrego obowiązku. Ale postawiła warunki. Głównie finansowe. - Ponieważ zrezygnowałam z całego etatu i przeszłam na pół etatu, by zająć się wnukami, to to, co straciłam, było mi wynagradzane w pensji, którą dostawałam od dzieci - mówi Basia. I podkreśla, że nie były to żadne wielkie kwoty. Ale dzięki nim czuła, że jej praca jest zauważana i doceniania.
"Jakbym mamie chciała dać pieniądze, to kazałaby mi się puknąć w głowę"
Czy wypłacanie babciom i dziadkom wynagrodzenia za opiekę nad wnukami powinno być rozwiązaniem powszechnym? I tu niestety nie ma gotowych odpowiedzi. - Każdorazowo jest to sytuacja niezwykle indywidualna. I tak należy o niej myśleć - podkreśla Magdalena Rosochacka-Gmitrzak. - Jeśli budżet domowy starszej osoby, mówiąc kolokwialnie, "nie spina się", a budżet rodziców mógłby pomieścić taki wydatek, wówczas uważam, że takie rozwiązanie wydaje się zasadne. Rodzice wspierają wówczas nie tylko rodzinną, wielopokoleniową socjalizację dzieci, ale poprawiają funkcjonowanie swoich rodziców, powiększając ich zdolność do nabywania różnych usług, produktów czy ogólnie ujmowane poczucie sprawczości, decyzyjności finansowej - tłumaczy Magdalena Rosochacka-Gmitrzak.
Istotna zatem będzie tutaj sytuacja materialna seniorów. Jak wynika z raportu GUS, średnia emerytura w Polsce wynosi 2545 złotych brutto (dane na marzec 2022 r.), co przy obecnej drożyźnie jest kwotą niezwykle niską. Mężczyzna na emeryturze otrzymuje statystycznie 3184 złote, a kobieta - 2128 złotych. Warto tu przypomnieć, że opieka nad wnuczętami jest silnie upłciowiona i to głównie kobiety przyjmują na siebie te obowiązki.
Oczywiście, zdarzają się rodziny, w których starsze osoby dorosłe dobrze prosperują finansowo. - Uważam płacenie dziadkom za opiekę za bardzo dobry pomysł. Ale ja osobiście nie płacę. Sytuacja finansowa rodziców jest bardzo dobra i wiem, że to by ich uraziło - pisze jedna z internautek w odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie o wynagradzanie babć i dziadków za opiekę nad wnuczętami.
Rzecz jasna, ważna będzie również sytuacja materialna samych rodziców dzieci. Jeśli kogoś nie stać na opiekunkę ani na żłobek, to może się zdarzyć, że nie będzie go stać również na opłacenie własnych rodziców. Ale co w sytuacji, gdy środki finansowe pozwalają na chociaż symboliczne wynagradzanie pracy babci i dziadka? I tu głosy są niezwykle podzielone.
- Jakbym mojej mamie chciała dać za to pieniądze, to kazałaby mi się puknąć w głowę - komentuje Klaudia pod moim postem na forum dla młodych matek. - Nigdy nie spotkałam się z czymś takim, żeby dziadkom płacić za opiekę nad wnukiem. Nie było to praktykowane w mojej rodzinie. I szczerze mówiąc, chyba wolałabym zapłacić za żłobek niż płacić rodzicom za to, że mi z dzieckiem posiedzą - pisze inna internautka, Kamila.
Układ idealny
Ale są i tacy rodzice, którzy płacą babciom i dziadkom za opiekę nad wnuczętami. Przykładem jest Natalia, mama osiemnastomiesięcznego chłopca. - Trzeba za małym gonić, nakarmić go, przewinąć, a to nie są przelewki, tylko ciężka harówa. Tym bardziej że to nie jest jeden dzień w tygodniu czy tam okazyjna pomoc - tłumaczy Natalia. Dlatego otwarcie przyznaje, że płaci swojej teściowej za opiekę nad "młodym".
- Na początku teściowa nie chciała ani grosza - wspomina Natalia. - Powiedziałam, że jeśli się nie zgodzi, to nie pozostanie nam nic innego, jak oddanie małego do żłobka lub zatrudnienie kogoś obcego do opieki. A to już się teściowej nie podobało, bo szkoda jej wnusia - mówi Natalia.
Teściowa Natalii ma 62 lata. Wnukiem zajmuje się około pięciu godzin dziennie. - Do tej pory wypłacaliśmy teściowej 500 złotych. Nie chciała się zgodzić nawet na tyle. Ale finalnie ustaliliśmy, że "500 plus" będzie jej - tłumaczy Natalia. - Jednak wcześniej teściowa dorabiała sobie jeszcze na zlecenie w weekendy. Obecnie już zupełnie nie pracuje. Dlatego chcemy podnieść jej tę kwotę do 1000 złotych. Nie wiem, czy się uda, bo jest oporna - mówi z uśmiechem Natalia.
