Dwie policyjne akcje, które przejdą do historii jako prawdziwe katastrofy. W Wiszni Małej zginął antyterrorysta, dwóch innych zostało rannych, w Inowrocławiu rannych zostało kolejnych dwóch policjantów. Reporter "Czarno na białym" TVN24 rozmawiał z policjantami o kulisach obu operacji. To, co usłyszał, bardzo różni się od oficjalnej wersji szefostwa policji.
Wszystko wskazuje na to, że antyterrorysta z Wiszni Małej zginął w akcji, w której nie było planu. Akcja, wbrew temu, co oficjalnie mówiła policja, była elementem dużej operacji i trwającego blisko dwa lata śledztwa. W tym samym czasie miały być zatrzymane trzy osoby z tej samej grupy: dwie pod Wrocławiem i jedna w podwarszawskim Legionowie.
"Desperat taki, że szkoda gadać"
Taka operacje i plan działań powinien zatwierdzać ktoś z kierownictwa policji, ale, według naszych informatorów, tak się nie stało. - Jeżeli jednostki z trzech województw realizują, to plan powinien być zatwierdzany przez komendanta głównego policji lub któregoś z zastępców. Jeżeli prawdą jest, że nie było planu, to jest to megakarygodne - podkreśla były oficer Centralnego Biura Śledczego Policji.
Komenda Główna nie odpowiedziała na pytania reportera "Czarno na białym" o to, czy był plan i kto ewentualnie go zatwierdzał. - Nie definiujemy błędów w organizacji tych działań. Oceniamy je jako zgodne ze sztuką i taktyką działania w tego typu sytuacjach - mówił natomiast 3 grudnia nadinspektor Jarosław Szymczyk, komendant główny policji.
I dodaje coś, co zszokowało policjantów. Na pytanie, czy policjanci wiedzieli, że osoby, które miały zostać zatrzymane, są uzbrojone, odpowiada: "nie, nie mieliśmy takiej wiedzy". - Wiedzieli, że ma broń, na sto procent - nie zgadza się ze słowami komendanta jeden z informatorów. - Na sto procent wiedzieli, że ten koleś jest niebezpieczny - powtarza.
Reporter "Czarno na białym" rozmawiał z policjantami, którzy rozpracowywali grupę Łukasza W. - Desperat taki, ze szkoda gadać. Bardzo taki porywczy i nie liczył się z niczym - przyznają.
Oficjalna wersja policji zakładała też, że cała akcja miała charakter niespodziewany. - Około godziny 23 w dniu wczorajszym uzyskaliśmy informacje, że ma miejsce próba włamania do bankomatu - mówił dzień po tragicznej interwencji nadinspektor Szymczyk.
- To bzdura, oni już dzień wcześniej się zasadzali. Mieli informacje, kto i gdzie. Dlatego przez dwa dni obstawiali ten sam bankomat - odpowiada na te słowa informator "Czarno na białym". - Wiodącą grupą był Gdańsk. Rozpracowanie było dwa lata, na sto procent - podkreśla oficer operacyjny policji. - Jeden z tych klientów to psychopata, wielokrotnie notowany facet - dodaje.
"Sytuacja wymknęła się spod kontroli"
Łukasz W. był znanym policji złodziejem. W latach 90. zaczynał od kradzieży nowych samochodów, wprost z salonów. Później przerzucił się na bankomaty, a jego wspólnikami byli ludzie z Gdańska. Nie używał ładunków wybuchowych. Policjanci twierdzą, ze wyjęcie kasety z bankomatu zajmowało mu od pięciu do sześciu godzin, dlatego zawsze robił to w nocy. Na bankomacie, tak jak w Wiszni Malej, wieszał karteczkę, że jest on nieczynny.
Tego feralnego wieczoru Łukasz W. wszedł do pomieszczenia za bankomatem, a na parkingu w samochodzie czeka jego wspólnik z krótkofalówką. Miał alarmować, gdyby coś nieoczekiwanego działo się w okolicy. Kilka minut przed godziną 23 do akcji ruszyły dwie policyjne grupy szturmowe. Jedna - z Gdańska - zatrzymała wspólnika złodzieja. Druga, z Wrocławia, podjechała do bankomatu.
- Sytuacja wymknęła się spod kontroli z racji takiej, że najprawdopodobniej przejechała tam albo karetka albo jakiś [inny] samochód uprzywilejowany na kogutach - mówi jeden z naszych informatorów. - I ten w bankomacie myślał, że jest atak, i dlatego zaczął od razu strzelać - podkreśla. - Dupy dali po całości ci, którzy ich rozpracowywali i ci, którzy przygotowywali warianty zatrzymania - zaznacza.
Dlaczego taki wariant zatrzymania?
Policjanci z którymi rozmawiał reporter "Czarno na białym", twierdzą, ze dowódca grupy nie wiedział dokładnie, z kim będzie miał do czynienia, dlatego zdecydował się podjechać tak blisko. Według informatorów między innymi to, co było mówione o Łukaszu W. na odprawie przed akcją, bada teraz Biuro Spraw Wewnętrznych. BSW sprawdza też, dlaczego wybrano właśnie taki wariant zatrzymania.
- Po co tu się z nim strzelać? To tylko bankomat - uważa były oficer CBŚP. - Po pierwsze ubezpieczony. Po drugie, on [złodziej - red.] już jest trochę w innej sytuacji emocjonalnej, udało mu się, zobaczył, że ukradł ileś pieniędzy. Wsiada do samochodu, odjeżdża. To jak ma pistolet, granat czy nóż, to on go już odkłada. On już jest bezpieczny - przekonuje.
Skoro policjanci podjechali tak blisko, powstaje też pytanie, czy w ogóle zdążyli sformować szyk, czy zdążyli wyciągnąć tarcze. - Jeżeli oni wysiadali z samochodu i od razu dostali ostrzał, to o czym mówimy? - mówi oficer operacyjny policji. - Oni nawet nie mieli kiedy tej tarczy tam wyjąć, albo może jedną tarczę wyjęli. Oni tak naprawdę chcieli dopiero formować szyk jakikolwiek. Oni dostali ostrzał, wysiadając z samochodu. Przecież wszyscy nie wyszli nawet. Nie było szyku. To jakaś bzdura - mówi.
"Nie zdążył strzelić"
Wcześniej, pod koniec września, doszło do strzelaniny w Inowrocławiu. Celem był Jakub K., bandyta poszukiwany za najcięższe przestępstwa, w tym porwania. Podczas próby zatrzymania dwóch policjantów zostało rannych, jeden ciężko. Na początku informowano, ze strzelał uciekający bandyta.
- Nie zdążył strzelić. Z tego co wiem, to nie zdążył strzelić - podkreśla oficer operacyjny policji. - On biegł do samochodu po tę broń. Oni gdzieś go na ulicy zatrzymywali, on biegł w tę stronę. I pobiegło za nim czterech i nie wiem, jakim cudem tamten strzelił - ocenia.
Według ustaleń redakcji "Czarno na białym", policjanci mieli zostać postrzeleni przez jednego z członków drużyny szturmowej antyterrorystów. Prokuratura, która bada sprawę, nie potwierdziła ale też nie zaprzeczyła tym informacjom. Policja zbiera pieniądze na człowieka, który w tej akcji został ciężko ranny. Na stronie Komendy Głównej można znaleźć informacje, że przeszedł już pięć operacji, a przed nim długa rehabilitacja.
Więcej materiałów na stronie "Czarno na białym" TVN24.
Autor: mm//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24