- Ten, który wymaga natychmiastowego leczenia, jest przyjmowany natychmiast, nie opóźniamy. Niektórzy mogą czekać 15 minut, niektórzy godzinę, dwie, a niektórzy w ogóle nie powinni być na oddziale ratunkowym - mówi lekarz szpitala we Wrocławiu. Inny, z Radomia, chciałby zapobiec wpuszczaniu niektórych pacjentów na SOR-y, bo na Szpitalne Oddziały Ratunkowe przychodzą też ci, którzy nie chcą czekać w kilkumiesięcznej kolejce w przychodni. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Reporterzy "Czarno na białym" spędzili 24 godziny na SOR-ach w trzech miastach: Warszawie, Radomiu i Wrocławiu. Cyprian Jopek i Daniel Chaliński przyglądali się, jak wygląda rzeczywistość oddziałów ratunkowych. Kto tam trafia i jak długo czeka się na pomoc. To obraz widziany z perspektywy i lekarzy, i pacjentów.
Wrocław
Do Szpitala Uniwersyteckiego we Wrocławiu karetka przywozi młodego mężczyznę. Radosław Kaczyński ma poważnie uszkodzoną stopę, lekarze muszą nastawić nogę, zabieg będzie bolesny, potrzebna jest narkoza.
- Grałem w siatkówkę, wyskoczyłem do bloku, niestety spadając, nadepnąłem na stopę kolegi, który też wyskoczył do ataku - pacjent wyjaśnia przyczynę urazu. Pan Radosław zostanie przeniesiony na oddział ortopedyczny. Dr Goutam Chourasia uprzedza go, że potrzebna będzie operacja.
Dr Goutam Chourasia, to urodzony w Indiach chirurg, który 10 lat temu współtworzył ten wrocławski Szpitalny Oddział Ratunkowy.
- Ten, który wymaga natychmiastowego leczenia, jest przyjmowany natychmiast, nie opóźniamy. Niektórzy mogą czekać 15 minut, niektórzy godzinę, dwie, a niektórzy w ogóle nie powinni być na oddziale ratunkowym - mówi dr Chourasia. Jak dodaje, ci ostatni to co najmniej 50 procent wszystkich pacjentów.
Warszawa
Na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Szpitalu Praskim w Warszawie pojawia się średnio 80 pacjentów na dobę.
Najpoważniejszym przypadkiem tej doby jest niedoszły samobójca. Mężczyzna w średnim wieku, który z mostu wskoczył do Wisły. Kontakt z pacjentem jest ograniczony. W czasie, gdy lekarze w pierwszej kolejności diagnozowali tego pacjenta, inni musieli czekać.
Większość tego dnia ma urazy wymagające konsultacji ortopedycznej. - Do ośmiu godzin mniej więcej trzeba czekać - mówi jedna z pacjentek z poczekalni.
Z tym, że nieraz powinny być to konsultacje nie u lekarza na SORze, tylko u lekarza pierwszego kontaktu.
- Przyszłam tutaj, ponieważ pół roku temu miałam kontuzję kręgosłupa, a teraz ten uraz się odnowił. W przychodniach, jeśli chodzi o ortopedę, czas oczekiwania niekiedy wynosi nawet kilka miesięcy, z tego co mi wiadomo. Także tutaj, nawet jeżeli poczekam około 8 godzin, bo myślę, że tyle to potrwa, to i tak będzie to w miarę krótko - mówi kolejna pacjentka.
Czym jest SOR?
Ordynator SOR Szpitala Praskiego w Warszawie dr Łukasz Markiewicz wyjaśnia, że "z definicji Szpitalny Oddział Ratunkowy jest przeznaczony dla pacjentów, którzy są w bezpośrednim stanie zagrożenia życia lub zdrowia". - W praktyce ten system często w takim kontekście nie działa - zaznacza dr Markiewicz.
Jak dodaje, w wielu przypadkach lekarze na SOR-ze są sprowadzani do roli lekarzy pierwszego kontaktu. - Pacjenci i lekarze rodzinni wiedzą, że tu jest najszybciej - mówi.
- Jest też spora liczba skierowań. Lekarze, którzy wystawiają takie skierowania, którzy boją się odpowiedzialności, kierują do szpitala, żeby szpital zadecydował, co z tym pacjentem zrobić. Jeżeli my decydujemy, że takiego pacjenta do szpitala nie przyjmujemy, dajemy mu leczenie, na przykład antybiotyki, które ma zalecenie przyjmować w domu, to oczywiście w razie jakiś powikłań z lekarza jest zdejmowana odpowiedzialność, bo szpital czy SOR wypuścił go do domu - wyjaśnia.
Dr Markiewicz oddział prowadzi od ponad dwóch lat. Lekarzem jest od lat ponad 15. To jemu reporterzy "Czarno na białym" towarzyszyli podczas dyżuru.
Często na SOR-ze pojawiają się bezdomni, szczególnie w okresie zimowym. - Nie przychodzą bezpośrednio po pomoc medyczną. Przychodzą, bo jest ciepło, deszcz nie pada na głowę - opowiada.
Radom
Dr Krzysztof Hałabuz ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu opowiada reporterom o pacjencie, który przyszedł na SOR, bo tydzień wcześniej pracował piłą mechaniczną i opiłek wbił mu się w rękę.
- Od wczoraj zaczęło go boleć. Zrobiłem zdjęcie (rentgenowskie - red.), tego opiłka nigdzie tu nie widzę. Dostał antybiotyk, zalecenie zrobienia okładów i odpoczynku, zwolnienie lekarskie, czyli został obsłużony tak, jak powinien. Zajęło mu to wszystko półtorej godziny, a tak to musiałby pójść do lekarza rodzinnego zarejestrować się, dostać skierowanie do poradni chirurgicznej, stamtąd pójść na rentgen. Zajęłoby mu to cały dzień. Dla niego to wszystko tutaj było ekspresowo - tłumaczy dr Hałabuz.
- Dużą część pacjentów, którzy przybywają do szpitala, stanowią pacjenci z karetek pogotowia. Spora część wymaga przynajmniej wstępnej diagnostyki w oddziale ratunkowym, ale zdarzają się dni, że tych pacjentów jest bardzo dużo, a nie wymagają absolutnie żadnej inicjatywy SOR-u. To są katary, bóle gardła, bóle kolana - mówi internista dr Paweł Krzeszowski, który również ma tego dnia dyżur na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym.
Jego zdaniem, "powinna być zasada, że pacjent nie ma prawa trafić do oddziału ratunkowego bez skierowania". - Chyba, że są to sytuacje szczególne, to znaczy pacjent, który rzeczywiście jest po omdleniu, albo który ma bóle w klatce piersiowej - dodaje.
System nie działa tak jak powinien, czego powodem są kolejki i długi czas oczekiwania na pomoc, jak w przypadku pacjentki z bardzo wysokim ciśnieniem. - Każdy by chciał wejść i wyjść, ale to się nie da tak. I to wszędzie, na całym świecie - mówi pacjentka.
Jednak taka wyrozumiałość to wyjątek. Zwłaszcza, że pacjentka wyszła po pięciu godzinach spędzonych na SOR-ze.
Autor: KB/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24