I przyznaje, że taki układ funkcjonuje idealnie. - Ja jestem zadowolona, bo mały ma najlepszą opiekę pod słońcem. A wiem o tym, bo pracuję zdalnie z domu i słyszę, co się dzieje za ścianami "biura". Tak że lepiej trafić nie mogliśmy. Babcia idealna - zachwala Natalia. - I super, że my też jakoś możemy pomóc teściowej, która nie jest w najlepszej sytuacji finansowej. Ma bardzo niską emeryturę. Gdyby nie pomoc dla nas, to zapewne poszłaby do pracy. Na pewno nie pozwoliłaby nam na wsparcie finansowe, gdyby nie miała poczucia, że nam pomaga. Więc myślę, że jest w pełni zadowolona z tego układu - mówi Natalia.
Ciężka praca popłaca?
Gdy już uda się przekonać babcię lub dziadka do przyjęcia od rodziców zapłaty, pozostaje jeszcze jedna kwestia do ustalenia - wysokość tej zapłaty. Jaką kwotę zaproponować, by była uczciwa i satysfakcjonująca, a jednocześnie nie krępowała seniora? Ile rodzin, tyle pomysłów i tyle rozwiązań.
- Płacę symboliczną kwotę. "Zapłata" to za dużo powiedziane. Daję swojej mamie 500 złotych. Ma najniższą możliwą emeryturę, więc stwierdziłam, że coś jej dorzucę - mówi mi Karolina, mama rocznej córki. - Kwota początkowo miała być wyższa, ale mama się nie zgodziła - dodaje. - Dodatkowo, w ramach podziękowania, czasami coś jej kupuję. Na przykład lepsze witaminy, coś dobrego do zjedzenia, coś do ubrania itd. Wozimy też mamę do lekarzy i na rehabilitację - opowiada mi Karolina.
- Zaproponowałam mamie 1000 złotych, które dostaję na dziecko. Odmówiła - mówi mi jedna z mam. Dla wyjaśnienia: 1000 złotych na dziecko przysługuje rodzicom w ramach tzw. rodzinnego kapitału opiekuńczego. Jest stosunkowo nowym świadczeniem (weszło w życie na mocy ustawy z 1 stycznia 2022 roku) będącym elementem Polskiego Ładu. Można je otrzymać jedynie na drugie i kolejne dziecko w wieku od 12. do ukończonego 35. miesiąca życia.
Jeszcze inaczej rozwiązała to Martyna. - Mama ma słabą emeryturę. Planowała iść do pracy, żeby się utrzymać. Dlatego będę jej płacić za opiekę nad moim synkiem tyle, ile płaciłabym za żłobek w naszych okolicach, czyli około 1500 złotych miesięcznie - mówi mi Martyna.
I o ile dla niektórych 500, 1000 czy 1500 złotych to kwota w pełni adekwatna, o tyle dla innych - może być zupełnie niewystarczająca. - Kobiety ze Wschodu, które nie znają języka, pracują za 20-25 złotych za godzinę. Wstyd zaproponować matce mniej - ocenia Marta. I pisze: - Jeśli już płacić to stawki rynkowe. Ale na pewno nie ośmieszać się kieszonkowym rzędu 500 czy 1000 złotych.
A jak w Polsce kształtują się stawki rynkowe za godzinę pracy opiekunki do dziecka? Jak już pisałam wcześniej, inaczej wygląda to w dużych ośrodkach miejskich, a inaczej - w mniejszych miejscowościach i na wsiach. Jak wynika z raportu serwisu wynagrodzenia.pl, w Warszawie nianie zarabiają średnio 19,04 zł za godzinę, we Wrocławiu - 17,22 zł, a w Gdańsku - 16,25 zł. Na najwyższe pensje mogą liczyć opiekunki zatrudnione na terenie województwa mazowieckiego (średnio 18,33 zł za godzinę). Z kolei najsłabiej wynagradzane są nianie pracujące w województwie podkarpackim (średnio 12,75 zł za godzinę).
Nie mam ochoty pakować się do trumny
Wróćmy na chwilę do naszych bohaterek. Gdy piszę ten tekst, ulicami Warszawy właśnie przebiega maraton. Maraton, w którym udział bierze pani Basia. - Moje czasy są tu i teraz. Mikołaj Kopernik może sobie mówić, że to były jego czasy. Bo on już umarł. A ja żyję tu i teraz i muszę korzystać z tego wszystkiego. Bo inaczej skapcanieję - mówi Basia. I zaznacza, że ona jeszcze nie ma "ochoty pakować się do trumny”. A zamiast szykowania sobie trumny woli spełniać własne marzenia.
A jakie marzenia ma pani Teresa? Pytam ją, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie musiała sprawować opieki nad wnukami. - Miałabym więcej czasu dla siebie. Na poratowanie zdrowia. Na odpoczynek. Mam króliki, kury, pieska. Więc jakieś zajęcie by było. A tak, to nawet nie mam jak na rehabilitację pojechać. Nie mówiąc już o sanatorium - podsumowuje Teresa.
Autorka/Autor: Ada Wiśniewska
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock