- To nieprawda, że wszyscy są podsłuchiwani. Tak absolutnie nie jest. Niepokoi mnie, że jednak, że stenogramy z podsłuchów nie są niszczone, tak jak powinny - powiedział w programie "24 Godziny" były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. Skomentował w ten sposób doniesienia o podsłuchiwaniu przez ABW rozmów dziennikarzy "Rzeczpospolitej" i TVN.
Ćwiąkalski podkreślił, że należy pamiętać, iż rozmowy dziennikarzy Cezarego Gmyza z "Rz" oraz Bogdana Rymanowskiego z TVN zostały nagrane, gdyż były prowadzone z osobą (z jej telefonu), której założono podsłuch.
Chodzi o Wojciecha Sumlińskiego, podejrzanego w związku z domniemaną korupcją w komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych. - Dziennikarze dzwonili do osoby, która miała podsłuch, była zgoda na podsłuch. A to nie jest tak, że jak dzwoni ktoś ważny to się wyłącza (podsłuch), tak nie jest - powiedział były minister sprawiedliwości.
Prokuratura powinna kontrolować służby
Ćwiąkalski zwrócił jednak uwagę na inną rzecz. - Niepokoi mnie, że czy stenogramy z podsłuchów, które nie mogą być wykorzystane są rzeczywiście niszczone. Powinny być niszczone komisyjnie, ale praktycznie w tym zakresie nie nadzoruje się służb. Taka kontrola powinna być wprowadzona. Przyznałbym takie uprawnienia prokuraturze - powiedział. I podał przykład niezgodnego z prawem wykorzystania podsłuchów.
- Znam przypadek, że wykorzystano podsłuchy policyjne sprzed pięciu lata. Prokuratura wykorzystała je do oskarżenia tej osoby mimo, że sprawa dotyczyła 2004 r. a podsłuch został niby zalegalizowany przez sąd w 2008 r. Tymczasem orzecznictwo Sądu Najwyższego mówi wyraźnie, że legalizacja może nastąpić w ciągu pięciu dni - powiedział były minister sprawiedliwości.
"Niepokoi, że wyciekają informacje"
Ćwiąkalski pytany, czy w jego ocenie, wiceszef AWB wykorzystując podsłuchy rozmów dziennikarzy w procesie cywilnym z "Rz" naruszył prawo, odpowiedział: - Miał świadomość, że podsłuchy istnieją. Ale to prokurator wydał zgodę na ich udostępnienie. Być może stawia to go (wiedza o podsłuchach - red.) w uprzywilejowanej pozycji, ale czym innym jest wiedza o podsłuchach, a czym innym naruszenie prawa.
Były minister sprawiedliwości zapewnił, że nie jest tak, że wszyscy w Polsce są podsłuchiwani. - To nieprawda - zapewnił. I podkreślił jednocześnie, że niepokoi go, że w Polsce tak mało rzeczy jest tajnych. - Są służby, skąd informacje nie wydostają się na zewnątrz, nie ma publikowania w gazetach stenogramów np. z Agencji Wywiadu, czy Kontrwywiadu. A są takie gdzie to się niestety dzieje - powiedział Ćwiąkalski, nawiązując w ten sposób do wycieku podsłuchów CBA z afery hazardowej i stoczniowej oraz informacji o podsłuchach dziennikarzy dokonywanych przez ABW.
Podsłuchiwali, prokuratura zaprzecza
W sobotę "Rzeczpospolita" napisała, że ABW nagrała rozmowę dziennikarzy: Gmyza i Rymanowskiego prowadzoną z telefonu Sumlińskiego. Według gazety, niezgodne z prawem było to, że nie zniszczono zapisów z podsłuchów rozmów, które nie miały związku ze sprawą.
"Rz" kwestionuje też udostępnienie materiałów ze śledztwa pełnomocnikowi wiceszefa ABW Jacka Mąki w związku z procesem cywilnym, jaki wytoczył on "Rz".
Rzecznik rządu Paweł Graś zapewnił, że podsłuch był stosowany tylko wobec podejrzanych, a jeśli nagrano także rozmowy dziennikarzy, to dlatego, że kontaktowali się z podejrzanymi.
Zastępca prokuratora apelacyjnego w Warszawie Robert Majewski informował, że podsłuch w śledztwie dotyczącym próby handlu tajnymi dokumentami z weryfikacji WSI był stosowany wobec podejrzanego Wojciecha S., a nie wobec rozmawiających z nim dziennikarzy. Podkreślił też, że udostępnienie części dokumentów prawnikowi Mąki było zgodne z prawem i odbyło się po odtajnieniu dokumentów, kiedy także podejrzani mogli się już zapoznać z materiałem dowodowym.
Sam Mąka przesłał oświadczenie, w którym wyjaśnił, że jego pełnomocnik wystąpił o dokumenty z postępowania karnego wobec Wojciecha S. i Aleksandra L. w związku z procesem o ochronę dóbr osobistych i uzyskał dostęp do nich zgodnie z kodeksem postępowania karnego. Według Mąki, udostępnione jego pełnomocnikowi dokumenty mają znaczenie dla oceny wiarygodności pozwanego przezeń Gmyza.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24