Woda odeszła, zostały zgliszcza i problemy, a także pytanie, gdzie przyjdzie żyć i wychowywać dziecko. Pani Kornelia przygotowywała się do przyjścia na świat syna. Rzeka zabrała jej rodzinie w Stroniu Śląskim niemal wszystko. Materiał magazynu "Polska i Świat". Całe wydanie dostępne w TVN24 GO.
Pani Kornelia ma poród wyznaczony za niecałe trzy tygodnie i wybrane imię dla syna. – Będzie się nazywał Florek – mówi. Nie ma niestety pewności, gdzie Florek będzie dorastał, bo do jej uszkodzonego przez powódź domu w Stroniu Śląskim na razie nie można nawet wejść.
- Powinnam już siedzieć i sobie sortować ubranka, a nie, że ja muszę się martwić, czy my będziemy mieli gdzie mieszkać z tym dzieckiem – mówi Kornelia Grzeszczuk.
Na szczęście ubranek nie zaczęła sortować wcześniej - zostały na strychu i tylko dlatego udało się je uratować, zanim zakazano wstępu do budynku.
Zniszczony dom
- Nadzór budowlany powiedział, że budynek jest wyłączony, że nie można nawet skuwać ścian, nie można suszyć, nie można wchodzić do środka – wspomina pani Kornelia. - Po prostu zagraża zawaleniem – wyjaśnia. - Nie wiem, co z tym budynkiem będzie. Czy on będzie do wyburzenia, czy nadzór nam powie, że możemy remontować – dodaje.
Dzień przed przerwaniem wału przy tamie w Stroniu zostali ewakuowani, a potem z pobliskiej górki zobaczyli, jak rzeka przepływa przez ich dom.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Krajobraz po powodzi na nagraniach
Przed powodzią narzeczony pani Kornelii remontował pokój, w którym mieli w trójkę zamieszkać. - Chcieliśmy zrobić tam osobną łazienkę, osobną kuchnię, zaczęliśmy wszystko przygotowywać – mówi Brajan Stanek, który jest narzeczonym pani Kornelii.
- Pod koniec września mieliśmy już kończyć. Już jak zaczynała się powódź, miała przyjeżdżać wylewka, jakieś meble, mieliśmy kłaść panele, już wszystko miało być gotowe, ale zostaliśmy zaskoczeni taką sytuacją – dodaje.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Powódź zniszczyła dom trzypokoleniowej rodziny. Nowożeńcy założyli zbiórkę na odbudowę
Rodzina założyła zbiórkę
To był dom wielopokoleniowy, mieszkały tu jeszcze mama pani Korneli i babcia. - Wyjeżdżaliśmy stąd, to żeśmy szli po uda w wodzie. Brat nas wywoził na górkę. Spakowaliśmy się, wzięłam tylko plecak. Myślałam, że tutaj wrócę, że zdążę cokolwiek wziąć z tego domu – mówi Katarzyna Grzeszczuk, matka pani Kornelii.
Teraz rodzina prowadzi zbiórkę, w nadziei, że uda się odzyskać miejsce do życia. Katarzyna Grzeszczuk już sobie wyobrażała, jak jej pierwszy wnuk będzie się bawił w przydomowym ogrodzie. Dzisiaj to, że był tu jakikolwiek ogród trudno sobie nawet wyobrazić.
- Chciałabym tu być, robić, ale po prostu nie mogę, bo po pierwsze zamknięte, a po drugie są jakieś zobowiązania, które są ważniejsze, którymi się muszę zajmować: mamą, córką, żeby się przygotować na przyjście dziecka – podkreśla Katarzyna Grzeszczuk.
Chłopiec na szczęście jest zdrowy, ale pani Kornelia z powodu zmęczenia i stresu potrzebowała pomocy lekarzy. - Zasłabła, była w szpitalu. Parę dni wcześniej miała wypadek - wyjaśnia Katarzyna Grzeszczuk..
Rodzina znalazła tymczasowe schronienie w Lądku. Wzięli ze sobą część zwierząt, w tym kociątko, które przyszło na świat tuż przed powodzią, a którego mama tuż przed powodzią zaginęła. Teraz okazało się, że jest cała i zdrowa - wszyscy chcą wierzyć, że to dobry znak.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24