W sprawie zarobków najważniejszych osób w państwie Prawo i Sprawiedliwość przeszło długą drogę - od projektu ustaw z podwyżkami dla posłów, senatorów i rządu, po zakaz dla premii i zapowiedź cięcia wynagrodzeń o jedną piątą. Skąd ta zmiana frontu? Materiał magazynu "Czarno na białym".
Latem 2016 roku w czasie ostatniego posiedzenia Sejmu przed wakacjami PiS - po kilku miesiącach rządów - wnosi projekt podwyżek dla posłów, senatorów, ministrów, prezydenta i innych, najważniejszych osób w państwie.
- Powinni jednak zarabiać w sposób racjonalny - tłumaczył wówczas Jarosław Zieliński, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki mówił, że PiS "jest zdeterminowany, żeby przyjąć te zmiany".
Determinacji starczyło na jeden dzień. Opozycja mówiła o "jednym wielkim skoku na kasę państwową" i programie "koryto plus". Projekt wycofano, prezes PiS oświadczył, że "sprawa została zamknięta".
Jednak już następnego dnia PiS zgłosił kolejny projekt - tym razem dotyczący tylko podwyżek dla rządu. Po dwóch godzinach wycofali go sami wnioskodawcy. - Nie będzie żadnych podwyżek dla nikogo - oznajmiła wówczas rzeczniczka PiS Beata Mazurek.
Ukryte podwyżki
Były eurodeputowany Paweł Kowal w rozmowie z TVN24 wyjaśnia, że skoro podwyżki nie spodobały się opinii publicznej, to "stworzono system, w którym de facto ukryto te podwyżki".
Poseł PO Krzysztof Brejza nazywa to równoległym systemem drugich wynagrodzeń, który potem nazwano nagrodami - czyli przyznawanie każdemu ministrowi "mniej więcej tyle samo", po 5-6 tysięcy złotych.
To Brejza jesienią ubiegłego roku wpadł na trop rządowych nagród i wystąpił o informację publiczną w tej sprawie. - Półtora miliona złotych dla ministrów, trzy i pół miliona dla wiceministrów. 120 polityków partii rządzącej stworzyło sobie niejako pod stołem system uzupełniania wynagrodzeń - wylicza poseł.
System miał funkcjonować od 2016 roku aż do początku 2018 roku, kiedy doszło do zmiany na stanowisku premiera.
- Ludziom się przestało podobać, że politycy, którzy mówili: będziemy inni, okazali się w percepcji ludzi (...) tacy sami albo jeszcze gorsi - mówi Paweł Kowal.
Premier
W swoim expose Beata Szydło mówiła, że "polska polityka musi być inna", wspominała o "pokorze". Półtora roku później z tej samej sejmowej mównicy grzmiała, że pieniądze się ministrom "po prostu należały", co posłowie PiS nagrodzili skandowaniem jej imienia i owacją na stojąco.
- Inni ministrowie spuścili oczy, spuścili z tonu, prawie że przeprosili (...), natomiast u niej pełna buta - ocenia Kazimierz Marcinkiewicz, premier w latach 2005-2006. - To pokazało, jak władza niszczy człowieka. Ona tego nie wytrzymała i uznała, że legalnie, bo legalnie, ale "chapać" władza musi.
Była premier Ewa Kopacz, komentując obronę premii przez Szydło, mówi, że była to "mieszkanka żalu i jednocześnie chęci pokazania, że za wcześnie" została odstawiona do kąta.
Sprawa premii znacząco wpłynęła na sondaże. W ciągu miesiąca PiS stracił 12 punktów procentowych, a aż 75 procent badanych negatywnie oceniło przyznanie nagród - wynikało z sondażu Kantar Millward Brown przeprowadzonego dla "Faktów" TVN i TVN24.
"Vox populi, vox Dei"
W 2015 roku szef PiS mówił o "skromności", potem dodawał, że "do władzy nie idzie się dla pieniędzy".
Przed zaciekłą sejmową obroną nagród przez Szydło Kaczyński powiedział wpolityce.pl, że kazał jej "pokazać pazurki". Sam też bronił nagród, twierdząc, że to "absolutnie nie jest żaden skandal" i "nie można popadać w szaleństwo".
Po kilku dniach - kiedy PiS stracił w sondażach - wyparł się słów o "pazurkach", a nagrody kazał przekazać na Caritas. Zapowiedział też obniżenie o 20 procent pensji posłów i senatorów, obniżenie limitów wynagrodzeń samorządowców i zniesienie dodatkowych świadczeń dla szefów państwowych spółek.
Poseł Tadeusz Cymański w rozmowie z TVN24 mówi o braku entuzjazmu, wicemarszałek Senatu Adam Bielan twierdzi, że "szanuje decyzje polityczne", a poseł Stanisław Pięta po długim milczeniu przyznaje, że posłom i senatorom "nie będzie łatwo, ale wytrzymają".
"Korkociąg kłamstw i chciwości"
Kiedy na początku marca premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że koniec z premiami, do zdezorientowanych polityków obozu władzy - jak pisał "Super Express" - przyszła instrukcja, jak komentować rozdźwięk. Bielan w rozmowie z TVN24 przyznał, że doszło do "kakofonii", bo premier, była premier i szef PiS przedstawili różne argumenty.
- Medialny korkociąg kłamstw i chciwości. Korkociąg, który prowadzi ich w dół - twierdzi Brejza.
Autor: pk/adso
Źródło zdjęcia głównego: tvn24