Prokuratura bada sprawę śmierci ciężko chorej 5-letniej dziewczynki, która, mimo reanimacji, zmarła w szpitalu. W bielskiej placówce z powodu braku lekarzy zamknięto oddział intensywnej opieki medycznej.
Bielska prokuratura rejonowa sprawdza, czy szpital pediatryczny w Bielsku-Białej zapewnił dziewczynce wystarczającą opiekę. Dziecko trafiło do szpitala w piątek w stanie ciężkim. Z informacji wicedyrektora szpitala Krzysztofa Merty wynika, że dziewczynka była głęboko upośledzona. Cierpiała na dziecięce porażenie mózgowe, napady drgawek i obrzęk mózgu. Nie widziała, ani nie słyszała.
W ciągu kilku godzin stan dziecka się pogorszył. Około godziny 22 w piątek lekarze rozpoczęli reanimację. Trwała około 30 minut. Gdy akcja nie przynosiła rezultatu, lekarze wezwali pogotowie. Anestezjolog ratował dziecko jeszcze ponad 20 minut, jednak bezskutecznie.
Lekarze w anonimowych wypowiedziach dla mediów sugerowali, że gdyby w placówce funkcjonował OIOM, szanse na uratowanie dziecka byłyby większe. Krzysztof Merta stanowczo temu zaprzeczył. - Dziecka nie dało się uratować. Stan upośledzenia był zbyt głęboki. Można powiedzieć, że dziewczynka znajdowała się w stanie ciężkim już w momencie urodzenia. Do działań lekarzy zastrzeżeń nie mieli rodzice dziecka, którzy dziękowali za tak długą reanimację - powiedział.
Bielski szpital pediatryczny od dłuższego czasu boryka się z brakiem lekarzy. Kłopoty są z anestezjologami, pediatrami, laryngologami, chirurgami i neurologami.
Doniesienie wpłynęło po wydarzeniu, które miało miejsce parę dni temu. Do szpitala pediatrycznego został przyjęty trzyletni chłopiec z niewydolnością oddechową. Zabrakło anestezjologa, który był w tym przypadku potrzebny. Maluch był w ciężkim stanie. Transport do Katowic był wykluczony. Chłopczyk trafił na OIOM dla dorosłych w bielskim szpitalu wojewódzkim.
We wtorek wicewojewoda śląski Artur Warzocha zapowiedział, że szpital skontrolują jego służby oraz wojewódzki konsultant do spraw anestezjologii.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24